Dragon Ball: Odrodzony jako Yamcha [RECENZJA]

Radosław Dąbrowski Komiksy Publikacja: 30.09.2019, 11:00 Aktualizacja: 30.09.2020, 11:08
W zeszłym tygodniu zrecenzowałem pierwsze sześć tomów Dragon Ball Super. Tym razem postanowiłem napisać o komiksie, który został określony jako „historia poboczna”, i poświęcony jest znanemu doskonale każdemu fanowi DB bohaterowi – Yamchy. Czy warto go przeczytać?
odrodzony jako yamcha recenzja
8 Udostępnień

Kilka słów o Yamchy

Zanim przejdę do analizy samego komiksu, pragnę nakreślić ogólną charakterystykę Yamchy. Postać, która zarówno w literackim pierwowzorze Dragon Ball, jak i w serialu pojawia się bardzo szybko i mniej więcej do połowy Dragon Ball Z odgrywa głównie rolę drugoplanową, sukcesywnie przeradzającą się w epizodyczną.

Yamcha to jeden z pierwszych poważniejszych zawodników, jakich na swojej drodze spotkał Son Gokū. To żyjący na pustyni w towarzystwie kota Pǔěra ambitny wojownik, z mocno narcystycznym zacięciem, lubiący przeglądać się w lustrze i nienawidzący niedoskonałości (myślę, że wielu Czytelników pamięta lament Yamchy po ukruszonym zębie).

Yamcha to bojownik niespełniony. W Turnieju Sztuk Walki o Tytuł Najsilniejszego pod Słońcem regularnie odpadał w ćwierćfinale (casus piłkarskiej reprezentacji Meksyku i 1/8 finału), choć losowanie wydawało mu się dopisywać. Przegrywał głównie z niepozornymi przeciwnikami o niezbyt wojowniczym wizerunku i atrybutach fizycznych (na skutek czego byli przez każdego lekceważeni), którzy w istocie pod maską kamuflażu kryli wielkie oblicze (najpierw był to Żółwi Mistrz, następnie sam Wszechmogący). Mniej więcej w połowie Dragon Ball Z Yamcha nabierał coraz większej świadomości dzielącej go od reszty walczących i jako „szary” Ziemianin nie miał szans, aby dorównać Gokū czy Vegecie. Stąd decyzja o całkowitym wycofaniu się z fizycznych zmagań.

Czy postać Yamchy potrzebuje osobnej historii?

Takie pytanie można byłoby zadać twórcom komiksu Odrodzony jako Yamcha. Muszę przyznać, że Yamchę zawsze lubiłem i nawet mu dopingowałem, aby wreszcie odegrał większą rolę, ale z biegiem czasu i z każdym kolejnym odcinkiem/tomem widoczny był gasnący potencjał i twórcom serii zaczynało brakować na niego pomysłu. Niemniej najwyraźniej uznano, że po latach warto do tej postaci wrócić i poświęcić jej osobne blisko 150 stron, albowiem tyle składa się na omawiany dodatek specjalny.

Odrodzony jako Yamcha premierowo ukazał się na japońskim rynku w 2017 roku. Polscy czytelnicy musieli trochę poczekać i w ich ręce trafił dopiero w kwietniu minionej wiosny, ukazując się pomiędzy poszczególnymi tomami Dragon Ball Super.

O Yamchy, ale nie do końca

Gdy przewróciłem kilka pierwszych stron tytułowych i rozpocząłem czytanie, odczułem lekkie zdumienie. Nie ujrzałem bowiem czegokolwiek rozpoznawalnego ze świata Dragon Ball, lecz nieznanych dwóch chłopaków przemierzających ulicę w pewnym mieście. I tutaj trzeba wyjaśnić zasadniczą kwestię, a mianowicie znaczenie członu „odrodzony”.

Historia nie dotyczy stricte Yamchy, lecz jednego z tych dwóch wspomnianych młodych ludzi, który dość przypadkowo i niespodziewanie ginie, po czym odradza się w komiksowej przestrzeni jako bohater Dragon Ball. Nie od razu jest tego świadom, a można się domyślić, jak wielkie jest jego zdziwienie, gdy dociera do niego, że od teraz będzie poruszać się ciałem i mówić głosem Yamchy.

Wszyscy dookoła nie mają o tym pojęcia, a co ważne – odrodzony w postaci Yamchy chłopak to wielki fan Dragon Ball, znający wszystko od podszewki. Co naturalnie może mu ułatwić wiele spraw. Jak przyznaje sam protagonista: „Znajomość fabuły to jednak niezwykle potężna broń”.

Yamcha imponuje pozostałym członkom znanej nam drużyny swoją wiedzą, np. tłumaczy małemu Gokū, dlaczego ten ma problem z utrzymaniem równowagi po utracie ogona albo wie, co zrobić, aby nie spaść z obłoku Kinto. Najważniejsze jednak, że zna atrybuty nawet najsilniejszych przeciwników.

I w tym momencie dochodzimy do sedna fabuły. Nieznany nam z imienia chłopak żyje jako Yamcha przez kilkanaście lat, aż przychodzi czas, gdy Ziemia oczekuje na przybycie Vegety i Nappy. Pragnę przypomnieć, że Yamcha był pierwszym poległym przy premierowym spotkaniu z potężnymi przybyszami z kosmosu. Teraz pojawiła się możliwość na rehabilitację i zadbanie o inne losy własnego ja.

W efekcie historia z jednej strony poświęcona jest Yamchy, z drugiej opisuje przygodę fana Dragon Ball, który nieoczekiwanie znalazł się w świecie swojego ukochanego komiksu i może obcować z ulubionymi bohaterami. Będzie mógł powalczyć z Vegetą albo spróbować poderwać Bulmę. Rzucić kapsułkę zamieniającą się w maszynę powietrzną, zjeść senzu albo poprosić Shenlonga o spełnienie życzenia. Jest to po troszku historia o każdym z nas – tj. fabuła prowokuje do refleksji nad tym, jak my byśmy wykorzystali naszą fascynację i wiedzę o świecie Dragon Ball, gdybyśmy się w nim naprawdę znaleźli.

Mankamentów także nie brakuje

Nie chcę się zagłębiać i zdradzać, jak ta opowieść się rozwija, zatem może skupię się na takim ogólnym wrażeniu po trwającej kilkadziesiąt minut lekturze. Bez wątpienia w Odrodzony jako Yamcha nie brakuje cech, które znane są nam z serii Dragon Ball. Momentami jest dowcipnie, walki są dynamiczne i efektowne, a na zaledwie 150 stronach przewija się naprawdę wielu doskonale znanych bohaterów. Nie tylko tych pochodzących z dawnych serii, albowiem czasami wymagana jest od Czytelnika znajomość Dragon Ball Super, np. ze względu na epizodyczną obecność Piwusa.

Tomik został podzielony na trzy zasadnicze części, historię bonusową oraz jeszcze jeden dodatek specjalny. Można rzec, że łącznie mamy pięć rozdziałów. Niestety, ale to, co najciekawsze, zawarte jest w pierwszych dwóch. W trzecim opowieść niepotrzebnie zbiega na zupełnie inny tor, a ostatnie dwa mają pełnić rolę domknięcia pewnych wątków, lecz są na tyle krótkie, że jedynie niepotrzebnie wydłużają całość tomu.

Nie mam również przekonania, czy stworzenie takiego komiksu było konieczne, nawet jeżeli mówimy o tomie pobocznym. Raczej potraktowałbym go jako ciekawostkę, a w całym świecie Dragon Ball mamy tyle rozmaitych postaci, których losy należałoby dopełnić, że akurat wybór Yamchy wydaje się dość dyskusyjny. Mimo wszystko lektura nie była czasem straconym. Nie każdy tom Dragon Ball ma obowiązkowo wzbudzać zachwyt. Słabsze części są jak najbardziej do zaakceptowania.

Zobacz także:
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments