Neonomicon Alana Moore’a. Za co jest tak bardzo krytykowany? [RECENZJA]

Aleksander Denkiewicz Recenzje komiksów Publikacja: 12.06.2019, 12:34 Aktualizacja: 12.06.2020, 12:35
Moore wielkim twórcą komiksów jest. Myślę, że z tym zdaniem zgadza się zdecydowana większość osób, która miała szczęście czytać coś jego autorstwa. Niestety, zdaje się, że wydany niedawno przez wydawnictwo Egmont Neonomicon dość mocno zachwiał tą wiarą.
118 Udostępnień

Alan Moore bierze się za twórczość H. P. Lovecrafta

A przynajmniej tak można by sądzić po lekturze recenzji tej serii. Oczywiście, jeśli widzę gdzieś szkalowanie Magika z Northampton, moim honorem jest walka. Ale po kolei.

Na papierze wszystko zdaje się zwiastować wspaniałą i niekontrowersyjną pod względem jakości lekturę. Alan Moore, Wielki Mistrz Sztuk Magicznych, bierze się za twórczość H. P. Lovecrafta, Wielkiego Mistrza Horroru Kosmicznego. Po takiej zajawce oczekiwania czytelników mogły być ogromne. Oczekiwano wspaniałej dekonstrukcji mitów Cthulhu, mnogości nawiązań, która pozwoliłaby inaczej odczytać całą twórczość Samotnika z Providence, ostatecznie fascynującej adaptacji któregoś z opowiadań z dodatkowym, magicznym pierwiastkiem. A tutaj Moore zrobił wszystkim psikusa. Owszem, zrobił to wszystko, ale w zupełnie innej formie niż się wszyscy spodziewali. I za to posypały się na niego gromy.

Mimo doceniania ogromnego dorobku literackiego Lovecrafta, Moore nie pała do niego szczególną sympatią, a wręcz darzy go niechęcią. Twórca horroru kosmicznego był radykalnym rasistą, nawet jak na swoje czasy (jeśli Robert E. Howard, twórca Conana, wypomina ci, że trochę z tym rasizmem przesadzasz, to wiedz, że coś się dzieje). Moore robi więc czarnoskórego policjanta jednym z głównych bohaterów. Lovecraft miał problemy z seksualnością i prawie nigdy nie wprowadzał do swoich opowiadań kobiet? I super, w takim razie drugą główną bohaterką będzie kobieta. Już na samym etapie doboru ról widać, co Moore usiłuje zrobić: skrytykować, wyśmiać, może nawet strollować.

Wiele osób nie zrozumiało zamysłu Moore’a

Następnie zaczynamy typowo Moore’owską zabawę: strzelanie nawiązaniami jak z karabinu. Tutaj z pomocą przychodzi umieszczony na końcu albumu leksykon tychże autorstwa Mateusza Kopacza, który zdecydowanie ułatwia odbiór. I tak jak zazwyczaj Moore popisuje się swoją wiedzą i elokwencją dotyczącą wielkiego przekroju tematycznego, tak w Neonomiconie nawiązania skupiają się tylko i wyłącznie samej twórczości Lovecrafta. Są one na tyle gęste, że nawet jedna z postaci zauważa, że czuje się jak w chorym wytworze wyobraźni fana mitologii Cthulhu. Moore puszcza oko do czytelnika i mówi wprost: „tak, świetnie się bawię. Ty nie? Cóż, nieważne, zaraz będzie jeszcze gorzej.”

 

Fani twórczości Lovecrafta wiedzą, że jego opisy są pełne niedopowiedzeń. Wspomina się o „mrocznych rytuałach”, „zwyrodniałych pozycjach” etc. Co robi Moore? Pokazuje wprost, na czym te rytuały miałyby polegać. Stąd wszystkie recenzje atakujące Neonomicon z pozycji „epatowanie okrucieństwem zamiast grozy”, „gdzie tu klimat z Lovecrafta” etc. Po prostu odznaczają się elementarnym niezrozumieniem zamysłu Moore’a (nie pierwszy i nie ostatni raz). Wszystko zależy od formy opisu.

Lovecraft był zwyrolem, który fantazjował o potworach gwałcących kobiety, tylko ukrywa to pod płaszczem wielkich słów i niepełnych opisów. To stara się nam powiedzieć Moore. I można się z tym zgadzać albo nie, ale na pewno nie można mu zarzucać, że to okrucieństwo jest bezsensowne i nie ma żadnego celu w narracji. To samo tyczy się wulgarnego języka (a czemu policjanci mieliby nie przeklinać?) czy jeszcze bardziej wulgarnej seksualności zastępującej niedopowiedzenie i tajemniczość.

Ostra krytyka Neonomiconu za scenę gwałtu

Nad tą ostatnią kwestią chciałbym się pochylić chwilę dłużej. Najbardziej zaciekła krytyka spada na Neonomicon, kiedy recenzent dochodzi do opisu sceny gwałtu. Zresztą trudno nazwać ją sceną, jest to dobre kilkanaście stron regularnej przemocy seksualnej, której ofiarą jest policjantka i której sprawcą jest lovecraftiański rybo-potwór. Nie pozostawia ona żadnego pola do niedopowiedzenia. Sam jestem przeciwnikiem zbędnego przeseksualizowania treści i uważam, że tego typu zarzutów nie można ot tak odrzucić i potrzebna jest w tym wypadku trochę głębsza analiza.

Najpierw jednak rozprawmy się z oskarżeniami o to, że scena ta jest „obrzydliwa” i samo to ją przekreśla. Miałbym pytanie do osób wysnuwających to stwierdzenie: a jak powinna wyglądać scena gwałtu? Estetycznie? Podniecająco? Mam wrażenie, że w kulturze gwałtu, w jakiej przyszło nam żyć, do tego wśród czytelników przeseksualizowanych komiksów (zwłaszcza superhero) gwałt powinien być przedstawiany jakoś tak fajnie, przystępnie, czy nawet podniecająco. A jak ktoś ośmieli się pokazać tę zbrodnię w sposób nieprzystający do tych wyobrażeń, to podnosi się święty głos oburzenia, że jak to tak, toż to „ordynarna pornografia”! Gwarantuję, że Moore pornografię tworzy z o wiele większym smakiem, wystarczy zajrzeć do Zagubionych Dziewcząt.

 

Gwałt oczywiście nie jest w komiksach żadnym novum, a Alan Moore może się pochwalić dość długą historią wykorzystywania tego motywu: Liga Niezwykłych Dżentelmenów, Prosto z Piekła, Zabójczy Żart, Strażnicy. Wszędzie tam występuje przemoc seksualna i za każdym razem przedstawiona jest w sposób, który wprawia czytelnika w niespokojny nastrój i poczucie, że jest to coś bardzo nieodpowiedniego.

Analiza najbardziej krytykowanej sceny Neonomiconu

Przyjrzyjmy się zatem, jak to wygląda w Neonomiconie. Dwójka głównych bohaterów, Brears i Lamper, udają parę, żeby dostać się na tajne spotkanie podejrzanych kultystów. W tym momencie możemy poczuć, że sposób opowiadania staje się trochę podejrzany. Bohaterowie są na łasce scenarzysty, który pisze ich „przygody”, przez co robią rzeczy całkowicie nielogiczne. Nie mówią szefostwu, dokąd się wybierają. Nie mają przy sobie niczego, po czym można by było ich namierzyć. Bez żadnego protestu rozbierają się do naga zostawiając broń w innym pomieszczeniu, a Brears nawet zdejmuje soczewki kontaktowe, przez co ma bardzo małe pojęcie o tym, co się dzieje wokół niej. Gdyby coś takiego zrobił inny scenarzysta, pewnie skończyłoby się na wyśmianiu tej nielogiczności. Jednak jako, że jest to Moore, po głębszym zastanowieniu można dostrzec, że stoi za tym coś więcej.

Być może postaci uwięzione w wyobraźni Moore’a, a konkretnie w komiksie, można odczytać jako jego komentarz wobec całej branży? Jedyny czarnoskóry bohater zostaje dość szybko i brutalnie zabita, a główna bohaterka, silna i mądra, leczy się z uzależnienia od seksu. Jednym z głównych zarzutów wobec komiksu jako medium jest to, że bohaterki komiksów, zwłaszcza „silne” i „niezależne” są stale dostępne seksualnie dla niemal każdego mężczyzny. A oczywiście te kobiety, które nie są przedstawiane jako seksualne, są zwykle uważane za lodowate lub brzydkie.

Brears zostaje sprowadzona do bycia przedmiotem, którego jedynym celem jest zapewnienie przyjemności kultystom i dosłownemu potworowi. To figura „kobiety” w komiksie posunięta do ekstremum, pokazująca dokładnie, w jaki sposób kobiety w tym medium postrzegane są przez inne postacie, a także przez ich czytelników. Moore pozostawia nawet wskazówki, w jaki sposób można by usprawiedliwić tę przerażającą zbrodnię: Brears leczy się z seksoholizmu, współpracuje z jednym z oprawców, żeby uciec z lochu, po uwolnieniu nie widać po niej jakiejś szczególnej traumy. Do jednego worka są wrzucone właściwie wszystkie wymówki, które na co dzień służą relatywizacji gwałtu (zarówno tego fikcyjnego, jak i realnego).

Tak, zapewne ktoś może pomyśleć, że to nadinterpretacja. W samym komiksie mamy jednak dwie poszlaki, które według mnie pozwalają podążyć tym tropem. O jednej już mówiłem, chodzi oczywiście o moment, w którym Brears zaczyna się czuć jak w utworze fana Lovecrafta. Drugi to ucieczka jednego z antagonistów z wymiaru „3D” (oczywiście z perspektywy bohaterów, a nie czytelnika) do „2D”. Mówiąc wprost, staje pod muralem, po czym okazuje się, że jest jego częścią. To przejście z trójwymiarowości do dwuwymiarowości zdaje mi się centralnym punktem całej historii i kluczem do zrozumienia tej części zamysłu Moore’a.

Neonomicon – sposoby odczytywania znaczeń ukrytych w komiksie

Oczywiście nie mam zamiaru narzucać nikomu swojej interpretacji. Według mnie Neonomicon, tak jak większość innych dzieł Moore”a można czytać na wielu różnych płaszczyznach, z czego każda wnosi do odbioru coś innego. I żeby nie było, też nie uważam akurat tego komiksu za jakieś szczytowe osiągnięcie Magika z Northampton.

Co więcej, doskonale rozumiem osoby, którym ten komiks mógł się nie spodobać. On po prostu ma wywoływać poczucie obrzydzenia, odrzutu, buntu wobec tego co czytamy. Dziwi mnie jednak, że akurat w tym przypadku spora część recenzentów nie postarała się chociaż o odrobinę wysiłku do zrozumienia zamysłu Moore’a, jakikolwiek nie miałby on być.

*W ocenach komiksu przeważają również opinie o „okropnych” rysunkach Jacena Burrowsa. Nie będę się tutaj kłócić, bo gust każdy ma własny, ale według mnie akurat w przypadku tego komiksu doskonale spełniają swoją rolę. Nie odwracają uwagi od okropieństw, które mamy przed oczami, bardzo dobrze oddają szczegóły w tle (scena w kultystycznym sexshopie dostarcza rozrywki na wiele godzin) i podkreślają brzydotę świata przedstawionego.

Neonomicon
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Jacen Burrows
Kolor: Juanmar
Wydanie: I
Data wydania: 24 Kwiecień 2019
Seria: Mistrzowie Komiksu
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Egmont

Zobacz także:
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments