Doom Patrol. Tom 1 i 2 [RECENZJA]
Doom Patrol – zapomniany klasyk?
– Najbardziej szalona historia o superbohaterach, jaka kiedykolwiek powstała – tak o Doom Patrol napisano na łamach amerykańskiego magazynu The Atlantic. Cytat ten widnieje na okładce tegorocznego zbiorczego wydania wybranych zeszytów z historiami, do których scenariusz napisał Grant Morrison. Jedni się pod tym twierdzeniem podpiszą, inni z zaprzeczeniem pokręcą głową, ale na pewno należy się zgodzić z tym, że genezą sięgająca 1963 roku seria, stworzona przez tercet Arnold Drake, Bob Haney i Bruno Premiani, ma swoje zasłużone miejsce w historii sztuki komiksu.
Trudno jednak nie odnieść wrażenie, że nawet będąc tą najbardziej szaloną historią o superbohaterach, Doom Patrol pozostaje w cieniu innych kultowych dokonań rysowników ze świata DC Comics, nie mówiąc już o osiągnięciach z konkurencyjnego Marvel Comics. Może i sama nazwa nie będzie obca, ale na pewno to nie Cliff Steele czy Rita Farr przyjdą przechodniom na ulicy na myśl, gdy z zaskoczenia zapytamy ich o znanych superbohaterów. To jednak Batman, X-Men, Spider-Man czy Wonder Woman pozostaną tymi najbardziej rozpoznawalnymi oraz cieszącymi się największą popularnością herosami.
Oczywiście wpływ na to ma przede wszystkim fakt, że w naszym kraju o Doom Patrol właściwie się nie mówi i nigdy tej serii polskiemu gronu czytelników nie zaproponowano. Co prawda na stronach internetowych z aukcjami znajdziemy wystawione na sprzedaż oryginalne, anglojęzyczne zeszyty, lecz dopiero mający w zeszłym roku premierę serial (dostępny na HBO GO) oraz wydane dwa (z trzech zaplanowanych) zbiorcze tomy z przygodami członków Doom Patrol umożliwiły naszemu środowisku sympatyków obrazkowych historii na dobre zapoznać się z tym pełnym absurdów oraz nieszablonowej akcji superbohaterskim światem.
Zresztą kwestia popularności Doom Patrol nie dotyczy tylko nas. Myślę, że w samej Ameryce postaci Drake’a, Haneya, Premianiego oraz kontynuatorów ich myśli wyraźnie ustępują bardziej innym, bardziej cenionym superbohaterom. Przyczynić się do tego mogły przerwy, z jakimi wydawana jest seria. Po wspomnianym debiucie w 1963 roku zeszyty ukazywały się przez kolejne pięć lat. Od 1968 trwała niemal dwudziestoletnia przerwa (za wyjątkiem 1977, gdy ukazały się zeszyty numer 122-124 w formie reprintów) i dopiero w 1987 Doom Patrol został na dobre przywrócony. Pierwsze osiemnaście zeszytów przygotował Paul Kuppenberg, a od dziewiętnastego dalej wyzwania wskrzeszenia serii podjął się niespełna trzydziestoletni Grant Morrison. I to właśnie dzięki Brytyjczykowi omawiana saga zyskała popularność, jaką nie mogła się pochwalić nawet w latach 60.
Doom Patrol – zbiorcze wydanie komiksów Granta Morrisona
Rzadko w przypadku pisania recenzji danego komiksu zwracam uwagę na to, jak został on wydany, lecz w tym przypadku warto parę słów skrobnąć. Zarówno pierwszy, jak i drugi tom to porządnie przygotowana lektura w twardej oprawie po blisko 500 stron formatu A3 wydrukowanych na kredowym papierze. Całość trochę waży, nie powiem, ale trzyma się i przerzuca kartki z dużą dozą przyjemności. Za to wielki plus dla wydawnictwa Egmont.
Koncept na to wydanie zbiorcze jest taki, aby w trzech tomach czytelnik mógł poznać Doom Patrol według Granta Morrisona. W efekcie na poszczególną część trylogii składa się poprzedzonych oryginalnymi okładkami kilkanaście zeszytów (w pierwszym są to numery od 19. do 34.; w drugim zaś od 35 do 50 + dodatki specjalne), które ukazywały się na amerykańskim rynku od końca lat 80. do pierwszej połowy 90.
Myślę, że w tym przypadku trudno szerzej pisać o fabule, ponieważ nawet streszczenie tego, o czym jest Doom Patrol i jakie wątki śledzimy podczas niekrótkiej lektury, zajęłoby naprawdę sporo miejsca. Postaram się wobec tego bardziej ogólnikowo podzielić się swoimi wrażeniami po kilku dniach czytania.
Medias in res – czy zabieg sprawdza się w przypadku komiksów?
Uczciwie przyznam, że nie poznałem tej serii sprzed ery Morrisona, zatem można rzec, że startowałem mniej więcej od środka. Czy ma to wpływ na odbiór komiksu? W jakimś stopniu na pewno i pomimo że w zestawieniu ze sobą kilku zeszytów można zauważyć nie zawsze obecny ciąg przyczynowo-skutkowy, a ekspozycja danych postaci została tak przygotowana, aby nie cierpieli czytelnicy niezaznajomieni z częścią serii sprzed numeru 19., to trudno się pozbyć wrażenia, że poszczególne historie zawierają smaczki, nawiązania do wcześniejszych przygód. Nie wpływa to jednak na generalny odbiór komiksu i można stwierdzić, że Morrison postarał się, aby nikt nie miał problemu z odnalezieniem się w fabule.
To, co charakteryzuje Doom Patrol, to akcja rozgrywana na wielu płaszczyznach. Komiks przypomina długi film powstały zgodnie z zasadą montażu równoległego. Niektóre wątki obejmują dwa zeszyty, na zakończenie innych należy poczekać do czwartego czy nawet piątego. Poza gronem głównych bohaterów na kartach komiksu przewija się mnóstwo postaci, a lokalizacje zmieniają się dość szybko. Co istotne – fizycznie spotykani bohaterowie prezentują się naprawdę wyjątkowo. Niczym w sadze Gwiezdnych Wojen naszą uwagę potrafią przykuć nawet trzecioplanowe czy epizodyczne istoty. Trzeba oddać twórcom to, że wykazali się niezwykłą wyobraźnią i talentem, będąc w stanie przez tyle czasu współpracy stale proponować nowe wizerunki wymyślanych postaci.
Miejsca, w których rozgrywa się akcja, są iście kosmiczne, surrealistyczne. Nawet zwykła ulica ma własną tożsamość i staje się w tej rozbudowanej opowieści osobnym bohaterem (nazywanym Dannym Ulicą) i w gruncie rzeczy jest czymś więcej niż tylko długą drogą z przylegającymi do niej chodnikami oraz sklepowymi witrynami. Inną sprawą jest to, że czasami lokalizacje zmieniają się tak często oraz gwałtownie, że nie zdążymy się z nimi wystarczająco zapoznać.
Przydałoby się, aby danemu miejscu poświęcić więcej czasu, aby bohaterowie dłużej w nim poprzebywali. Tak się niestety nie dzieje i po kilkuset stronach trudno wskazać przynajmniej kilka stałych scenerii, które stałyby się przez czytelnika rozpoznawalne. Postaci wędrują po wielkim świecie, lecz momentami nadmiar lokalizacji staje się mankamentem komiksu.
Doom Patrol na kozetce
Teraz może kilka słów o najważniejszych postaciach. Przede wszystkim ważne w tej opowieści jest to, że mamy do czynienia z pewną dekonstrukcją mitu superbohaterów. Oczywiście członkowie Doom Patrol niosą pomoc i korzystają ze swoich umiejętności, aby zwalczać zło, ale nie stanowią klasycznie sportretowanych herosów. Podczas lektury brakuje nam poczucia, że obcujemy z niezwyciężonymi i troskliwymi o świat Bogami. Są to postaci, dla których własne nadnaturalne zdolności potrafią być ciężarami, a tęsknota za byciem „zwykłym” człowiekiem nierzadko powraca.
To superbohaterowie, których historie mogłyby się rozpoczynać niczym odcinki Rodziny Soprano – od wizyty na wygodnej sofie w gabinecie pani psycholog. Doskwierają im problemy związane nie tylko z aspektami fizycznymi, lecz także psychiką. Ta tęsknota za człowieczeństwem dotyczy również „zwykłego” myślenia, pozbawionego kategorii bycia superbohaterem.
Przede wszystkim to postaci, które rzadko kiedy spotykają się z uznaniem za swoje dokonania. Nie są uwielbiane przez społeczeństwo jak Batman czy Spider-Man. Czują się wyalienowane i ich nieustanna wędrówka po rozmaitych sceneriach, o której już wcześniej napomknąłem, symbolicznie oddaje nieprzerwane poszukiwanie własnego kąta w tej zwariowanej, pełnej dysharmonii rzeczywistości.
Najdobitniej dowodzi tego charakterystyka Cliffa Steele’a – byłego kierowcy wyścigowego, którego ocalony po straszliwym w skutkach cielesnych wypadku mózg umieszczono w ciele robota. Stanowi on przykład postaci, która nie pragnie być superbohaterem i zmuszona była pogodzić się z tym, że nim została. W Cliffie próżno szukać radości czy pasji. Korzysta ze swoich mocy, bo na to skazał go los.
Ponadto Steele znakomicie reprezentuje poziom humoru, jakim w ogólnym spojrzeniu nacechowany jest Doom Patrol – ironiczny, często niedorzeczny, obecny w dialogach, które zdumiewają już za samo włączenie ich do komiksu o superbohaterach. Jest to też humor, który w czytelniku wzbudza mieszane uczucia – z jednej strony na skutek zabawnej rozmowy między bohaterami albo spontanicznym komentarzem Cliffa szeroko uśmiechamy się pod nosem, z drugiej towarzyszy nam nuta smutku, gdy zaczynamy rozumieć tragizm tych bohaterów. Rozumieć również to, że pod całą otoczką zwalczania zła kryje się metoda na przepracowanie traumy.
Paleta postaci jest naprawdę szeroka
Oprócz Cliffa jest jeszcze stale noszący elegancki (przypominający bogartowski trencz) płaszcz Larry Trainor, były pilot wojskowy, obandażowany w całości, aby chronić społeczeństwo od obecnej w nim tajemniczej istoty pełnej negatywnej energii i emitowanego na skutek niej promieniowania; Szalona Jane, która w wyniku wydarzeń z dzieciństwa rozwinęła w sobie aż sześćdziesiąt cztery oddzielne osobowości, nad kontrolą których stale pracuje; podobna do małpy Dorothy Spinner, która (jak to ujmuje sam Gran Morrison) „potrafi uzewnętrznić i zmaterializować zawartość swojej podświadomości”, a także Josh Clay – pełniący funkcję lekarza zespołu.
Myślę, że najbardziej intrygującą bohaterkę pozostanie jednak Rhea Jones, zwana Magnetytem. Głównie za sprawą pomysłu na poprowadzenie tej postaci, z którego realizacją mamy do czynienia przez większość drugiego tomu. Rhea po przebudzeniu ze śpiączki przechodzi istną metamorfozę – jest niezwykle enigmatyczna oraz nieprzewidywalna w swoim zachowaniu, przez co staje się dla czytelnika bardzo atrakcyjną postacią i z zainteresowaniem śledzimy jej losy.
Najsłabiej z omawianego grona wypada profesor Niles Caulder – ze względu na porażenie kończyn poruszający się na specjalnym wózku zamożny z nieprzeciętną inteligencją naukowiec, a do tego lider zespołu Doom Patrol. Pomimo że jest to postać charyzmatyczna i w warstwie dialogowej zajmująca, to zademonstrowana w dość standardowy sposób. Tego rodzaju genialnych naukowców poznawaliśmy wielokrotnie i na pewno jeszcze w naszej przygodzie z rozmaitymi dziełami sztuki spotkamy.
Archaicznie czy oldschoolowo?
Autorzy Doom Patrol mocno czerpią z popkultury – pojawiają się śpiewane przez bohaterów piosenki z lat 50. oraz 60., gry słowne polegające na przeinaczaniu sławnych cytatów czy porzekadeł; znajdziemy odniesienia do przedstawicieli dziedzin filozofii, sztuki konceptualnej, malarstwa, a niektóre sekwencje przypominają dzieła Salvadora Dalego albo wyjęte ujęcia z najlepszych filmów Luisa Buñuela, Jeana Cocteau czy Alejandro Jodorowsky’ego.
Cały ten gatunkowy miszmasz sprawia, że również strona wizualna jest wyjątkowa. W Doom Patrol nie znajdziemy ładnie skomponowanych kadrów. Ujrzymy za to płaszczyzny świadomie wystylizowane, deformujące rzeczywistość, pełne krzywizn i załamań perspektywy. Również w swojej fizyczności niektórzy bohaterowie prezentują się jak obiekty przeniesione z malarskich dzieł kubistów. Warstwa graficzna komiksu może być jednak dla pewnej części odbiorców już nieco archaiczna i nie zdziwią mnie opinie, zgodnie z którymi Doom Patrol trochę się pod tym względem zestarzał.
Recenzja Doom Patrol. Tom 1 i 2 – podsumowanie
Pierwsze dwa z trzech zaplanowanych zbiorczych wydań Doom Patrol to prawdziwa perełka na polskim rynku wydawniczym. Mogąca nie wszystkim przypaść do gustu chaotyczna struktura i ewidentnie wywodząca się z zeszłego wieku kreska to nieliczne (potencjalne) wady tej rozbudowanej opowieści – idealnej pozycji literackiej dla tych, którzy łakną świeżego spojrzenia oraz niestandardowego podejścia do świata superbohaterów.