Artemizja [RECENZJA KOMIKSU]
Życie i czasy Artemizji Gentileschi
Komiks Artemizja jest biograficzną opowieścią o żyjącej na przełomie szesnastego i siedemnastego wieku Artemizji Gentileschi, jednej z najbardziej utalentowanych malarek w historii. Czytelnik poznaje ją dzięki ciekawości jej córki Prudenzii oraz wiedzy Marty, służki malarki.
Marta wtajemnicza swoją podopieczną w dawne życie jej matki. Artemizję wychowywał samodzielnie ojciec, dla którego była odpowiednią osobą do pomocy w pracowni malarskiej, nawet mimo obecności dwójki synów. Służka opowiada Prudenzii o wydarzeniach, które zdeterminowały życie Artemizji. Jednym z nich było poznanie Tassiego, przyjaciela jej ojca Orazia, który zgodnie z wolą ojca został jej nauczycielem.
Tassi zgwałcił ją i wykorzystywał seksualnie przez wiele miesięcy, prosząc o pozostawienie wszystkiego w tajemnicy. Mamił ją małżeństwem, które obok życia w zakonie lub na ulicy było najlepszą opcją na przyszłość dla kobiety w jej położeniu (niedziewicy). Gdy Tassi ukradł Oraziowi jego obrazy, Artemizja powiedziała ojcu o gwałcie. Ten, mimo sprzeciwu córki, postanowił wytoczyć przyjacielowi proces. Podczas niego to nie oprawca miał udowodnić swoją niewinność, ale Artemizja, na torturach, swoją prawdomówność.
Zakończenie procesu oznaczało dla młodej malarki nowy początek. Czy był lepszy niż dotychczasowe życie?
Ten komiks powinien był powstać
Może dość przewrotnie, ale przyznam: w komiksie autorstwa Nathalie Ferlut i Tamia Baudouin najbardziej podoba mi się to, że powstał. Większość społeczeństwa jest raczej na bakier z historią powszechną, a co dopiero z historią sztuki oraz istotnymi dla niej twórcami. I to kobiecymi! Zresztą mimo to, że Artemizja pozostawiła po sobie przejmujące i po prostu bardzo dobre obrazy, idące drogą Caravaggia, ale nie będące przecież kopią jego stylu, jest postacią odstawioną w słabo oświetlony kąt. Bardziej niż twórczość malarki fascynuje też wszystkich jej życie.
Twórczynie komiksu prowadzą opowieść właśnie za pomocą jej życiowych perypetii, które nierozłącznie związane są z malarstwem bohaterki. Oczywiście mamy do czynienia z opowieścią o problemach i rzeczywistości artystki, ale jest przede wszystkim opowieść o kobiecie podążającej za swoimi pragnieniami, robiącej to wbrew ówczesnym obyczajom.
I nie ma w tym nic złego, bo takie podejście do tematu może tylko przysporzyć czytelników, którzy niekoniecznie chcieliby czytać o malarstwie, ale spragnieni są historii heroiny sprzed blisko czterystu lat.
Retrospektywy i wspomnienia na planszach zaledwie ładnych
Narracja prowadzona jest dwutorowo. Z jednej strony obserwujemy akcję komiksu, w której poznajemy córkę i służkę, z drugiej – znacznie obszerniejszą retrospektywę. Dzięki „teraźniejszości” widzimy chociażby stopień skomplikowania relacji między Artemizją i jej ojcem. Wydaje się, że jedynym z ojcowskich uczuć Orazia jest duma z artystycznych osiągnięć Artemizji. Tlą się między nimi konflikty, żale i niedopowiedzenia, ale też uczucie do jedynej prawdziwej miłości obojga – malarstwa.
Uwielbiam okładkę albumu przedstawiającą dostojną Artemizję, uśmiechającą się nieznacznie, tajemniczo. Stojąc na tle zielonej płachty zasłania obraz „Judyta z głowa Holofernesa”, a w dłoniach trzyma pędzle i chusteczkę. Wyciera je tak, jak Judyta mogła wytrzeć krew z miecza po dekapitacji syryjskiego wodza. Orężem Artemizji były z kolei pędzle.
Niestety, pozostałe ilustracje nie robią na mnie takiego wrażenia. Rysunki są ładne i konsekwentne, kolory współgrające z narracją, ale nie wprawiają mnie w zachwyt nad ilustracjami. A jednak, czytając komiks o malarce, chciałabym się zachwycić również estetyką albumu.
Artemizja – podsumowanie
Warto zwrócić uwagę na zamieszczoną na końcu informację o występujących w komiksie i żyjących w rzeczywistości postaciach. To ciekawe uzupełnienie komiksowego scenariusza. Należy podkreślić, że zawarte tam informacje nie dublują się z tym, czego czytelnik dowie się podczas lektury komiksu.
Współcześnie Artemizja Gentileschi nazywana jest feministką. Czy słusznie? – Ja jestem Artemizja. Tu nie ma się nad czym zastanawiać. Po prostu. Atremizja. Malarka – mówi w jednej ze scen komiksowa postać. Jestem w stanie uwierzyć, że malarka zdanie to wypowiadała częściej niźli chciałoby je słyszeć jej otoczenie i że właśnie ono było jej mottem.