Krypton, czyli Superman bez Supermana [RECENZJA]
Co by się stało, gdyby Superman się nie narodził?
Takie właśnie pytanie postawili sobie scenarzyści serialu Krypton, którego dwa pierwsze sezony możecie obejrzeć na HBO. Fabuła cofa nas na rodzimą planetę faceta w niebieskim trykocie z czerwoną peleryną na długo przed jej nieuchronną zagładą. Nieuchronną? Całość fabuły opiera się na alternatywnej osi czasu, w której Brainiac nie przyczynia się do destabilizacji jądra planety, która w efekcie doprowadza do późniejszej apokalipsy ojczyzny Supermana.
Seg-El to dziadek Kal-Ela aka Clarka Kenta aka Supermana. To wokół losów jego osoby toczy się cała narracja serialu. Oglądającym Krypton przyjdzie poznać inne słynne rody planety, a także poznać jej egzotyczną, socjologiczno-geopolityczną sytuację.
Co by było gdyby Superman się nie urodził? Na to pytanie może odpowiedzieć tylko jedyny ziemianin w serialu – Adam Strange. Jego zadaniem jest nie dopuścić, by coś stało się Seg-Elowi i noworodkowi o imieniu Jor-El (ojciec Kal-Ela). Adam Strange to chyba jedyna pozytywna postać znana z uniwersum DC, która pojawia się w serialu.
Scenarzyści stworzyli sobie tym samym szerokie pole do popisu. Mają dzięki tej swobodzie fabularnej ogromne możliwości w kreowaniu plot twistów. Kiedy dodamy paradoksy czasowe, robi się naprawdę ciekawie. Znane ze Star Treka i Dnia Świstaka konceptualne rozwiązania to nie tylko domena niemieckiego serialu Dark.
Case podobny jak w Dark Knight
Pamiętacie Heatha Ledgera i to jak ukradł show Christianowi Bale’owi w roli Batmana? Joker Ledgera był najwybitniejszym Jokerem ever (choć wielu ludzi typuje również Nicholsona). Podobnie jest z villainami w Krypton. Kradną Strange’owi i Seg-Elowi czas antenowy i nadają serialowi koniecznej głębi.
Wspomniałem wcześniej, że jedynym superbohaterem DC, który pojawia się w serialu, jest Adam Strange. Ogromnie istotnym czynnikiem z perspektywy fabuły jest tu fakt, że Kryptonianie na swojej rodzinnej planecie spowitej gęstymi chmurami, o małym słońcu, są tak samo silni, wytrzymali i szybcy jak ludzie na ziemi.
To słońce z naszego układu sprawiło, że Superman jest właściwie niezniszczalny. Gdy generał Zod pojawia się w przeszłości swojej rodzinnej planety, jest pozbawiony mocy, którą daje Kryptonianom ziemskie słońce. Pozostaje mu jedynie makiaweliczna przebiegłość i żelazna determinacja męża stanu (za jakiego w serialu stara się uchodzić). To pierwszy ze znanych z komiksu villainów, który pojawia się w serialu.
Zabieg z przeniesieniem akcji na Krypton daje scenarzystom możliwość wykorzystania mechanizmu, w którym zwykli ludzie (a nie superbohaterzy) stają naprzeciw przerastających ich przeciwności. Taką właśnie wszechpotężną i piekielnie inteligentną istotą jest Brainiac. Jego potęga przywodzi na myśl tragiczne zmagania zwykłych ludzi z lovecraftiańskimi przedwiecznymi. Bohaterom serialu pozostają jedynie fortele, ale nie będę spojlował fabuły tym, którzy zechcą się w nią zagłębić.
Złoczyńcy z serialu Krypton
Brainiac jest właściwie główną przyczyną, dla której warto oglądać ten serial. Omnipotentny, zimny i kalkulujący niczym sztuczna inteligencja, którą de facto jest. Jego związek z Seg-Elem i rodem Elów pogłębia się jeszcze bardziej w drugim sezonie, który zdecydowanie nadaje serialowi naprawdę sporej mocy. Jego zmodyfikowany niskimi oktawami i lekkim delayem głos jest naprawdę świetnym zabiegiem twórców filmu.
Wszystkie sceny z tym zielonym wariatem dodają Kryptonowi tak gęstego klimatu, którego nic nie oddaje lepiej niż anglosaskie słowo gloom. Zaprawdę – czapki z głów. Zazwyczaj jest tak z adaptacjami komiksów, że obrazy z ekranu nie dorastają naszym oczekiwaniom względem klimatu z komiksu. W przypadku Brainiaca jest zupełnie odwrotnie. Postać, która w komiksie nie robiła na mnie wrażenia, w serialu jest absolutnym hitem.
Kolejny villain, który sprawia, że serial ogląda się świetnie, jest Lobo. Twórcy komiksów DC stworzyli bohatera, który wygląda tak jakby Lemmy z Motorhead postanowił grać black metal. Z kolei scenarzyści serialu odstawili kawał dobrej roboty by był zabawny i lekko przerażający. Udało się odtworzyć tego rock’n’rollowego zbira i łowcę nagród z charakterystycznym humorem bez przerysowanego maczyzmu znanego z komiksów DC. Tu również chylę czoła z powodu tego, że udało się scenarzystom uniknąć charakterystycznego zawodu oczekiwań fanów względem adaptacji komiksu. Internety aż huczą z zachwytu.
Ostatnim superschwarzcharakterem jest Doomsday. Machina zniszczenia i chodząca apokalipsa dodaje fabule Kryptonu smaczku, ale to tylko dodatek – jeden z wielu wątków. Koniec, końców Doomsday to taki Hulk z wypustkami kostnymi, przeżarty bólem i frustracją z powodu tego, jak dał sobie wyprać mózg, by uczestniczyć w projekcie superżołnierza. Całkiem fajnie jest to ukazane w fabule serialu.
Dodatkowo, kiedy znowu weźmiemy pod uwagę czynnik, który sprawia, że tylko Superman mógł stawić czoła temu Frankensteinowi DC, a my dysponujemy całą planetą Kryptończyków z siłą zwykłych ludzi, to zaczynamy się zastanawiać czemu Adam Strange, będąc na Kryptonie, nie suplementuje witaminy D3.
Recenzja Kryptonu – podsumowanie
Niektóre luźne adaptacje pozycji ze świata DC budzą wśród fanów seriali i komiksów duże kontrowersje. Ludzi, którzy mniej lub bardziej sarkali na serial Gotham, czeka miła niespodzianka, ponieważ Krypton to serial o wiele lepszy, a fabuła, klimat i dialogi nie są tak mocno cringe jak w przypadku Gotham.
Krypton to naprawdę całkiem niezłe sci-fi. Anturaż jaki nadają antybohaterowie dodaje całej historii fajnej dynamiki. Niektóre sceny z Brainiakiem przywodzą na myśl dialogi z Cylonami w Battlestar Galactica. Nigdzie indziej nie ukazano tak fajnie tej intymności i zogniskowania na bycie, który literalnie siedzi w głowie bohatera.
Klimat samej planety nie jest taki oniryczny i odwołujący się w designie do wyrafinowanej kultury w podobie Atlantydy, która ukazana została w komiksie. Mamy do czynienia z dodatkami, które przypominają jakąś futurystyczną wersję starożytnego Rzymu. Dyktator religijny z pierwszego sezonu przypomina nieco faraona ze starożytnego Egiptu. Nie twierdzę, że design broni i kostiumów jest zły, jest po prostu bardziej oszczędny niż w dziele źródłowym. W komiksie pokazano “ą”, “ę” posh Krypton, który miał czytelnika zachwycić wyrafinowaniem i egzotyką rodzimej kultury Supermana, a w serialu scenarzyści postawili na bardziej “ludzki” Krypton. To chyba jedno z niewielu zastrzeżeń, jakie można podkreślić.
Drugim zastrzeżeniem będzie z pewnością to, że aktorzy często podkreślają w dialogach co się właśnie dzieje i boldują swoje refleksje na ten temat. To trochę zabawnie wygląda, jakby scenarzyści mieli widzów za ludzi, którzy nie łączą kropek. Zdarza się to jednak stosunkowo rzadko i z tego co pamiętam głównie w pierwszym sezonie. Czasem rzuci się w oko trochę drewna w grze Strange’a i Seg-Ela, ale w porównaniu do Henry’ego Cavilla, który zasadniczo gra urodą i rysami twarzy, a nie mimiką – obaj wypadają całkiem nieźle.