Dracula [RECENZJA]. Twórcy Sherlocka mierzą się z kolejnym klasykiem
Zmagania twórców Sherlocka z przemaglowaną klasyką
Ilekroć zabieram się za jakieś współczesne, popkulturowe nawiązanie do książki Brama Stokera, to zastanawiam się, czy chociaż na moment zbliży się do wysoko ustawionej przez firmę White Wolf poprzeczki. Dzieło WW zatytułowane jako Wampir: Maskarada powiodło wampiryczną mitologię spopularyzowaną przez Stokera tak daleko w intertekstualność względem przypowieści biblijnych, że zapewne nikomu nie uda się już tego rodzaju misterna sztuka.
Gdy zaczynam oglądać jakikolwiek film czy serial o wampirach, zawsze zakładam w głowie – niech to chociaż będzie na tyle dobre co True Blood zrealizowane przez HBO. Niestety, oprócz całkiem udanej i wnoszącej świeży powiew wizji Roberta Rodrigueza w recenzowanym przez nas serialu Od Zmierzchu do Świtu dostajemy w ostatnich latach zazwyczaj seriale i filmy dla nastolatków z atrakcyjnymi ludźmi lub seriale, które popełniają ciągle ten sam błąd i mylą archetyp wampira z konceptualnym założeniem fabularnym znanym z filmów o hordach zombie (jak chociażby V Wars).
Rzeczą, która w ostatnich latach przytrafia się stosunkowo rzadko jest kolejna próba wiwisekcji książki Brama Stokera. Nie dziwi fakt, że rzadko kto po nią sięga, bo adaptacji na ekranie było już tyle, że nikt raczej nie bierze takiej opcji pod uwagę. Co jeszcze można w jej ramach powiedzieć i czy w ogóle jest sens sięgać po skrypt źródłowy z 1897 roku, gdy popkultura już dawno przekroczyła i okrążyła kilkanaście razy tematykę w nim opisywaną? Te czynniki zdają się nie zrażać twórców Sherlocka, którzy zrobili na zlecenie BBC miniserial o nadnaturalnym arystokracie z Wołoszczyzny. Od dnia premiery oglądać możemy go także na platformie Netflix.
Dracula Netflixa nie wnosi zbyt wiele do od lat grillowanej stylistyki
Dobre kreacje głównej postaci widzieliśmy już w kinie lata temu. Max Schreck, Bela Lugosi, Klaus Kinski, Christopher Lee i Gary Oldman. Dziwnym nie jest, że aktor odgrywający główną rolę w miniserii BBC i Netfliksa chciał wspiąć się na wyżyny swoich możliwości i efekt jest całkiem niezły. Niestety, to scenariusz przeszkadza jego umiejętnościom jak rozwiązane sznurowadła.
Dodanie wyrazistego wątku kobiecego, czyli innowacja na znane i lubiane skróty, została wpleciona poprawnie. Dorzucono do historii trochę empowermentowego wtrętu – klasyczne netfliksowe zagranie. Zamiast łowcy czarownic zaimplementowano siostrę o nazwisku Van Helsing. Postać jest skrojona na rezolutną, progresywną modłę. Mamy do czynienia z siostrą zakonną, która przeżywa kryzys wiary i odnosi się do niej w relatywny, mający budzić u widza konsternację sposób.
Cięta zakonnica nosi legendarne, holenderskie nazwisko Van Helsing. Coppola w swojej adaptacji z 1992 roku wstawił na miejsce słynnego łowcy wampirów o tym samym nazwisku mocnego gracza – Anthony’ego Hopkinsa. Twórcy Sherlocka i Draculi Netflixa zaangażowali znaną z Pamiętnika Bridget Jones Dolly Wells. Aktorka stara się nawet odgrywać skandynawsko-flamandzki akcent języka angielskiego dając dodatkowe pokłady immersji siostrze holenderskiego pochodzenia.
Bez nadmiernego antagonizowania można stwierdzić, że twórcy zrobili research co do tego jak o wampirach opowiadała popkultura przez lata. Motyw spowiedzi czy wywiadu jest żywcem wyrwany z Wywiadu z Wampirem (1994 rok). Tu należy uchylić kapelusza, gdyż twórcy filmu z 1994 roku wzięli na warsztat niesztampowe rozwiązanie ze źródłowej powieści Anne Rice z 1976 roku. Odtworzyli stare wampiry z nieco innym rodowodem niż Transylwania.
Wampiryczny fandom może zasiadać do seansu bez strachu
W ten sposób powstał film kanoniczny dla wampirycznego fandomu. Czuć w nim otulający całun wieków i mrok ubiegłych stuleci, czyli to, co w historiach o wampirach liczy się najbardziej. Podobną drogą poszli twórcy True Blood, ukazując tragizm i fantazmaty losów dwóch wampirów, będących osią fabuły serialu HBO. Opowiedzieli w retrospekcjach dzieje żołnierza Wojny Secesyjnej i poganina, wikinga, którzy dożyli teraźniejszości i uczynili Luizjanę swoją domeną.
Wpisywanie wampirów w epokowy kontekst nadaje ich klątwie intrygującą głębię.Twórcy Sherlocka potraktowali jednak ten aspekt trochę po macoszemu. Klimat wiktoriańskiej Anglii zdaje się być dla twórców Draculi raczej nieznośną koniecznością i zawadą. Gnają ze scenami z epoki na złamanie karku. Właściwie od razu wrzucają widza do zamku Draculi. Sufrażystka w sutannie jest pomysłem ciekawym i fajnym nadaniem historycznej klamry epoki, ale jest ona wyjątkiem. Wątek z hinduskim naukowcem jest zrobiony właśnie w taki nadpobudliwy sposób, w jaki prowadzona jest narracja w Penny Dreadful. Scenarzysta wrzuca jakąś intrygującą postać, ale nie rozwija jej potencjału w budowaniu narracji i jak najszybciej ją uśmierca.
Najlepszy odcinek tej miniserii BBC i Netfliksa to odcinek drugi, traktujący o podróży na statku. Mamy tu klasyczną kryminalną próbę eliminacji podejrzanych, ale to studium pasażerów, bo widz od początku wie kto jest sprawcą zbrodni. To woda, w której twórcy czują się najwyraźniej najlepiej. Mentalna kaźń siostry Helsing to jeden z niewielu elementów, który zdobędzie uznanie zarówno wampirycznego fandomu, jak i mniej obeznanych w stylistyce wampirycznej widzów. Mamy tu do czynienia z tzw. dyscypliną dominacji. Plot twist tego odcinka to naprawdę jeden z lepszych ornamentów tego serialu.
O ostatnim odcinku nie można powiedzieć tego samego, co o drugim. Odnieść można jednak wrażenie, że twórcy odetchnęli z ulgą i aż ich świerzbiły ręce na myśl, że mogą już widzów przenieść do teraźniejszości. Finał niestety rozczarowuje.
Mythos
Co tak naprawdę najbardziej fascynuje człowieka w historiach o wampirach? Głód krwi jest metaforą na naszą fizjologię. Wokół sfery popędów buduje się narracje o wampirach. Bestia czyli manifestacja nieokiełznanego głodu wampira to w istocie id, a jego człowieczeństwo reprezentuje superego. Id i superego walczą między sobą o przychylność ego. Popędy i fizjologia kontra potrzeby wyższego rzędu i prospołeczne zachowania. Człowieczeństwo w wampirze walczy z bestią. Na tym też polega piękno nieco naiwnego, ale jednak przekonywującego morału, który dostarczył Coppola w swoim onirycznym Draculi z 1992 roku.
Hrabia Dracula odmawia mrocznego pocałunku (zamiany w wampira) kobiecie, która łudząco przypomina jego tragicznie zmarłą żonę. Robi to z miłości, zwyczajnie nie chce skazywać jej na potępieńczą tułaczkę nieśmiertelnego krwiopijcy. Wie, że jego klątwa wcale nie jest darem, a jeżeli nawet to płaci za nią bardzo wysoką i pełną goryczy cenę. Trzeba tu podkreślić, że dualizm daru/klątwy jaką jest nie – egzystencja wampira to fundament na którym buduje się przekonywujące historie o wampirach.
Drakula twórców Sherlocka w ogóle nie posiada krztyny człowieczeństwa (w przeciwieństwie do Drakuli Coppoli). Bestia wodzi nim niczym kukiełką. Ta narracja miewa niezłe momenty (na przykład kiedy Drakula szturmuje klasztor pełen zakonnic), ale szybko sprowadzana jest do jatki i straszenia widza chochołem. Drakula Netflixa jest po prostu płaski. Tam, gdzie można było pokazać więcej, pokazano mniej.
W uniwersum stworzonym przez firmę White Wolf mamy do czynienia z ojcem wszystkich wampirów – biblijnym Kainem. Bóg przeklina go za zabicie własnego brata. Tak powstają jego potomkowie, którzy tworzą drzewo genealogiczne podzielone na linie klanowe. Gary Oldman w filmie Coppoli wspomina o tym, że jest ostatnim takim jak on. Ma tu na myśli bardzo starego wampira. Wspomniałem wcześniej o tym, że ciężar wieków jaki spoczywa na barkach wampira również jest czynnikiem, który sprawia, że klątwa jest cięższa do zniesienia.
Niestety, ten matuzalemowy tragizm jest w Drakuli Netflixa sprowadzony do banału. Netflixowy Drakula po prostu boi się umrzeć, a dziewczyna jakich setki w każdej większej metropolii, która zwyczajnie lubi się bawić swoim życiem stanowi dla niego przedmiot fascynacji. Wszystkie dziewczyny razem wzięte z Seksu W Wielkim Mieście obdarowały-by netflixowego hrabiego tym co stanowiło o wyjątkowości dziewczyny, którą wybrał na swoją oblubienicę w XXI wieku.
Założenie, że dziewczyny nie umiały się dobrze zabawić w przeszłości i tylko dziś są jak ćmy lecące do ognia jest jakimś nieporozumieniem. Dionizyjski pęd ku autodestrukcji był znany już kulturom pierwotnym. Wystarczy zajrzeć do książki Ruth Benedict czy jakiejkolwiek książki o antropologii. Morał płynący z finałowego odcinka jest strasznie cienki i naprawdę ciężko być wyrozumiałym kiedy spłaszcza się powieść Stokera do moralizującej opowiastki o frywolności i narcyzmie.
Kim naprawdę był Vlad Tepes?
Vlad Tepes budził lęk w sercach kupców, którzy byli zawsze powiernikami historii z krain odległych. Drakula wspierał lokalnych handlarzy i lobbował za ich prawami. Naraził się tym siedmiogrodzkim kupcom (głównie Sasom). Świadomi tego jak bitnym i brutalnym dla swoich wrogów był wojownikiem ponieśli tę historię bardzo daleko. Podkoloryzowali należycie krwiożerczość wołoskiego hospodara.
Na takich historycznych fundamentach Bram Stoker napisał historię o potworze, który zalał morzem krwi tereny Bałkan i dzisiejszych Węgier. Kamieniem milowym, który przyłożył się do rozbuchania mitu o Drakuli był poemat niemieckiego poety Michela Beheima pt. “O Krwawym Szaleńcu Zwanym Draculą, Wojewodą Wołoskim. Można powiedzieć, że sascy kupcy byli niesłychanie biegli w wojnie informacyjnej jak na standardy tamtych czasów.
Drakula w reżyserii Coppoli zdaje się mówić wszystko w tej historii i pokazuje ją z taką klasą i klimatem, że na pewno twórcom Sherlocka, którzy się za tę historię zabrali nie można odmówić ambicji gdy idą w konkury z tak grubym tytułem. Tylko czy poza ambicją twórców jest coś co może sprawić, by ta wymęczona na wszystkie strony historia dostała jakiegoś nowego powabu? Niestety niewiele. Jednym z niewielu fajnych wtrętów do opowieści o wampirach jest nauka umiejętności żywiciela poprzez spożywanie jego krwi. Naprawdę to nowatorskie rozwiązanie dało mi to nadzieję, że serial jeszcze wieloma aspektami mnie pozytywnie zaskoczy.
Zaprzepaszczono to znowu klasyczną pomyłką laika. Nie było mrocznego pocałunku. Dar wampirycznej nieśmiertelności był wątkiem, który kompletnie nie rządził się żadnymi zasadami. Nawet sam wątek wspomnianej klątwy Vlada okazał się być jego kompulsywnym strachem przed śmiercią. Odessani ludzie zamieniali się w żywe trupy lub wampiry. Nikt się nie kwapił żeby wytłumaczyć czemu jedni stają się zombie, a drudzy wampirami. Straszna marmolada. W ostatnim odcinku twórcy odlatują tak daleko jakby zaczęli obrzucać się jedzeniem w szkolnej stołówce.
Recenzja Draculi w Netflix – podsumowanie
Co jeszcze można napisać na temat tego serialu? Na pewno dzięki temu, że Netflix pozycjonuje ją jako nowość, pozwoli zainteresować powieścią Stokera grono młodszych widzów. Jeżeli zaś chodzi o ludzi z wampirycznego fandomu, to raczej szybko będą chcieli poznać najbardziej palące pytania o Vampire: the Masquerade – Bloodlines 2. Weryfikację naszych odpowiedzi poznamy jeszcze w tym roku!