Dzieciństwo, niewinność i brutalność — recenzja Sweet Tooth
Fot. NETFLIX
Kolejne post-apo? Meh, czy nie meh; oto jest pytanie
Ostatnimi czasy mamy do czynienia z zalewem obfitości produkcji post-apo. Twórcy dwoją się i troją, aby podejść do tego tematu w nieco inny niż dotychczas sposób. Zarówno w grach jak i serialach tego rodzaju setting jest podejmowany częściej niż inne.
Nie tak dawno temu recenzowałem serię Plemiona Europy, która jest o tyle nowatorska, że mad maxowo-falloutowe klimaty przenosi na grunt europejski. Jak sama nazwa wskazuje, jest to apokalipsa neoplemienna. Sweet Tooth jest kolejną pozycją fabularną w selekcji Netflixa, która nawiązuje do tej stylistyki. Co ciekawe, na wytworzenie systemów plemiennych było w apokalipsie Sweet Tooth za mało czasu. Ludzie kurczowo trzymają się tam swojego dawnego życia.
Post-apo Dla Najmłodszych?
Z pozoru mogłoby się wydawać, że jest to karkołomna metaidea. Jednak to tylko pierwsze odczucie. Dosyć szybko okazuje się, że granica między tym, co powinno być dopuszczalne dla dzieci, jest bardzo płynna. Fabuła traktuje o niewinności, dzieciństwie i nadziei, ale jednocześnie świat przedstawiony w pierwszym sezonie jest bardzo brutalny. Człowiek morduje człowieka. Trup ściele się gęsto. Zastanowiłbym się dwa razy, czy małe dzieci powinny oglądać tego typu rzeczy pomimo obecnych w serialu hybryd ze słodkimi mordkami.
Podejrzewam jednak, że nie dałoby się tej historii tak fajnie opowiedzieć bez kontrastów. Gdyby nie np. metaforyczna cebula dziecięcej naiwności głównego bohatera. Postać ta w ramach postępującej fabuły pozbawia się kolejnych warstw złudzeń na temat otaczającego ją świata. Gorzka jest ta nauka i odosobnienie, w jakiej żyła główna persona tego młodzieńczego dramatu jeszcze tylko tę gorycz podbija.
Chyba dlatego ta historia całkiem nieźle chwyta i wciąga, ponieważ jej bajkowo-dobranockowy anturaż również jest odzierany warstwa po warstwie. To tyczy się też innych postaci w serialu. Niedźwiedź jest trochę starszy od Sweet Tootha, ale opiera swoją kosmologię na złudzeniu sprawczości. Podobnie jak opiekunka opustoszałego ZOO. Rabunkowa gospodarka, globalne ocieplenie, wojny o surowce katalizujące zmiany cieplarniane — apokalipsa nam się należała. Jednak tę konkretną plagę również sami sobie zafundowaliśmy. To całkiem niezły twist ze strony scenarzystów. Poza tym zostawili sobie otwartą furtkę na mistycyzm, więc nie wykluczone, że fani fabularnego wytrychu, jakim jest opatrzność znajdą w przyszłości coś dla siebie.
Mam nadzieję jednak, że scenarzyści wybrną z tego w miarę bez szwanku i nie będzie dominowało zbyt nachalne sugerowanie, że Sweet Tooth jest pomazańcem natury. Wystarczy, że taka refleksja się nasuwa wizualnie, a sam protagonista wygląda niczym młody warhammerowy Kurnous, czy tam będący dla niego bezpośrednią inspiracją Cernunnos lub grecki Orion. Jeżeli będzie tak delikatnie i wyważenie jak w przypadku sceny z hinduskim doktorem, to jestem pewien, że drugi sezon będzie równie dobry.
Nie można odmówić scenarzystom umiejętności storytellingowych, ale hej — przecież to kolejna produkcja Netflixa na podstawie komiksu. Zabawne, że tak duża część dobrych fabularnie nowych pozycji na tym kanale streamingowym to serialowe adaptacje komiksów.
Gra aktorska, dźwięk, zdjęcia i wszystkie elementy niezaczerpnięte z komiksu
Po pierwsze to gra aktorska i muzyka sugerują widzowi, że ma on do czynienia z pozycją stricte dla dzieci. Komiks z nieco groteskową kreską i poważniejszą twarzą Sweet Tootha nie tworzy aż takiego dysonansu poznawczego. Z kolei w serialu aktorzy są najsłodszymi dzieciaczkami z castingu. Zwyczajnie odarto ekranizacje z tego nieco groteskowego i smutnego wizualnego elementu (czy może powinienem napisać ornamentu).
Ludzie z dziwną urodą rzadko kiedy wygrywają castingi i jakiś pan kierownik lub pani kierowniczka na pewno o to zadbali, żeby tak było (HE HE). Serialowy Sweet Tooth to słodki chłopczyk, ale na szczęście potrafi grać. To nie jest jakieś drewno z lasu. Niemniej zrobiono z komiksu z ekscentryczną kreską dla koneserów i dziwaków serial familijny. Wszyscy rodzice mogą wraz z pociechami pooglądać inne ładne dzieci, ale też dzięki temu może coś z tej opowieści wyniosą poza niewątpliwą ekranową charyzmą grających tam małolatów. Tak jak wspomniałem wcześniej fabuła cały czas się broni.
Muzyka, o której również wspominałem nadaje tej historii ton casualowej opowieści dla dzieci i młodzieży. Postać Niedźwiedzia zasadza się na trochę starsze audytorium, ale zarówno sceny dorastania jak i sceny z młodzieżówką Armii Zwierząt są pozbawione czegoś bardzo wyróżniającego się muzycznie. Fajnie jest zapodać ejtisowy-disco-electro łomocik, który brzmi trochę jak Death From Above 1979 i tak właśnie zrobiono (twórca jest Kanadyjczykiem, a więc może moje ucho mnie nie myli). Generalnie jednak nie postawiono tak mocny nacisk na fajną oprawę dźwiękową jak chociażby w The End Of The Fucking World.
W Sweet Tooth częściej dźwięk wpada jednym uchem i wypada drugim. Zasadniczo jest raczej schowany pod dialogami. Trzeba w tym miejscu wspomnieć o tym, że głos narratora jest całkiem dobrze w tym wszystkim siedzi. To, że się momentami łamie i jest na granicy rzewności, pomimo niskich rejestrów jest absolutnym mistrzostwem.
Zdjęcia są ładne, sporo jest tych ciepłych obrazów, pomimo tego, że mamy do czynienia z apokalipsą. Może granie kontrastami nie jest w tym przypadku nietrafione. Niemniej jednak można odnieść wrażenie, że komiks jest way more darker.
Fot. NETFLIX
Warto Czy Nie Warto?
Mam wrażenie, że było jakieś parcie ze strony Warner Bros. na zasięg tej produkcji i na inkluzywność względem widza. Pozbyto się elementów, które uznano za krawędziowe i takich, którymi będą się jarać tylko w niszy nisz, jaką jest fandom tego specyficznego komiksu. Faktycznie jest to ruch w kierunku większej oglądalności i miejmy nadzieję, że dzięki temu obejrzymy jeszcze ze dwa sezony tego niewątpliwie dobrego fabularnie serialu. Netflix ma paskudny zwyczaj szybkiego cancellowania seriali. Poza tym, jak na produkcje dla dzieciaków, twórcom zgrabnie udało się uniknąć nadmiernej infantylizacji, która miała miejsce chociażby w przypadku post-apo, jakim jest gra Biomutant.
Komiks powstał w 2018 roku, ale nawiązania do obecnej pandemii w serialu i tak niepokoją. Z drugiej jednak strony ta serial pozwala się zdystansować i wytworzyć terapeutyczne coping mechanisms. To podbija jeszcze bardziej refleksyjno-edukacyjny potencjał morałów tej historii.