Trine 4: The Nightmare Prince, czyli jeszcze więcej Trine’a [RECENZJA]
Czwarta część serii Trine
Zanim odpowiem na powyższe pytania, kilka zdań, by naszkicować kontekst dzieła. Recenzowane Trine 4: The Nightmare Prince to czwarta część serii, która kontynuowana jest od 2009 roku. Był to okres świetności gier logiczno-zręcznościowych, których renesans rozpoczął się wraz z premierą Braida (2008), a które jeszcze wtedy nie zdążyły się znudzić szerokiej publiczności. Był to również moment w historii gier elektronicznych, kiedy do grupy odbiorców na dobre przyjęto już tzw. casuali – ludzi, którzy nie zjedli zębów na grach, ale od czasu do czasu nie pogardzą godziną lub dwoma rozgrywki.
Powyższy wstęp potrzebny jest, by w odpowiedni sposób zrozumieć, na czym dokładnie wyrósł Trine, gdyż jako seria nie zmienił się bardzo od tej pierwszej części z 2009 roku. Dziesięć lat później firma Frozenbyte ponownie daje nam do rąk dwu- i półwymiarową logiczną platformówkę. Twistem raz jeszcze jest możliwość zmiany grywalnej postaci – żonglujemy więc pomiędzy czarodziejem Amadeusem, złodziejką Zoyą i rycerzem Pontiusem. Każdy z nich ma inne umiejętności, które pozwalają rozwiązać zaprojektowane przez twórców na kilkunastu poziomach zagadki. Czarodziejem możemy przywoływać skrzynki, Zoya jest w stanie strzelać z łuku i podciągać się za pomocą lin, a Pontius Odważny jest swego rodzaju tankiem: dobrze macha mieczem i ma tarczę, która odbija wszelkiego rodzaju pociski, ale też wodę i światło. I na której może szybować. W pełnej zbroi płytowej.
Fabuła Trine 4 nie jest zbyt skomplikowana
Kontekst fabularny jest prosty: bohaterowie Trine 4 otrzymują wiadomość, iż zaginął tytułowy książę. Proszeni są więc o odnalezienie młodzieńca i zwrócenie go Akademii Astralnej. Dlaczego? Najlepiej podsumowują to sami bohaterowie – są, przepraszam za powtórzenie, bohaterami. Potrafią robić niezwykłe rzeczy i ich zadaniem jest pomaganie ludziom. Fabuła komplikuje się co prawda podczas rozgrywki, ale nie będę tutaj wchodzić w większy szczegół, w trosce o tych, którzy nie lubią, jak psuje się im niespodzianki.
W trakcie gry jesteśmy w stanie rozwijać protagonistów. Przygotowano dla nas drzewko rozwoju dla każdej postaci, ale właściwie wszystko dzieje się trochę “pod stołem”. Pomimo tego, że na rozwój pracujemy podczas walki i zbierając kolorowe krople i eliksiry, kiedy twórcom jest wygodnie odblokowane zostają kolejne umiejętności postaci, co sygnalizowane jest graczowi wyraźną instrukcją na środku ekranu. Amadeus mógł wyczarować jedno pudełko? No więc od tej chwili może dwa. I od tego czasu zagadki wymagać będą dwóch pudełek.
Gra Frozenbyte nie jest przesadnie wymagająca
Trine 4, jak zresztą i wcześniejsze odsłony serii, jest grą bardzo czytelną. Projekt poziomów i poszczególnych zagadek na pierwszy rzut oka sugeruje rozwiązanie. Stąd grę przechodzi się niezwykle płynnie. Nie jest to zarzut – projekt jest dobrze przemyślany, a wiele przeszkód umożliwia kilka opcji ich pokonania. Jeśli istnieje tu jakiś problem, to jest to brak wyraźnego rozwoju poziomu trudności.
Zagadki nie stają się trudniejsze, a wymagają jedynie użycia nowych umiejętności do ich rozwiązania. Dla doświadczonego gracza, z dużą znajomością innych tytułów, gra może więc w końcu stać się nudna. Chcę tu jednak podkreślić, iż twórcy naprawdę postarali się, by odbiorca nie czuł, że wykonuje żmudną pracę: widzi rozwiązanie, ale dojście do niego nie wymaga realizacji skrupulatnego i męczącego planu.
Zwykle jest to dość szybkie i przynosi satysfakcję. Równowaga zostaje więc zachowana i przechodzimy do kolejnego ekranu z nową łamigłówką, bez uczucia frustracji i zmęczenia przekładaniem wajch. Dynamika rozgrywki i responsywność postaci pozwala też twórcom różnicować obcowanie z tytułem, gdyż serie łamigłówek przerywane są etapami walki i przerywnikami, co nie czyni grania w recenzowane Trine 4 monotonnym.
Muszę tu również podkreślić, że gra w jakikolwiek sposób nie kara gracza, jeśli ten wymyśli własne rozwiązanie zagadki. Niestety, w końcowych etapach umożliwia to psucie silnika fizycznego, na którym opiera się większość zaprojektowanych łamigłówek. Gra przepuszcza nas więc dalej, jednak może pozostawić niesmak niepoprawnie rozwiązanej zagadki. Lub przyjemność oszukania twórców. Zależy ile razy pod rząd uda się osiągnąć w ten sposób cel.
Inne elementy również nie odstają od poprzednich?
Seria Trine znana jest z pięknej warstwy graficznej. Jej czwarta część nie odstaje w tym aspekcie od poprzednich. Ponownie mamy tu więc piękne baśniowe tła, śliczne gry świateł podczas używania poszczególnych zdolności oraz dopracowane animacje. Gra relaksuje i może stanowić dobrą odskocznię od poważnych, szaro-burych produkcji, które stawiają na realizm warstwy graficznej. Pomaga w tym również udźwiękowienie, gdyż umieszczanie każdego elementu w polu rozgrywki skutkuje wynagradzającym dźwiękiem, a muzyka doskonale wspiera wizualność. Produkcyjnie i technicznie jest to wciąż bardzo dobra gra, jak zresztą wcześniejsze jej części i, ponownie, stanowi to jej duży atut.
W Trine zawsze duży nacisk położony był na tryb wieloosobowy. Czwarta część również umożliwia granie z przyjaciółmi, zarówno lokalnie jak i online. I, jak większość gier, bardzo na tym zyskuje. Rozmowa ze współtowarzyszem rozgrywki umożliwia szybsze i bardziej satysfakcjonujące rozwiązanie zagadek i pozwala na rzadsze zmiany postaci i umiejętności. Tryb wieloosobowy to coś co osobiście jestem w stanie zasugerować, jeśli zdecydujecie się w Trine 4 pograć.
Recenzja Trine 4 – podsumowanie
Czy więc recenzowane Trine 4, czwarta część serii, w której zmieniło się tak niewiele, broni się w 2019 roku? Tak. Lecz, jak zwykle, istnieje tu pewne ‘ale’. Gra, jak już pisałam, nie jest trudna, stąd należy zastanowić się czy wchodzimy w skład jej grupy odbiorczej. Z pewnością byłabym w stanie polecić ją w celu rozgrywki z młodszym lub mniej doświadczonym graczem, gdyż w takiej formie zyskuje ona najwięcej.
Trine 4 nie stara się tego zresztą ukryć: duży, wyraźny krój czcionki, projekt modeli głównych bohaterów, wreszcie świat przedstawiony, niedosłownie ukazana przemoc i wiele innych elementów, wskazuje na fakt, iż twórcy kierują swoją produkcję raczej do graczy nowych, niedzielnych, młodszych.
Ci z nas, którzy sięgają po gry trudniejsze, przejdą Trine 4 bez problemu. Jeśli jednak potrzebujecie tytułu, który pozwoli wam się zrelaksować, ucieszy oko i pozwoli na kilka godzin rozgrywki z dzieckiem lub przyjacielem, to śmiało możecie sięgnąć po najnowszą część serii. Nie spodziewajcie się jednak po niej wiele więcej niż trochę dobrej zabawy i oddechu.
Iga Ewa Smoleńska – współtwórczyni podcastu Niezatapialni, dziennikarka, doktorantka UG. Aktualnie pracująca jako Quest Designer w Techlandzie. Wielbicielka horrorów, gier dziwnych i soulsbornów(-ekiro?).