Duchologia Gier Komputerowych – część 1
Siermiężne Początki
Ja i moi rówieśnicy urodziliśmy się w 1985 roku – ostatnim roczniku, który nie miał gimnazjum. Pamiętam kolejki po mięso w sklepach i smak parówek. Nie jestem jednak taką skamieliną żeby dane mi było grać na ZX Spectrum – pierwszej, komercyjnej platformie do gier. Pomimo tego faktu grałem w część gier na ten pionierski komputer, ponieważ ich wersje wychodziły na późniejsze platformy.
Pierwszą grą, którą pamiętam i ona właściwie jest odpowiedzialna za to, że na dobre wsiąkłem w gamerski lifestyle była Ninja ze stajni Mastertronic, wydana na Atari. Zagrałem w nią pierwszy raz u starszego o sześć lat brata ciotecznego na warszawskim Mokotowie. Cała procedura zdawała się mieć coś z mistycznego rytuału. Nie przypominała jednak nic z liturgii mszy świętej – nie trzeba było milczeć, ale jednak najlepiej było siedzieć spokojnie w miejscu i nie tupać. Technika miała robić w tym czasie swoje – wczytywać grę z kasety magnetofonowej.
Animacja Ninja była jak na tamte czasy świetna – sprężystość skoków była fenomenalna, a tematyka sprawiła, że do tej pory moimi ulubionymi postaciami z G.I. Joe są ninja – Storm Shadow i Snake Eyes. Zasadniczo ninja są super i żeby być jednym z nich nie musiałeś się dobrze urodzić. Wydawcy spoko muzyczki też o tym wiedzą – dlatego powstała wytwórnia Ninja Tunes (żart – red.).
Kultura masowa akumuluje trendy
Kultura masowa ma to do siebie, że akumuluje trendy i wypluwa w nowszej formie. Czasem zmienia również medium, którym dany content dociera do odbiorcy. Bruce Lee na ZX Spectrum, wydany w 1984 to właściwie pionierska próba przeniesienia postaci ze świata fimu do świata gier komputerowych – rzecz kompletnie powszechna w teraźniejszych nam czasach.
W tę grę, która w istocie było nieco bardziej skomplikowaną wersją Donkey Kong grałem na późniejszej wersji Atari (Atari XL – red.) też u brata, ale z kolei syna mojej mamy. Hype na postać Bruce’a Lee trwał na długo po jego śmierci, a jego echa widać wszędzie gdzie do czynienia mamy ze sztukami walki. Bez kopnięć w locie znanych z tej gry nie powstałaby, by pewnie postać Liu Kanga, a przechodzenie pierwszej części Mortal Kombat nie byłoby takie łatwe.
Contra!
Contra – nie ma chyba dzieciaków urodzonych w latach osiemdziesiątych w Polsce, które nie kojarzą tej gry. Pierwsze zetknięcie miałem z nią gdy dostałem od wujka Pegasusa na komunię świętą. Pegasus był konwersją Nintendo Famicom – nie znam detali, ale zakładam, że nie do końca zgodne z prawem było produkowanie czegoś takiego. Produkowane były głównie w Rosji i Chinach, a do Polski sprowadzane przez firmę polską firmę BobMark International. Gra na oryginalnej konsoli Nintendo nazywała się Probotector.
Postacie podobne do komandosów z Predatora bądź gwardzistów imperialnych z Catachan w WH40K. Gra dla dwóch graczy z przeciwnikami przypominającymi gwardzistów Cobry z komiksów i kreskówek G.I. Joe. Tygiel kulturowy był tam tak obecny, że pojawili się bossowie, którzy wyglądali jak matka obcych z Aliens i twarz Optimusa Prime z Transformers. Zasadniczo – kulturowa sokowirówa. Robi się jeszcze śmieszniej biorąc pod uwagę, że następuje odwrócenie ról i trzy lata później ( 1990 ) powstaje G.I. Joe oparte na patentach 2D znanych z Contra aka Probotector. Równowaga w przyrodzie zostaje zachowana. Contra była również dostępna na platformie ZX Spectrum.