Ty też nie pójdziesz do kina na czarną Syrenkę? [FELIETON]
Twórcy w adaptacji mają prawo zmienić, co tylko chcą
Wielu komentujących uważa, że Małą Syrenkę powinna zagrać aktorka bardziej przypominająca pierwowzór, który znamy z klasycznej animacji z 1989 r. Z jednej strony wcale im się nie dziwię. Blada i niebieskooka Arielka, która oczarowywała wszystkich swoim cudnym głosem i burzą ognistych włosów to dla wielu symbol dzieciństwa, tak samo jak dla mnie symbolem okresu dojrzewania jest postać Harry’ego Pottera. Zmiana tego symbolu w czarnoskórą postać musi być dla nich zburzeniem pewnego myślowego schematu. Należy jednak uświadomić sobie, że animacja Disneya z rudą i zielonoogoniastą Arielką już sama w sobie jest luźną adaptacją baśni Hansa Christiana Andersena. W oryginalnej baśni nie było mowy o rudych włosach ani o szmaragdowym kolorze ogona. Była za to mowa o istocie, która całą swoją kolorystyką przypominała perłę:
Księżniczek było sześć, a wszystkie piękne, lecz najmłodsza ze wszystkich najpiękniejsza. Przecudne złote włosy okalały twarzyczkę delikatną niby płatek róży, oczy błękitne jak najgłębsza woda, a zamiast nóg, mieniący się srebrem i złotem, łuską pokryty ogon.
(…)
Wiatr igrał z jej długimi złotymi włosami, a strwożeni żeglarze odwracali oczy i odpływali śpiesznie w inną stronę (Hans Christian Andersen, Mała Syrenka).
Nie było też mowy o tym, że Arielka rozmawia z rybami (wg oryginalnej treści bajki “otwierała okna podwodnego pałacu, wpuszczała je do środka, aby je pieścić”). Disney 30 lat temu zrobił więc adaptację (różnicę między adaptacją a ekranizacją wyjaśnił już Michał w swoim felietonie o słowiańskości Wiedźmina) i teraz po prostu zrobi kolejną. Twórcy w adaptacji mają prawo zmienić wszystko, co im się tylko podoba. Dlatego wydarzenia takie jak “Nie pójdę do kina na czarnoskórą Małą Syrenkę” są po prostu przejawem ignorancji, a w najbardziej ekstremalnych przypadkach rasizmu.
Nikt nie odbiera wam rudej syrenki
To, że Disney nakręci film z czarnoskórą syrenką nie oznacza, że przestaniecie mieć swój symbol dzieciństwa – rudą, słodką dziewczynkę z ogonem. Nie zniszczy to kopii starej animacji, nie wprowadzi zakazu ich oglądania, nie wymaże ich z historii i nie sprawi, że na zawsze zapomnimy o tej wizji. Nikt nie będzie negował, że Arielka w tej wizji była inna. Po prostu powstanie nowa aktorska produkcja, która będzie istnieć równolegle z oryginalną animowaną adaptacją. I albo wam się ona spodoba, albo nie (jeśli nie, to nikt wam nie zabrania oglądać starej animacji).
Żeby to jednak stwierdzić, musielibyście obejrzeć nową produkcję, której data premiery nie została jeszcze nawet podana – ale wy, którzy tak mącice oceaniczną animowaną wodę, bijecie pianę gęstą niczym ta, w którą zamieniła się syrena po odrzuceniu przez płytkiego księcia, już na starcie odrzucacie nową Małą Syrenkę, bo jest czarna. Zupełnie jakby fakt, czy po prostu najlepiej nie nadawała się do tej roli dzięki swoim zdolnościom aktorskim i wokalnym nie miał znaczenia. A przecież właśnie na to powinniśmy patrzeć. Zresztą stwierdził to sam reżyser nowej produkcji Disneya:
Po długich poszukiwaniach było jasne, że Halle posiada rzadką mieszankę ducha, serca, młodości, niewinności i charakteru – i do tego niesamowity głos – wszystko niezbędne do odegrania tej ikonicznej roli – napisał reżyser Rob Marshall w oficjalnym oświadczeniu.
Cały ten ból czterech liter co niektórych coraz bardziej przypomina sytuację z 2016 roku, w której fani Harry’ego Pottera podnieśli larum, że Hermiona w VIII części Harry’ego Pottera będzie ciemnoskóra (w spektaklu zagrała ją aktorka Noma Dumezweni). Wtedy rasistowskie komentarze wyeskalowały tak mocno, że sama J.K. Rowling postanowiła na nie odpowiedzieć:
„Doświadczając wpływu mediów społecznościowych wiem, że idioci zawsze będą idiotami. Nic na to nie poradzimy. Taki jest świat. A Noma została wybrana, bo była najlepsza”.
Adaptacje nie muszą wiernie odwzorowywać pierwowzoru. Jak twórcy sobie zażyczą, to Mulan będzie biała, a Kopciuszek będzie Azjatką. Ważne, żeby nowe filmy były po prostu dobrymi produkcjami. Dlatego ja pójdę do kina na czarnoskórą Małą Syrenkę – choćby z ciekawości. A jeśli mi się nie spodoba, to przypomnę sobie wersję z rudą bohaterką sprzed 30 lat. Ale na pewno nie będę krytykować Disneya za wybór czarnoskórej aktorki.
Autor tych wypocin jest albo wybitnym durniem, albo celowo udaje, że nie rozumie problemu. Ciężko określić, która opcja jest właściwa.