Krypton, czyli Superman bez Supermana [RECENZJA]

Grzegorz Ćwieluch Seriale Publikacja: 4.08.2019, 15:42 Aktualizacja: 5.08.2020, 12:49
Mieszkańcy rodzimej planety Supermana są superbohaterami i superzłoczyńcami wyłącznie na naszej planecie, gdy padają na nich promienie Słońca. Serial Krypton (do obejrzenia w HBO GO) ukazuje ich jako ludzi z krwi i kości, którzy starają się zapobiec zagładzie swojego świata.
krypton - recenzja serialu hbo
16 Udostępnień

Co by się stało, gdyby Superman się nie narodził?

Takie właśnie pytanie postawili sobie scenarzyści serialu Krypton, którego dwa pierwsze sezony możecie obejrzeć na HBO. Fabuła cofa nas na rodzimą planetę faceta w niebieskim trykocie z czerwoną peleryną na długo przed jej nieuchronną zagładą. Nieuchronną? Całość fabuły opiera się na alternatywnej osi czasu, w której Brainiac nie przyczynia się do destabilizacji jądra planety, która w efekcie doprowadza do późniejszej apokalipsy ojczyzny Supermana.

Seg-El to dziadek Kal-Ela aka Clarka Kenta aka Supermana. To wokół losów jego osoby toczy się cała narracja serialu. Oglądającym Krypton przyjdzie poznać inne słynne rody planety, a także poznać jej egzotyczną, socjologiczno-geopolityczną sytuację.

Co by było gdyby Superman się nie urodził? Na to pytanie może odpowiedzieć tylko jedyny ziemianin w serialu – Adam Strange. Jego zadaniem jest nie dopuścić, by coś stało się Seg-Elowi i noworodkowi o imieniu Jor-El (ojciec Kal-Ela). Adam Strange to chyba jedyna pozytywna postać znana z uniwersum DC, która pojawia się w serialu.

Scenarzyści stworzyli sobie tym samym szerokie pole do popisu. Mają dzięki tej swobodzie fabularnej ogromne możliwości w kreowaniu plot twistów. Kiedy dodamy paradoksy czasowe, robi się naprawdę ciekawie. Znane ze Star Treka i Dnia Świstaka konceptualne rozwiązania to nie tylko domena niemieckiego serialu Dark.

Case podobny jak w Dark Knight

Pamiętacie Heatha Ledgera i to jak ukradł show Christianowi Bale’owi w roli Batmana? Joker Ledgera był najwybitniejszym Jokerem ever (choć wielu ludzi typuje również Nicholsona). Podobnie jest z villainami w Krypton. Kradną Strange’owi i Seg-Elowi czas antenowy i nadają serialowi koniecznej głębi.

Wspomniałem wcześniej, że jedynym superbohaterem DC, który pojawia się w serialu, jest Adam Strange. Ogromnie istotnym czynnikiem z perspektywy fabuły jest tu fakt, że Kryptonianie na swojej rodzinnej planecie spowitej gęstymi chmurami, o małym słońcu, są tak samo silni, wytrzymali i szybcy jak ludzie na ziemi.

To słońce z naszego układu sprawiło, że Superman jest właściwie niezniszczalny. Gdy generał Zod pojawia się w przeszłości swojej rodzinnej planety, jest pozbawiony mocy, którą daje Kryptonianom ziemskie słońce. Pozostaje mu jedynie makiaweliczna przebiegłość i żelazna determinacja męża stanu (za jakiego w serialu stara się uchodzić). To pierwszy ze znanych z komiksu villainów, który pojawia się w serialu.

Zabieg z przeniesieniem akcji na Krypton daje scenarzystom możliwość wykorzystania mechanizmu, w którym zwykli ludzie (a nie superbohaterzy) stają naprzeciw przerastających ich przeciwności. Taką właśnie wszechpotężną i piekielnie inteligentną istotą jest Brainiac. Jego potęga przywodzi na myśl tragiczne zmagania zwykłych ludzi z lovecraftiańskimi przedwiecznymi. Bohaterom serialu pozostają jedynie fortele, ale nie będę spojlował fabuły tym, którzy zechcą się w nią zagłębić.

Złoczyńcy z serialu Krypton

Brainiac jest właściwie główną przyczyną, dla której warto oglądać ten serial. Omnipotentny, zimny i kalkulujący niczym sztuczna inteligencja, którą de facto jest. Jego związek z Seg-Elem i rodem Elów pogłębia się jeszcze bardziej w drugim sezonie, który zdecydowanie nadaje serialowi naprawdę sporej mocy. Jego zmodyfikowany niskimi oktawami i lekkim delayem głos jest naprawdę świetnym zabiegiem twórców filmu.

Wszystkie sceny z tym zielonym wariatem dodają Kryptonowi tak gęstego klimatu, którego nic nie oddaje lepiej niż anglosaskie słowo gloom. Zaprawdę – czapki z głów. Zazwyczaj jest tak z adaptacjami komiksów, że obrazy z ekranu nie dorastają naszym oczekiwaniom względem klimatu z komiksu. W przypadku Brainiaca jest zupełnie odwrotnie. Postać, która w komiksie nie robiła na mnie wrażenia, w serialu jest absolutnym hitem.

Kolejny villain, który sprawia, że serial ogląda się świetnie, jest Lobo. Twórcy komiksów DC stworzyli bohatera, który wygląda tak jakby Lemmy z Motorhead postanowił grać black metal. Z kolei scenarzyści serialu odstawili kawał dobrej roboty by był zabawny i lekko przerażający. Udało się odtworzyć tego rock’n’rollowego zbira i łowcę nagród z charakterystycznym humorem bez przerysowanego maczyzmu znanego z komiksów DC. Tu również chylę czoła z powodu tego, że udało się scenarzystom uniknąć charakterystycznego zawodu oczekiwań fanów względem adaptacji komiksu. Internety aż huczą z zachwytu.

Ostatnim superschwarzcharakterem jest Doomsday. Machina zniszczenia i chodząca apokalipsa dodaje fabule Kryptonu smaczku, ale to tylko dodatek – jeden z wielu wątków. Koniec, końców Doomsday to taki Hulk z wypustkami kostnymi, przeżarty bólem i frustracją z powodu tego, jak dał sobie wyprać mózg, by uczestniczyć w projekcie superżołnierza. Całkiem fajnie jest to ukazane w fabule serialu.

Dodatkowo, kiedy znowu weźmiemy pod uwagę czynnik, który sprawia, że tylko Superman mógł stawić czoła temu Frankensteinowi DC, a my dysponujemy całą planetą Kryptończyków z siłą zwykłych ludzi, to zaczynamy się zastanawiać czemu Adam Strange, będąc na Kryptonie, nie suplementuje witaminy D3.

Recenzja Kryptonu – podsumowanie

Niektóre luźne adaptacje pozycji ze świata DC budzą wśród fanów seriali i komiksów duże kontrowersje. Ludzi, którzy mniej lub bardziej sarkali na serial Gotham, czeka miła niespodzianka, ponieważ Krypton to serial o wiele lepszy, a fabuła, klimat i dialogi nie są tak mocno cringe jak w przypadku Gotham.

Krypton to naprawdę całkiem niezłe sci-fi. Anturaż jaki nadają antybohaterowie dodaje całej historii fajnej dynamiki. Niektóre sceny z Brainiakiem przywodzą na myśl dialogi z Cylonami w Battlestar Galactica. Nigdzie indziej nie ukazano tak fajnie tej intymności i zogniskowania na bycie, który literalnie siedzi w głowie bohatera.

Klimat samej planety nie jest taki oniryczny i odwołujący się w designie do wyrafinowanej kultury w podobie Atlantydy, która ukazana została w komiksie. Mamy do czynienia z dodatkami, które przypominają jakąś futurystyczną wersję starożytnego Rzymu. Dyktator religijny z pierwszego sezonu przypomina nieco faraona ze starożytnego Egiptu. Nie twierdzę, że design broni i kostiumów jest zły, jest po prostu bardziej oszczędny niż w dziele źródłowym. W komiksie pokazano “ą”, “ę” posh Krypton, który miał czytelnika zachwycić wyrafinowaniem i egzotyką rodzimej kultury Supermana, a w serialu scenarzyści postawili na bardziej “ludzki” Krypton. To chyba jedno z niewielu zastrzeżeń, jakie można podkreślić.

Drugim zastrzeżeniem będzie z pewnością to, że aktorzy często podkreślają w dialogach co się właśnie dzieje i boldują swoje refleksje na ten temat. To trochę zabawnie wygląda, jakby scenarzyści mieli widzów za ludzi, którzy nie łączą kropek. Zdarza się to jednak stosunkowo rzadko i z tego co pamiętam głównie w pierwszym sezonie. Czasem rzuci się w oko trochę drewna w grze Strange’a i Seg-Ela, ale w porównaniu do Henry’ego Cavilla, który zasadniczo gra urodą i rysami twarzy, a nie mimiką – obaj wypadają całkiem nieźle.

Zobacz także:
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments