Grałem w Mordheim: COTD niemieckimi filozofami
Mordheim: City of the Damned to bardzo trudna gra. Tyle że nie trudna jak to się powszechnie utarło w kategoriach zręcznościowo-psychoruchowych. To jest zwyczajnie piekielnie trudna gra taktyczno-strategiczna.
Zapomnijcie o doświadczeniach z innych naskórkowo podobnych gier turowych. Mowa o tytułach pokroju XCOM czy Jagged Alliance. Ta gra w klimacie dark fantasy nawet na poziomie normal nie toleruje błędów. Jeżeli zdecydujecie się na tę grę to samo skumanie zasad i mechaniki jednej frakcji zajmie wam bite kilka dni. Próba ogarnięcia gry poprzez przeskakiwanie między frakcjami jest dosłownie skazana na porażkę.
Za każdym razem kiedy wydawało mi się, że już ogarniam – popełniałem jakieś głupie błędy. Poza tym nazywałem ludzi z mojej drużyny najemników imionami postaci moich kolegów i swoich z sesji WFRP. Potem kiedy ginęli jak kaczki albo po potyczce lądowali kalecy bądź permanentnie osłabieni nie potrafiłem się zdystansować i było mi szkoda, że tyle czasu poświęciłem w edytorze postaci, a teraz muszę ich zwolnić. Kolejna postać z tego rodzaju imieniem i bagażem sentymentalnym bladła.
Musiałem zhakować swój własny umysł. Spróbować taktyki, która sprawi, że nie będę do nich zbytnio emocjonalnie przywiązany. Wiem, że brzmi to groteskowo, ale tak już mam z tego typu taktycznymi erpeżkami z menadżmentem. W XCOM wszyscy zawsze musieli wrócić żywi. W Mordheim nie można sejwować. Czyni to rozgrywkę cholernie trudną i czasochłonną. Zaczęło się od żartów z klasyków muzyki klasycznej (no pun intended). Pierwszy był Ludwig Von Beat Oven. W ciężkim blaszanym napierśniku jeżeli mam wyjaśnić żart.
Postanowiłem, że skoro w Imperium – czyli największym państwie Starego Świata – mówi się w reikspiel, który z grubsza brzmi jak niemiecki, to muszę chwycić mocno za ten anglosaski myk (z mocnym akcentem na saski czy tam saksoński). Wpadłem na to, by obsadzić warband klasykami filozofii i myśli socjologicznej. Wybrałem oczywiście głównie takich z niemieckojęzycznie brzmiącymi nazwiskami. Użarło to wszystko idealnie z tą teutońską ikonografią we frakcji najemników. Poza tym w jakiś niewyjaśniony sposób wprowadziło porządek i więcej profesjonalizmu w moim podejściu do taktyki w grze. Warband z generatora nazywa się “Gentlemen Free Company” – co zabawnie koreluje z obecnością Ursuli Le Guin. Zastanawiałem się jeszcze nad Ontological Marauders albo The Heuristic Raiders, ale zostawiłem tak jak było z defaultu. Oto moja ekipa.
Karl Marx
W czasach społeczeństwa informacyjnego, kiedy codziennie szczuje się nas chochołem jakiejś spiskowej teorii – użycie tego nazwiska uchodzi pewnie za kontrowersję. Dla mnie jednak myśliciel ten jest przede wszystkim klasykiem myśli socjologicznej jak August Comte.
Karl to pięknie imię. Imiennikiem mojej postaci jest sam imperator Karl Franz. Trochę denerwowało mnie to, że gra z defaultu zakłada, iż lider kompanii najemników musi być szlachcicem lub innym możnie urodzonym. Generator imion dla twojej bandy jak i band kierowanych przez AI zawsze daje przywódcom frakcji najemników przedrostek Von. Postanowiłem zerwać z tym algorytmem i dorzucić do realiów settingu Warhammera nieco więcej możliwości awansu społecznego niż producenci gry.
Karl jest postacią wywodzącą się z gminu, z ruralnych terenów Imperium gdzie jest bardzo niebezpiecznie ponieważ w lasach czai się mnóstwo zwierzoludzi i zbiegłych mutantów, a i inne niebezpieczeństwa się zdarzają. Dla podkreślenia tego faktu uzbroiłem go w zwykły łuk. Z powodzeniem używanego przez chłopstwo do obrony i polowań. Fajnie to żarło z bio postaci, ale też z jego punktami akcji – pozwalało mu strzelić dwa razy w turze. Co było szalenie ważne w opałach.
Unikajcie walki wręcz przywódcą, bo jak padnie to bez innych bohaterów może być ciężko ze zdaniem testu leadership i przegracie potyczkę. Czasem brawura jest głupia i Karl zaszarżował na będącego o krok od padnięcia szczuro-ogra. Nie trafił i bydle położyło go trzema ciosami, a dodać trzeba, że był zupełnie zdrowy. Skusiły mnie punkty doświadczenia na umiejętności fizyczne gdyby udało mu się usiec bestię halabardą. W bio zaznaczyłem, że był najpierw w wiejskiej milicji i stąd jego umiłowanie do tego rodzaju basicowej dla Warhammera broni. Poza tym zadaje duże obrażenia i można nią parować, a więc nie trzeba na początku ładować w zręczność i uniki. Świetnie to się skleja z ciężkim pancerzem, który umiejętność unikania procentowo ogranicza.
Po felernej potyczce chciałem zamienić Karla na nieco mniej znanego kislevitę Mikhaila Bakunina. Zawiedziony nieudanymi testami i pomyłkami chciałem sięgnąć po postać, która w przeciwieństwie do Marxa nie pomyliła się i przewidziała powstanie klasy średniej. Zostałem przy Karlu, bo rana pomniejszyła mu wytrzymałość tylko o jeden punkt. Chciałem właśnie tę cechę rozwinąć i skusiłem się na ryzyko walki wręcz, a gra pokarała mnie, jakby przewidując moje plany co do rozwoju postaci. Mordheim: COTD jest jak hazard z tymi wszystkimi tabelkami z tabletop i rzutami pod stołem wykonywanymi przez AI. Nigdy nie wiesz, jaki będzie outcome. Nawet jak wyświetla ci się potencjalne dziewięćdziesiąt pięć procent sukcesu.
Friedrich Nietzsche
Ubrałem go całego na czarno i jako jedyny mógł mieć wąsy na Lemmy’ego z Motorhead.
Kapłan i wojownik Ulryka – boga wilków, zimy i wojny. Bawiła mnie ta ironia, że mistyczny, literacko krasomówczy ateizm Nietzschego w mojej paralelnej rzeczywistości sprawił, że był on kapłanem surowego boga wojny. W sumie jego filozofia też była bardzo surowa i zakładała mnóstwo poświęceń od wyidealizowanych Ecce Homo. Co się trochę nie kleiło z syfilisem, ale wąsy na Lemmy’ego już idealnie do tego pasowały.
Ursula Le Guin
Źródło: Flick/Pip R. Lagenta – Harlan Ellison and Ursula Le Guin.
Imię Ursula jest bardzo reikspiel. Nazwisko już mniej, ale w bio napisałem, że jest półbretonką. Bretonia to drugie co do wielkości po Imperium państwo na kontynencie zwanym Starym Światem. Mówi się tam po francusku i jest takim pomieszaniem rycerskiej, średniowiecznej Francji i Anglii, bo Albion jest jeszcze dziki i mieszkają tam giganci, a także plemiona pierwotne.
Ursula jest drugą po Friedrichu bohaterką, a nie henchmenem czy liderem. Co do prawdziwej postaci z naszego świata zawsze była ona mocno zainteresowana antropologią społeczną więc nie jest jak kwiatek do kożucha w tym gronie. Ursula K. Le Guin miała mocno ugruntowane poglądy (poza tym jak kogoś to interesuje podobnie jak Nietzsche miała polskie korzenie). Nie jest to wiedza tajemna. Zresztą tylko Sapkowski to kumał i kuma do dziś w odróżnieniu od reakcjonistów, którzy trzęsą polskim środowiskiem fantastyki.
Ursula K. Le Guin nie miała może aż tak radykalnych poglądów jak George Orwell, ale o obydwojgu należy pamiętać, gdzie na osi się one znajdowały. Bliżej niż dalej. Dodać należy, że Orwell był radykałem, który walczył w Wojnie Domowej w Hiszpanii przeciwko frankistom (nie mylić z frankowiczami, z którymi walczy Leszek Balcerowicz). Dziwił się nawet Hiszpanom, że nie puścili z dymem cytując “takiego paskudztwa”, jak Sagrada Familia. To tak na marginesie dla osób z profilówkami Krzysztofa Bosaka, którzy repostują cytaty z Orwella spreparowane na kolanie przez Internet Research Agency. Te same, które repostował również Jerzy Zięba. Fałszywe cytaty z Orwella jak filmy z żółtymi napisami. Byłoby wszystko bardzo zabawne, ale niestety tylu ludzi w to dziś wierzy, że jednak smutno.
Szmuglerka to jedyna klasa postaci przewidziana w templacie postaci kobiecej dla frakcji najemników. Jeżeli chcecie grać samymi kobietami możecie wybrać frakcję Sisters of Sigmar. Bardzo mi się podobała idea, że Ursula jako matka chrzestna takiego settingu jak Warhammer jest w mojej drużynie najemników.
Max Weber
Źródło: Flickr/Arturo Espinosa
Klasa postaci – henchmen. Praca u podstaw, bo i footsoldier jest podstawą ekipy. Max stawia na protestancką etykę pracy, tak więc jego orężem jest jednoręczny młot. Jego teksty są przejrzyste, konsekwentne i jest właściwie czystym wcieleniem tego, co z nim dzieje się na polu bitwy. Do tego tarcza i lekka zbroja – Max wykorzystuje wszystkie dostępne środki dla grunta służące do ograniczenia obrażeń i maksymalizacji szans na przetrwanie. Dosłownie awatar niemieckiego pragmatyzmu.
Georg Hegel
Jako jedyny z całego towarzystwa (nie licząc oczywiście Ursuli) chłop bez fryzury na twarzy. Strzelec uzbrojony w karabin myśliwski. Jego dalekosiężny karabin to teza, wróg to antyteza, a kula w ciele wroga to synteza. Kiedy gracie najemnikami w Mordheim: COTD radzę postawić na dialektykę prochu strzelniczego. To największy atut tej frakcji. Uważajcie też, żeby nie zgubić takiej broni, bo jest stosunkowo rzadka, a kluczowa do przetrwania.
Emile Durkheim
Kolejna postać na poły z Bretonii. Emile Durkheim był w rzeczywistości Francuzem, ale spójrzcie na to piękne nazwisko. Durkheim, Middenheim, Talabheim – wszystko jedno – brzmi super!
“Nauka winna czerpać elementy swych wstępnych definicji z danych zmysłowych – to nie wiedza przednaukowa jest drogowskazem, ale wrażenia czy zmysłowe doświadczenia”. Dokładnie tak! Dlatego też Emile strzela z kuszy, bo jest kinestetykiem i lubi czuć strzałę. Naciągać ją na cięciwę czy jak to się tam inaczej nazywa w kuszy. Gardzi bronią palną, a tak się zdarzyło, że na początku gry zgarnąłem świetną, magiczną kuszę. Karl lubi łuk, Martin, Max i Georg lubią broń palną, a więc kusza przypadła w przydziale strzelcowi Emilowi.
Martin Heidegger
Źródło: Flickr/Arturo Espinosa – Martin Heidegger.
Last but not least. Czarny koń tej ekipy. Henchmen z halabardą, który zazwyczaj biega z dwoma pistoletami. Świr, który lubi nakreślić Dasein swojej egzystencji na grubo i z hukiem. Hitlerowi wydawało się, że rozumiał Heideggera, ale on nawet sam siebie nie rozumiał.
Martin lata po ruinach bruku Mordheim pełnych zmutowanej, miazmatycznej biomasy bez żadnej zbroi. Jakbym mógł to w edytorku zamieniłbym kubrak na brak koszuli albo chociaż obciąłbym mu te bufiaste rękawy. Naked Torso Approval Crew. W edytorze nie było niestety tych mysich wąsów, które chyba zgapił od niego wspomniany Adi. Musiałem wybrać wąsy i bródkę na dandysa rewolwerowca – co w sumie fajnie koreluje z tymi dwoma prochowcami. Martin jako jedyny w bandzie ma więcej białego niż czarnego w elementach ubrania. Pragnie podkreślić swój indywidualizm tak mocno jak Nicolas Cage w Dzikości Serca. Prawdopodobnie działa tak na niego silna osobowość Friedricha, który nosi się na czarno niczym otchłań, w którą zerka ze wzajemnością.
Zaprawdę kupa zabawy z tym customowaniem
Jak widzicie nawet nieco okrojone edytory w grach pozwalają na masę zabawy i wkręty w bio waszych oddziałów. To jaką mnogość opcji oferuje edytor XCOM 2 ze wszystkimi dodatkami to jest jakiś hit. Mój skład wyglądał dzięki temu jakby po godzinach grali w d-beatowym zespole z Portland albo Minneapolis.
Jeżeli chcecie poznać inne krawędziowe wkręty na customizacje rozgrywki pod siebie to warto też sprawdzić kilka śmieszkowych stron pokroju Naród Podwójnie Wybrany. Te historie, które opowiada tam admin są genialne. Jeżeli znacie inne tego typu przykłady pojechanych customizacji to poproszę o linki w komentarzach.
Możecie na śledzić na Facebooku i Instagramie.