Life is Strange 2. Epizod 4 Faith [RECENZJA]
Co się dzieje w czwartym odcinku Life is Strange 2?
Po wypadku na plantacji marihuany Sean budzi się w szpitalu. Nie wie, co się stało z jego bratem i musi przygotować się na przepychanki z policją. Wymiar sprawiedliwości nie wierzy, że Sean nie ma nic wspólnego z zabiciem policjanta ani z pozostałymi wydarzeniami. Chłopak ma trafić do więzienia, kiedy jako tako odzyska sprawność, ale decyduje się na ucieczkę – oczywiście aby samodzielnie odnaleźć Daniela. A sama akcja bez młodszego brata w końcu zaczyna iść do przodu, choć twórcy wciąż stawiają na przeżywanie każdego momentu, jakby nie wiadomo co się działo.
Twórcy w wielu momentach, kiedy myślimy “no w końcu coś się wydarzy” pokazują nam, że nie, jednak nie. Przykładowo – zamiast pokazywania całej rozciągniętej sceny podwożenia Seana przez zwykłego kierowcę tira mogliby po prostu ująć to w 30 sekundowym filmiku. Ale nie, dajmy graczom kilkuminutową scenę, podczas której niech myślą, że może coś się stanie. Może Sean trafił na perwera albo wsadzą go zaraz do paki, bo zostanie podkablowany? Nic z tego. Zero emocji. Podwózka, masz coś do zjedzenia i do widzenia. I tak właśnie prezentuje się do tej pory całość gry, czwarty epizod nic tu nie zmienia. Jest tylko o tyle lepiej, że pojawiają się nowe ważne postacie i na ¾ gry znika irytujący, pozbawiony śladu jakiejkolwiek myśli Daniel (w życiu nie widziałam bardziej niewychowanego i głupiego dzieciaka, nawet w prawdziwym świecie).
Standardowo pod koniec odcinka pojawia się jakaś akcja. Life is Strange 2 zdążyło mi jednak na tyle zobojętnieć przez swoją miałkość i nijakość, że zupełnie mnie to nie rusza. W każdym momencie mogliby zginąć wszyscy bohaterowie, a u mnie wywołałoby to co najwyżej wzruszenie ramion.
Czego twórcy właściwie chcą od tej gry?
Prowadzenie akcji w Life is Strange 2 i opowiadanie w wywiadach rzeczy w stylu “sami jeszcze nie do końca wiemy, jak potoczy się ta historia” pokazują… że, no właśnie, twórcy nie wiedzą. Mieli do wykorzystania świetny potencjał, zdefiniowaną grupę odbiorców (graczy pierwszego Life is Strange) i naprawdę dobry zalążek opowieści. A potem to spartaczyli, bo nie wiedzą, w którym kierunku chcą iść.
Dali więc trochę amerykańskiej wojny politycznej ze szczyptą rasizmu, fanatyzm religijny, matkę z syndromem “ja wcale nie chciałam być matką, wolę moje wolne i puste patologiczne życie” i dwójkę dzieciaków, z czego jednego naprawdę ledwo rozumiejącego, co się dookoła niego dzieje. Dla przykładu: kiedy Daniel ma zły humor, jednym machnięciem ręki przewala Seana na ziemię, rzuca nim po ścianach, takie tam typowe zachowania kilkulatka. A kiedy widzi, że jego ukochany starszy brat dostaje wpi**, a może nawet zaraz zginie, to stoi jak sierotka Marysia i woła “nie, nie rób tak!”. Bo przecież moce można wykorzystywać tylko na bezbronnym starszym bracie, przynajmniej dopóki ten prawie nie zginie. Logiczne, prawda? Nie ma to jak braterska miłość!
Choć grafika, muzyka i lokacje w tej grze są naprawdę dobre, to grając czuję, że tracę czas. W Life is Strange 2 na próżno możecie szukać klimatu znanego z przygód Max i Chloe. Niestety na próżno możecie tam szukać także emocji i większej akcji. Gdybym nie kupiła pakietu wszystkich odcinków naraz, już po drugim odcinku zdecydowałabym się na porzucenie tego tytułu. Cóż, przynajmniej dowiem się, jak to się wszystko potoczy, a potem od razu usunę tytuł z mojej biblioteki gier.Zakończenie gry poznamy w grudniu.
Nasza ocena: 5/10
Cóż – przynajmniej ocena w końcu przestała lecieć na łeb, na szyję:
Recenzja pierwszego epizodu Life is Strange 2: 8/10
Recenzja drugiego epizodu Life is Strange 2: 7/10
Recenzja trzeciego epizodu Life is Strange 2: 5/10