Comic Relief #22: Jakich komiksów nie czytać!
Czym jest komiksowy cykl Comic Relief?
COMIC RELIEF to cykl comiesięcznych polecanek komiksowych prowadzony przez Tomasza Pstrągowskiego – dziennikarza i scenarzystę, doktora Uniwersytetu Gdańskiego, współzałożyciela podcastu Niezatapialni.pl
Rozpierducha bez bohaterów
Po pierwszym tomie Death or Glory miałem wobec tej opowieści pewne nadzieje. Nie spodziewałem się cudów, ale widziałem potencjał. Interesujący był zwłaszcza setting – amerykańskie pogranicze, estetyka filmów drogi, etos żyjących poza marginesem społeczeństwa rednecków i petrolheadów. To rzadko przywoływane dekoracje i miałem nadzieję, że Rickowi Remenderowi (scenariusz) i Bengalowi (rysunki) uda się wycisnąć z nich coś więcej niż banały o prędkości, wolności i przestrzeni.
Niestety drugi tom Death or Glory to jeden z najgorszych komiksów, jakie czytałem w 2021 roku. To płytka, nudna i utopiona w kliszach opowieść sensacyjna. Sekwencje akcji są długie i męczące, a udawana głębia sprzedawana w monologach wewnętrznych bohaterki po prostu irytująca i odpychająca.
Tom zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym skończył się pierwszy. Glory i jej przyjaciele cudem urwali się pogoni i poszukują drogi do Meksyku. Ojciec Glory umiera. Skradziona wątroba na przeszczep powoli traci termin przydatności. Śladem ich konwoju podąża zróżnicowana grupa jednowymiarowych, zmotoryzowanych psychopatów – każdy z własnym fetyszem, każdy dziwniejszy od poprzedniego, żaden na tyle interesujący, by choć przez chwilę przejmować się jego losem.
To właśnie sylwetki psychologiczne bohaterów i bohaterek są największym minusem Death or Glory. Jedyną głębię ma tu Glory, jednak jej naiwne monologi szybko stają się nużące, a snute w trakcie całkowicie odjechanych pościgów odciągają uwagę czytelnika od akcji. Żeby jeszcze Glory miała coś ciekawego do pomyślenia. Ale nie: spodziewajcie się typowego pitu-pitu o przyjaźni i lojalności wprost z Szybkich i wściekłych. Plus zupełnego braku refleksji na temat stylu życia, który wybrał dla Glory jej ojciec.
Pozostałych bohaterów można podzielić na tych, o których czytelnik wie, że nie stanie się im krzywda, oraz tych spisanych na straty (przy czym ci pierwsi są równie jednowymiarowi, jak drudzy). Problemem są pozytywni bohaterowie z grupy spisanych na straty, bo o ile śmiercią złoczyńców czytelnik nie musi się przejmować, o tyle wypadałoby, by poruszyły go kolejne makabryczne zgony przyjaciół Glory. Nie ruszają, gdyż żadna z tych postaci nie została uczciwie potraktowana przez scenarzystę. To nie ludzie z krwi i kości, a kartonowe byty, przywołane po to, by je uśmiercić. Zazwyczaj w odrażająco makabryczny sposób, zupełnie niewspółgrający z lekkim, awanturniczym tonem opowieści.
Death or Glory nie ratują doskonałe rysunki Bengala. Obojętne jak ładnie wyglądałyby te wszystkie muscle cary nie ma w tej opowieści za grosz prawdziwych emocji.
Komiks przetłumaczył Aleksander Donakowski, a wydało Non Stop Comics.
Emo Geralta z Rivii
W wywiadzie dołączonym do piątego tomu komiksowego Wiedźmina, noszącego podtytuł Zatarte wspomnienia, Bartosz Sztybor – scenarzysta tomu – mówi, iż lubi Wiedźmina, który się miota, a w twórczości Sapkowskiego najbardziej ceni sobie opowiadania. Nic dziwnego, że w Zatartych wspomnieniach Geralt miota się na wszystkie strony. Szkoda tylko, że nie wynika z tego nic sensowniejszego niż niedojrzałe, wiedźmińskie emo, będące najgorszą częścią wiedźmińskich opowiadań.
Ale zacznijmy od krótkiego streszczenia. Wiedźmin krąży po Poviss w poszukiwaniu zlecenia. Ale ze zleceniami jest ostatnio kiepsko. Czasy się zmieniły. Na świecie żyje coraz mniej potworów. Geralt zaprzyjaźnia się więc z miłym rybakiem, a następnie rusza do okolicznego miasteczka. Tu wprawdzie są do zabicia mglaki, ale są też bardzo podejrzanie zachowujący się włodarze – burmistrzowa i czarodziej – którzy nie chcą zdradzić Geraltowi prawdy o zagrożeniu.
A dalej to już wiedźmiński standard: motłoch rzucający w mutanta pomidorami; idiotyczne bójki, kończące się tak, jak kończą się wszystkie idiotyczne bójki Geralta – jatką i wyrzutami sumienia; wiele, wiele zdań na temat zabijania potworów, powinności, powołania i robienia tego, w czym jest się dobrym; oraz szczypta osobistej dramy opartej na powierzchownej znajomości z epizodyczną postacią, do której czytelnik nie zdążył się przyzwyczaić.
Podstawowy problem z Zatartymi wspomnieniami polega na tym, iż jest to komiks zbyt chaotyczny i narracyjnie niezgrabny, by opowiedzieć wciągającą fabułę czy choćby umieścić Geralta w nowej, ciekawej sytuacji. Zagubiona pomiędzy kilkoma narratorami fabuła okazuje się nie meandrować w żadnym konkretnym kierunku. Pozbawiony dramatyzmu finał ma pewien potencjał, ale pozostawił mnie z niedosytem.
Pomysł Szytbora by napisać opowieść mniej awanturniczą, a bardziej melancholijną jest interesujący. Zwłaszcza, że współcześnie Wiedźmin znany jest głównie z gier i serialu, więc intelektualna strona książek Sapkowskiego uległa pewnemu zatarciu. Ale filozofujący, zagubiony Geralt z tego komiksu jest postacią nieciekawą, stającą w obliczu banalnego dylematu i niemającą czytelnikowi nic do powiedzenia. Jeżeli miałbym Zatarte wspomnienia porównywać do któregoś z opowiadań autorstwa Andrzeja Sapkowskiego, byłoby to nieudany Okruch lodu, a nie najlepszy Wiedźmin.
Prace Amada Mira są poprawne. To wszystko co mogę o nich napisać. Mir zdaje się naśladować styl Mike’a Mignoli, co samo w sobie jest godne pochwały (Mignola to mistrz), ale sprawia, że Wiedźminowi artysty brak własnego charakteru. Doskonała jest za to okładka autorstwa Evana Cagle.
Tłumaczenie Jakub Szamałek. Wydał Egmont Polska.
Bełkotliwie o wojnie w Kraju Basków
Patria Toni Fejzula to komiksowa adaptacja powieści pod tym samym tytułem, autorstwa Fernando Aramburu. Książkę okrzyknięto jedną z najważniejszych hiszpańskich powieści ostatnich dekad, a jej światową sławę utrwalił udany serial telewizyjny.
Aramburu wziął w Patrii na warsztat skomplikowany konflikt rozgrywający się w Kraju Basku. Regionie, którego wielu mieszkańców uważa, iż jest on przez Hiszpanię okupowany i powinien zyskać niepodległość (albo przynajmniej szeroką autonomię). Sukces powieści nie wziął się jednak z umiejętnego zarysowania tła politycznego, ale z faktu, iż Patria to przede wszystkim ponury, sprawnie skonstruowany kryminał z naprawdę interesującą zagadką zbrodni.
Wydaje się, że największą słabością komiksowej adaptacji Fejzuly jest fakt, iż wziął on na warsztat tekst bardzo skomplikowany i nie zdecydował się na uproszczenia. Fabuła komiksowej Patrii opowiedziana jest z wielu perspektyw, w zdecydowanej większości przy pomocy monologów wewnętrznych. Przemyślenia bohaterów często nie łączą się bezpośrednio z tym, co widzimy na kadrach. Ba, czasami bardzo późno orientujemy się, która z postaci w ogóle do nas przemawia. To sprawia, że i tak już skomplikowana opowieść komplikuje się jeszcze bardziej. Aż do granicy czytelności.
Problemem jest też stępiony wydźwięk polityczny oryginału. Fejzula całą uwagę poświęca bohaterom, ich opowieściom i światu intymnemu. Plusem takiego podejścia jest mocniejsze przywiązanie czytelnika do indywidualnych losów postaci. Miejscami komiks nabiera wręcz litycznego charakteru. Ale prowadzi to do rozmazania tła politycznego i społecznego. Skupiona na swoich bohaterach Patria nie radzi sobie z wytłumaczeniem czytelnikowi konfliktu baskijskiego. A jest to konflikt na tyle mało znany w Polsce, iż kilka razy musiałem przerwać lekturę i poszukać wyjaśnień poza komiksem.
Ostatecznie komiksowa Patria to lektura przytłaczająca i niedająca satysfakcji. Skomplikowana jest tu zagadka (dobrze!) i struktura narracyjna (źle!). Dużego wysiłku wymaga zrozumienie kontekstu opisywanych wydarzeń, a kiepsko zarysowany konflikt polityczny – zamiast fascynować – po prostu przytłacza. Biorąc na warsztat tak głośną i skomplikowaną fabułę Toni Fejzula podjął się ryzykownego zadania. I nie podołał.
Tłumaczenie: Karolina Jaszecka. Wydawnictwo Non Stop Comics.
A palestyńczycy uważają że Palestyna jest okupowana przez Żydów.