Luigi’s Mansion 3 [RECENZJA]
Luigi – lekcja historii
Pierwsza odsłona Luigi’s Mansion została opublikowana w 2001 roku i była jednym z tytułów startowych GameCube’a. Wybór akurat tego tytułu, by promować nowy sprzęt Nintendo, budził kontrowersje. Gra nie była klasyczną platformówką, z których znana jest marka o Mario i Luigim, ale czymś zupełnie nowym – pierwszą odsłoną nowego cyklu, stawiającego na gameplay oparty na… łapaniu duchów odkurzaczem.
Do tego głównym bohaterem został Luigi, postać wykorzystywana do tej pory głównie, by wprowadzić komizm do heroicznych przygód Mario. Fajtłapowaty brat słynnego hydraulika zaliczył wcześniej tylko jeden solowy występ. W 1992 roku w zupełnie dziś zapomnianej grze edukacyjnej Mario is Missing.
Choć ostatecznie Luigi’s Mansion okazał się dużym sukcesem i jedną z najpopularniejszych gier na GameCube, Nintendo wydawało się rozczarowane produkcją. W samej Japonii tytuł sprzedawał się co najwyżej przeciętnie (za to doskonale w USA), a recenzenci – choć chwalili świeży gameplay – krytykowali też zbyt krótki czas rozgrywki. To najprawdopodobniej dlatego na drugą odsłonę serii trzeba było czekać aż 12 lat.
Ale kiedy w końcu w 2013 roku Luigi’s Mansion: Dark Moon ukazał się na konsolę 3DS stało się jasne, że gracze cenią przygody łapiącego duchy safanduły. Tym razem gra była recenzowania pozytywnie, a sprzedawała się dobrze także w Japonii. Na trzecią część Luigi’s Mansion nie trzeba już było czekać tak długo.
Czy recenzja Luigi’s Mansion 3 opisuje grę wartą zainteresowania? Mówiąc krótko: tak. To solidny średniak. Nie uwodzi już świeżym gameplayem (wszak to trzecia odsłona cyklu), ale wciąż potrafi zaskoczyć interesującymi pomysłami, uzależniającą eksploracją, poczuciem humoru i walkami z bossami. Nie jest to jednak gra idealna, a sztucznie wydłużona kampania i niechlujne sterowanie mogą zirytować nawet najbardziej cierpliwych.
Nowości w Luigi’s Mansion 3
Ale zacznijmy od początku. Mario, Luigi, księżniczka Peach i trzy Toady przyjmują tajemnicze zaproszenie do luksusowego hotelu. Wakacje marzeń kończą się, gdy wychodzi na jaw, że właścicielka hotelu jest wielką fanką King Boo, uwolniła go z pułapki profesora E. Gadda i teraz zamierza dać mu w prezencie całą gromadkę naszych przyjaciół. Podczas obławy tylko Luigiemu udaje się pozostać na wolności i z pomocą psiego ducha Polterpupa rusza na pomoc przyjaciołom.
Jeżeli w powyższym streszczeniu zawiązania akcji szukacie słowa posiadłość, albo domostwo, to możecie przestać. Tak, tytuł Luigi’s Mansion kłamie. W grze nie ma żadnego domostwa – jest za to luksusowy, siedemnastopiętrowy hotel z własnym kasynem, dyskoteką, basenem etc. Posiadłość pojawia się dopiero podczas napisów końcowych, bo najprawdopodobniej dopiero po skończeniu prac nad grą ktoś w Nintendo doszedł do wniosku, że tytuł nie oddaje tego, co naprawdę dzieje się w grze.
Recenzowane Luigi’s Mansion 3 to jeden z tych ostrożnych sequeli, które z jednej strony dają więcej tego samego, a z drugiej proponują nieśmiało kilka nowych mechanik. Nie rewolucyjnych, ale wystarczająco interesujących, by gracz miał wrażenie, że obcuje z czymś świeżym. Podstawowy gameplay wciąż więc opiera się przede wszystkim na oślepianiu duchów latarką i zasysaniu ich do odkurzacza. Luigi jest też wyposażony w latarkę świecącą mrocznym światłem (tak!), pozwalającym odkrywać sekrety i uwalniać przyjaciół z obrazów.
Nowych funkcji Poltergusta jest kilka. Po pierwsze, odkurzacz może teraz strzelać przepychaczkami do toalet, które przyklejają się do powierzchni, pozwalając ją podważyć. Po drugie, doszła funkcja krótkiego uderzenia powietrzem w ziemię, która z jednej strony pozwala Luigi’emu podskakiwać i unikać ciosów, z drugiej zaś odpycha znajdujących się w pobliżu przeciwników. Po trzecie, schwytanymi w moc odkurzacza duchami można teraz uderzać w podłogę lub inne duchy.
Ale najważniejszą i najciekawszą nowością jest Gooigi, czyli drugi Luigi, wyłażący z odkurzacza. Zbudowany z zielonego gluta Gooigi, choć ma zaledwie 20 punktów zdrowia, posiada wszystkie umiejętności podstawowego Luigiego i kilka dodatkowych. Może przenikać przez kraty i wciskać się do rur. Ma też jedną słabość: jakikolwiek kontakt z wodą kończy się jego rozpuszczeniem. Wprowadzenie Gooigiego pozwoliło twórcom Luigi’s Mansion 3 na całkiem nowe podejście do zagadek. Luigi już nie musi wszystkiego robić sam. Tę możliwość szczególnie mocno wykorzystano w poziomie piwnicznym, w którym gracz zwiedza kanały znajdujące się pod hotelem. Podczas gdy Luigi płynie na dmuchanej kaczce, Gooigi otwiera dla niego śluzy.
Prawdziwy pogromca duchów
Wszystkie te dodatki służą przede wszystkim wzbogaceniu starć z zaskakująco zróżnicowaną armią duchów. Są takie, które ukrywają się przed Luigim i trzeba na nie świecić mrocznym światłem. Są duchy zasłaniające się tarczami – do nich należy strzelić przepychaczem, a następnie wyrwać tarczę. Są duchy zbyt duże, by poradził sobie z nimi sam Luigi – wtedy do akcji wkracza Gooigi. I są tak małe, że odkurzacz od razu je wciąga.
Ale nie dajcie się zwieść. To nie walka stanowi najmocniejszą stronę recenzowanego Luigi’s Mansion 3. Starcia z duchami są ciekawe i ekscytujące, ale w sumie dość proste i bardzo przewidywalne. Po 2-3 godzinach (z około piętnastu potrzebnych do ukończenia gry) miałem wrażenie, że poznałem już wszystkie strategie przeciwnika i doskonale wiem, jak zareagować. Co więcej, wraz z postępami w fabule, rośnie poziom trudności, ale odbywa się to w najprostszy z możliwych sposobów – Luigiego atakuje po prostu coraz więcej wrogów.
Starcia mają swoją męczącą stronę. Otóż trzecia część wciąż boryka się z problemem niechlujnego sterowania. Trudne jest zwłaszcza celowanie w trzech wymiarach – w ustawieniu kamery proponowanym przez grę prawy joy Switcha nie zawsze wskazuje tam, gdzie byśmy się spodziewali, przez co często odnosiłem wrażenie, że walczę nie z przeciwnikami, a z grą. Zwłaszcza, gdy na planszy działo się dużo i chaotycznie. Wybitnie uciążliwe jest strzelanie przepychaczką do rur – bossowie, którym trzeba wyrwać tarczę, by móc zadać im obrażenia, należą do tych najbardziej irytujących.
Jak przystało na grę Nintendo, recenzowane Luigi’s Mansion 3 jest dumne z walk z bossami. Jest ich tu kilkanaście i każda ma swoją własną dramaturgię i zagadkę. Większość z nich sprawia mnóstwo frajdy. Nie tylko dlatego, że miło się w nie gra, ale także dlatego, że są bardzo zabawne i pomysłowe. Większość jest prostych, ale są i walki trudniejsze, do których podchodziłem kilka razy. Te wymagające precyzyjnego celowania irytują najbardziej. A na szczególne potępienie zasługuje starcie z ukrywającym się w piwnicy hydraulikiem, podczas którego gracz musi manewrować dryfującym na dmuchanej kaczce bohaterem, pamiętając, że kierunki sterowania są odwrócone (bo Luigi siedzi tyłem). Walka z tym bossem nie ma nic wspólnego z dobrą zabawą, wiele zaś z upierdliwością.
Eksploracja, głupcze – recenzja Luigi’s Mansion 3
Tym, co sprawia największą satysfakcję w Luigi’s Mansion 3 jest eksploracja. Chodzenie po hotelu to najzabawniejsza i najciekawsza część gry. Przede wszystkim dlatego, że cały hotel jest doskonale zaprojektowaną lokacją, skrywającą mnóstwo sekretów. Samo ich odkrywanie sprawia frajdę i nieważne, że zazwyczaj wystarczy po prostu sprawdzić wszystkie opcje odkurzacza, by rozwiązać zagadkę. Oczarowuje także pomysłowość grafików i projektantów. Każde z 17 pięter hotelu zanurzone jest w innym temacie i bardzo konsekwentnie w nim utrzymane. Z początku może się wydawać, że pomysły są bardzo typowe – lobby, pokoje gościnne, garaż podziemny etc. Ale im wyżej wjeżdżamy windą, tym oryginalniejsze piętra. Mnie urzekły te z siłownią i basenem, piramidą, okrętem pirackim i muzeum historii nienaturalnej. A to tylko 4 pomysły!
Recenzowane Luigi’s Mansion 3 świetnie radzi sobie również z wynagradzaniem dociekliwości gracza. W każdym zakamarku hotelu poukrywane są pieniądze. Waluta wyskakuje z każdej rury, każdego zlewu, każdej poduszki. A że nie za bardzo jest ją na co wydać (gra jest za prosta, by kupować dodatkowe życia), ilość zebranej gotówki służy za swego rodzaju licznik punktów. Mnie udało się zebrać ponad 50 tysięcy. Oprócz gotówki są do zebrania także klejnoty i do schwytania ukryte Boo, które nawiedzają opróżnione piętra.
Łażenie po hotelu wiąże się z otwieraniem zamkniętych drzwi i znajdywaniem zgubionych kluczy. To z kolei prowadzi do rozwiązywania zagadek. Większość z nich jest dość prosta i da się je rozwiązać siłowo, wypróbowując po kolei wszystkie funkcje odkurzacza. Zdarzają się zagadki irytujące, zmuszające Luigiego do dalekiej wyprawy. Ale są i takie, których rozwiązywanie to sama przyjemność. Mnie uwiodła wielopoziomowa zagadka na piętrze z planem filmowym, w której Luigi i Guigi musieli ze sobą współpracować za kamerą i przed kamerą, by następnie przemieszczać się pomiędzy planami, przenosząc różne filmowe rekwizyty.
Niestety, podobnie jak walka, również eksploracja ma swoją słabą stronę. Jest nią backtracking. W grze jesteśmy do niego zmuszeni trzy razy. Dwa razy ścigamy kota, który ukradł Luigiemu przycisk do windy. Za trzecim razem musimy uratować zagubionego Toada, tylko po to, by zdobyć wtyczkę do odkurzacza, którą wykorzystujemy jeden, jedyny raz w trakcie kampanii. Rozumiem, że twórcy serii krytykowanej niegdyś za krótką rozgrywkę chcą uniknąć podobnych zarzutów, ale te epizody nie tyle przedłużają dobrą zabawę, co na siłę ją przeciągają.
Recenzja Luigi’s Mansion 3 – podsumowanie
Gra wygląda i brzmi świetnie, niczym interaktywny film Pixara. Poruszający się niepewnie Luigi ma w sobie mnóstwo uroku, a slapstickowe żarty z jego niezgrabności nie przestają śmieszyć.
Niezmiennie przemawia do mnie nienachalne przesłanie serii. Luigi być może nie jest typowym macho, wciąż trzęsie się ze strachu i nie rusza na ratunek księżniczce z uśmiechem na ustach i bojowym okrzykiem, ale kiedy trzeba robi to, co do niego należy. Jego odwaga nie bierze się z przechwałek i stereotypów, ale z faktu, że potrafi stawić czoła własnym słabościom.
Tych, którzy lubią grać w towarzystwie ucieszy, że dzięki Gooigiemu całą kampanię Luigi’s Mansion 3 można przejść we dwójkę. Jest też prosty tryb multiplayer pozwalający na łapanie duchów na losowo wygenerowanych piętrach, ale pozbawiona eksploracji rozgrywka szybko mnie znudziła. Zwłaszcza, że inni gracz potrafią wprowadzić dużo chaosu, a nie jest to zjawisko mile widziane w grze o przeszukiwaniu nawiedzonego hotelu i łapaniu duchów.
Recenzowane Luigi’s Mansion 3 to bardzo udana kontynuacja ciekawej serii. Nie dokonuje rewolucji, ale delikatnie popycha markę naprzód. Nowe mechaniki są interesujące, a hotel zachwycający. Jeżeli obcowaliście wcześniej z serią, trzecia część zapewni wam dokładnie to samo, tylko więcej i lepiej. Jeżeli zaś nie próbowaliście żadnej z wcześniejszych odsłon, Luigi’s Mansion 3 świetnie spisuje się jako samodzielna opowieść i jest doskonałym momentem, by do serii wskoczyć. Ja bawiłem się wyśmienicie.
Zobacz również aktualności
Tony Hawk’s Pro Skater 1 + 2. Remaster idealny
Nowy gameplay Layers of Fear 2 pozwala mieć nadzieję, że druga odsłona przeboju Bloober Team także przypadnie do gustu graczom.
Loki w Fortnite
Nowy gameplay Layers of Fear 2 pozwala mieć nadzieję, że druga odsłona przeboju Bloober Team także przypadnie do gustu graczom.
Nie żyje pierwowzór psa z Fallout 4
Nowy gameplay Layers of Fear 2 pozwala mieć nadzieję, że druga odsłona przeboju Bloober Team także przypadnie do gustu graczom.