Graczki i gracze mają podobne problemy [WYWIAD]
Misja Team Baiters zakończona sukcesem
Michał Małysa: Jakie wspomnienia zostaną ci po zakończeniu działalności Team Baiters?
Taida Jasek: Bardzo pozytywne. Śmiało mogę stwierdzić, że zespół, który udało nam się stworzyć na przestrzeni ostatnich miesięcy, był najlepszym, z jakim miałam przyjemność kiedykolwiek współpracować. Osobiście zaś ostatni rok upłynął mi pod znakiem gigantycznego rozwoju zarówno esportowego, jak i osobistego.
Dzięki Team Baiters stałam się nieco lepszą wersją samej siebie, nabrałam dużo pokory i cierpliwości, zmieniłam spojrzenie na wiele kwestii, a także rozwinęłam się w zakresie budowania marki osobistej i social mediów. To wiedza, która już nie raz przydała mi się poza esportem. Zrozumiałam też, jak powinna funkcjonować dobrze zbudowana drużyna.
W jaki sposób trening esportowy oraz udział w rozgrywkach wpływają pozytywnie na osobowość?
To już zależy od człowieka. Każdy inaczej reaguje na nowe doświadczenia, pracę w grupie czy stres. W moim przypadku, czyli liderki drużyny i prowadzącej, było to nabycie sporej ilości cierpliwości, większego spokoju oraz lepszego zrozumienia drugiego człowieka. Wcześniej nie myślałam tak dogłębnie, jak może czuć się druga osoba, gdy zwraca się jej uwagę. Szybko denerwowałam się też, gdy ktoś nie przyswajał od razu tego, co chciałam przekazać.
Do znacznych pozytywów należy też dopisać rozwinięcie umiejętności podejmowania szybkich decyzji i zarządzania zespołem, a także większą pewność siebie.
Esportowi kibice widzą na ekranach samych zawodników. Czyja niewidzialna praca była kluczowa?
Trzonem zespołu była Ewelina „shakhy” Przywara, managerka drużyny, która nadzorowała działanie całego zespołu. Oglądała nasze treningi, koordynowała grafiki, uzgadniała z nami zasady i cele, a także doradzała niemal w każdej kwestii. Były to porady dotyczące zarówno kwestii drużynowych, jak i prywatnych rozterek. Co najważniejsze, stała się po prostu naszą przyjaciółką, a ogromne zaplecze wiedzy i doświadczenia stały się dla nas niezwykle cenne.
Gdy tylko znajdowałyśmy się w sytuacji bez wyjścia, to Ewelina była tą osobą, która zawsze wiedziała, co należy zrobić. Dzięki niej zmieniłyśmy wyobrażenia na temat social mediów i budowania marki osobistej. Śmiało mogę stwierdzić, że kontakt z nią to najlepsze, co spotkało mnie w esportowej karierze.
Pisanie o przegranej to nie wstyd
Jakie wnioski wyciągnęłaś dzięki radom Eweliny?
Wcześniej wydawało mi się, że aktywność w social mediach powinna pojawić się tylko w przypadku, gdy bierze się udział w jakimś turnieju, a gdy na przykład przegramy mecz, to trochę wstyd o tym pisać. Z czasem pojęłam, że warto pisać o swoich porażkach i przekazać, co zawiniło. Dobrze jest pokazać przebytą drogę, efekty naszej pracy i ścieżkę do przyszłych sukcesów, a nie tylko same wyniki. Bardzo ważna jest też regularność i to, że są rzeczy, o których nie wypada pisać. Należy zachować też kulturalny język.
Z czasem w moich social media zaczęły się też pojawiać posty niekoniecznie związane z Counter Strike’em, a wiele innych rzeczy z kręgu moich zainteresowań. CS to przecież tylko jedna ze składowych całego życia. Warto jest być sobą, a nie na siłę dopasowywać się do reszty społeczności i drążyć utarte schematy. Ja na przykład staram się wpleść czasem trochę czarnego humoru, ale nie brakuje też poważniejszych postów, co jest moją naleciałością z pracy dziennikarskiej. Na początku części moich fanów to się nie spodobało i niektórzy odeszli, ale później obserwowałam już systematyczny przyrost.
Wraz z Baiters zaczęłyśmy też w naszych kanałach społecznościowych wspierać sponsorów i organizatorów turniejów, by widzieli zaangażowanie kobiet. Tak było w przypadku chociażby ESL Sprite Mistrzostwa Kobiet.
Jak dużo spontaniczności potrzeba w tego typu działaniach?
Takie działania bardzo ciężko jest zaplanować. Co prawda miałyśmy swój harmonogram publikacji, każdy zamieszczał w nim swoje pomysły na posty na cały miesiąc, a Ewelina to z nami konsultowała i czasem coś poprawiała. W tym wszystkim ważne jest jednak to, żeby treści były nasze i żebyśmy je czuły, a jeżeli coś działało lepiej czy gorzej, to szybko to dostrzegałyśmy.
Pozytywne reakcje obserwujących oraz zauważanie naszych działań przez środowisko pokazało nam, jak jest to ważne. Widziałyśmy też jak w tym czasie wzrosło zaangażowanie pod naszymi postami. Stawiałyśmy sobie cele, a później je sprawdzałyśmy i weryfikowałyśmy.
Czyje rady oprócz menedżerki brałyście sobie do serca?
Bardzo ważna była dla nas współpraca z psychologiem esportowym – Urszulą Klimczak. Od samego początku działalności Baiters wspierała na każdym kroku drużynę i służyła dobrym słowem. Nie tylko pokazała nam jak powinna funkcjonować drużyna, ale zwiększyła jakość komunikacji podczas meczów.
Urszula pracowała nad naszą pewnością siebie, wskazała problemy, których wcześniej nie widziałyśmy, po czym skutecznie je z nami przepracowywała. Wyjaśniła nam również psychologiczne mechanizmy, które mogą rządzić ludźmi w niektórych sytuacjach. Podpowiedziała ponadto, jak sobie z nimi radzić. Każde spotkanie z Ulą wnosiło do naszej gry i sposobu myślenia tak wiele, że nie wyobrażam sobie udziału w jakimkolwiek projekcie bez jej wsparcia.
Niesamowitym wsparciem był dla nas Michał Szafrański, na którego zawsze mogłyśmy liczyć. Obdarzył nas ogromnym zaufaniem i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Jego porady i wskazówki były dla nas kopalnią wiedzy. Bez jego pomocy nie pojawiłybyśmy się na lanie w Poznaniu i dzięki niemu miałyśmy też szansę reprezentować zespół w pięknych koszulkach.
Kobiece drużyny walczą z małą pulą talentu
Z jakimi przeszkodami, na które raczej nie natknęłaby się drużyna typowo męska, musiał organizacyjnie i technicznie mierzyć się team żeński?
W dużej mierze kobiece i męskie drużyny zmagają się z podobnymi problemami. To, co nas najbardziej różni, to głównie mniejsze zainteresowanie organizacji i sponsorów. Wierzę, że wszystko jednak przyjdzie z czasem. Od jakiegoś czasu mamy przecież spore wsparcie medialne, co bardzo cieszy.
Ogromnym problemem kobiecej sceny jest jednak mała pula talentu. Gdy męska drużyna chce wymienić zawodnika, to może przebierać w setkach, a nawet tysiącach graczy. My potencjalnych zawodniczek mamy kilkadziesiąt, z czego większość zasila już istniejące drużyny.
Czy jest twoim zdaniem szansa, że w grach takich jak CS będzie proporcjonalnie więcej i więcej kobiet, czy raczej gry pozostaną już stereotypowo męskim zajęciem?
Głęboko wierzę, że grających kobiet będzie coraz więcej. Zresztą już teraz z roku na rok wiele młodych dziewczyn zaczyna grać w gry i to nie tylko w takie przeglądarkowe lub mobilne, o czym świadczą i statystyki, i doświadczenie. Dla przykładu, pierwszy kontakt z Counter Strike’iem miałam dopiero w wieku dwudziestu lat, natomiast Hania „Haniaa” Pudlis już w wieku czternastu lat była na swoim pierwszym turnieju offline. To o czymś świadczy.
Na kobiecej scenie brakuje mi jednak odpowiedniego wzorca, który będzie inspirował młode dziewczyny do rozwoju i szlifowania swoich umiejętności. Profesjonalnej zawodniczki, która swoją postawą, kulturą i poziomem gry stanie się wzorem dla innych. Na męskiej scenie mamy przecież wielu takich zawodników, jak na przykład TAZ, Neo czy Pasha. Mogę zaryzykować stwierdzeniem, że każdy w pewnym okresie chciał być jak oni.
Sukcesy nie muszą dotyczyć tylko dokonań sportowych
Menedżerka drużyny pisze w oświadczeniu o zakończeniu działalności, że Team Baiters miał postawione cele inne niż osiąganie sukcesów. Jakie były to założenia?
Każda zawodniczka, która zasilała szeregi Baiters, miała przedstawione założenia, cele i obowiązki. Chciałyśmy zbudować zespół, który potrafi ze sobą rozmawiać, który cechuje wysoka kultura osobista, w którym klei się gra i jest tworzony przez paczkę znajomych, która dobrze dogaduje się i wspiera także poza grą. I śmiało mogę stwierdzić, że to nam się udało.
W Baiters bardzo cenię to, że w sytuacji, gdy pojawiały się nad nami czarne chmury, potrafiłyśmy wyjść z opresji obronną ręką. W tej kwestii bardzo wspierała nas Ewelina, która co jakiś czas przeprowadzała z nami rozmowy oczyszczające, w których pełniła rolę mediatora. Pokazała nam, że jeżeli ktoś w zespole czuje się gorzej albo jest niedoceniony, to widocznie ma do tego podstawy i trzeba to jak najszybciej zmienić.
O wszystkim starałyśmy się sobie mówić wprost. Efekt? Po każdej takiej rozmowie grało nam się o niebo lepiej. Tutaj bardzo ważny jest też dobór charakterów, bo przecież nie każdy chce rozmawiać o swoich uczuciach czy przyjmować krytykę na klatę.
To mocno podbudowuje drużynę, prawda?
Bardzo starałyśmy się stworzyć team, w którym każdy jest świadomy tego, że w grze nie liczą się najlepsze statystyki i pojedyncze akcje, a współpraca drużynowa. Nie szukałyśmy bohaterów, lecz osoby, które potrafią ze sobą współpracować. Od samego początku bardzo duży nacisk kładłyśmy też na social media.
W tej kwestii również najwięcej zawdzięczamy Ewelinie, która pokazała nam jak ważne jest to medium i przeszkoliła nas ze wszystkich kwestii technicznych. Przełamała nasze bariery, a wbrew pozorom miałyśmy ich całkiem sporo.
Z czym się wiązały? Były kwestią niewiedzy czy złego podejścia?
Obu po trochu. Z jednej strony nie do końca zdawałyśmy sobie sprawę, jak wielką wagę pełnią obecnie dobrze prowadzone social media. Wydawało nam się, że samo bycie „dobrym” i wygrywanie turniejów wystarczy.
Z drugiej zaś strony w naszych głowach rodziło się wiele bezsensownych myśli – „co powiedzą inni?”, „a co jak ludziom nie spodobają się nasze posty” albo „po co mi fanpage skoro nic nie osiągnęłam?”. Z perspektywy czasu zrozumiałyśmy, jak irracjonalne to było, więc zaczęłyśmy robić swoje.
A co z celami czysto sportowymi?
To nie tak, że nie chciałyśmy osiągąć sukcesów. Głód rósł w miarę jedzenia, a przecież brałyśmy udział w szeregu różnych turniejów czy też ESEA Open. Wiedziałyśmy jednak, że na efekty potrzeba czasu. I tego czasu nam niestety zabrakło, czego najbardziej żałuję. Na sam koniec nie miałyśmy okazji, by się pokazać, a gra szła nam naprawdę dobrze.
Jak zakończenie działalności całej drużyny wpływa na kariery poszczególnych graczek? Sama masz już sprecyzowane plany na przyszłość?
Counter Strike to dla mnie było i zawsze będzie tylko hobby. Na ten moment chcę odpocząć, zebrać trochę myśli i skupić się na życiu prywatnym. Chciałabym też wrócić nieco do dziennikarstwa i fotografii. Nie nakręcam się na granie w nowej drużynie, gdyż wiem, że byłoby mi bardzo trudno taką znaleźć. Jako że w zespole pełnię rolę osoby prowadzącej, to nie znajduję się na świecznikach, tak jak np. Hania, mimo że drużynowo grałyśmy dość równo.
Oczywiście, w dalszym ciągu zamierzam trenować indywidualnie, a co będzie później, to już zobaczymy. Nie chcę wypowiadać się za resztę zawodniczek, ale na pewno część z nas nadal będzie grać. Zresztą wraz z Hanią i paulele mamy w planach występować razem w różnego rodzaju turniejach, tyle że jako miks.
Taida „Grumpy” Jasek – polska graczka CS GO i dziennikarka, na scenie esportowej znana przede wszystkim z występów w Team Shakira oraz bycia liderką Team Baiters.
Fot. archiwum prywatne rozmówczyni
In Taida we trust! <3