Bungie i Riot Games w walce z oszustami. Pozew przeciwko GatorCheats
Oszuści są wśród nas, nawet w grach
Nie jest tajemnicą, że gry sieciowe zmagają się z wszelkiej maści oszustami, którzy korzystają z nielegalnego oprogramowania, by np. widzieć przez ściany, strzelać przez nie lub automatycznie przenosić celownik karabinu na przeciwnika i w mgnieniu oka go wyeliminować. Stosowanie różnego rodzaju “anti-cheatów” rozwiązuje na jakiś czas problem, ale prędzej czy później zawsze pojawi się grupa hakerów, którym uda się złamać zabezpieczenie.
Firma GatorCheats specjalizowała się w tym, a swoje oprogramowanie pozwalające złamać m.in. Vangurada, system zabezpieczający zastosowany w Valorancie, sprzedawała w formie abonamentu. Za 90 dolarów wykupowało się dostęp do programu na miesiąc; wykładając 250 dolarów natomiast otrzymywało oprogramowanie na trzy miesiące. Płacąc 500 dolarów, można było dostać program na własność.
Riot, Bungie lawsuit by Polygondotcom
Trudno się zatem dziwić niezadowoleniu Riotu, który włożył ogromne ilości środków w stworzenie i późniejsze dopracowanie systemu (start Valoranta nie był najlepszy właśnie ze względu na ciągłe usterki Vanguarda). Z podobnymi problemami zmagało się Bungie przy okazji swojego Destiny 2, które jeszcze w zeszłym roku próbowało zablokować działanie GatorCheats. Pomimo zniknięcia oficjalnej strony, deweloperzy dalej podtrzymują, że firma po cichu sprzedaje swoje oprogramowanie, narażając studio na straty.
Pozew rozwiąże problem?
Z tego właśnie względu do sądu w Centralnej Kalifornii wpłynął pozew przeciwko GatorCheats i jego właścicielowi, Cameronowi Santosowi, którego powodami są Bungie oraz Riot. Studia postanowiły połączyć swoje siły w walce ze wspólnym wrogiem, by:
[…] położyć kres nielegalnej, nastawionej na zysk sprzedaży i dystrybucji złośliwego oprogramowania zaprojektowanego w celu umożliwienia członkom społeczeństwa uzyskania nieuczciwej przewagi.
Obie firmy miały stracić ponoć miliony dolarów, ale w pozwie nie napisano, w jaki sposób doszło do powstania strat. Możliwe, że chodziło o poświęcony czas i środki na zwalczenie oprogramowania. Jak zauważa polski Eurogamer, do strat mogło również dojść w wyniku zniechęcenia części graczy danym tytułem, a co za tym idzie, braku przychodów z mikropłatności. Warto pamiętać, że obie gry są darmowe, dlatego sprzedaż elementów kosmetycznych jest dla deweloperów jedyną opcją zarabiania na danym tytule.