Marvel vs Scorsese i Coppola. O co chodzi klasycznym reżyserom?
Scorsese i Copola atakują filmy Marvela
Jeżeli interesujecie się Marvelem nawet w znikomym stopniu, to pewnie zaobserwowaliście w mediach nagonkę prowadzoną na superbohaterskie filmy przez tuzów filmowego show biznesu. W skrócie – reżyserzy klasycznych obrazów branży filmowej prześcigają się w mieszaniu z błotem ekranizacji komiksów Marvela.
Zaczęło się od Martina Scorsese. Reżyser Taksówkarza i Goodfellas stwierdził, że filmy Marvela nie są kinem. Scorsese postrzega je jedynie w formie parków rozrywki, w których to aktorzy robią co mogą, ale nie przekazują prawdziwych emocji i psychologicznych doświadczeń.
Kiedy wszyscy myśleli, że już po sprawie z dissem Scorsese, swoje trzy grosze do beefu z filmami Marvela dorzucił jego dobry znajomy – Francis Ford Coppola. Reżyser Ojca Chrzestnego, Draculi i Czasu Apokalipsy postanowił pojechać jeszcze dalej. Bez zbędnych ceregieli wypowiedział, że filmy Marvela są po prostu nędzne (ang. despicable).
Oliwy do ognia postanowił dolać również Pedro Almodovar, który postawił tezę na ciężkim Freudzie, że filmy Marvela pomijają kwestię seksualności. Jim Lee nie żyje i to do nas, milenialsów wychowanych na komiksach Marvela, należy odpowiedzialność wyjaśnienia starzejącym się reżyserom, a możliwe, że również naszym rodzicom, na czym polega fenomen, którego nie dostrzegają.
O co w ogóle chodzi w tym całym zamieszaniu? Czy argumenty tuzów Fabryki Snów mają sens, czy są tylko pospolitym utyskiwaniem w stylu oldskulowych raperów, którzy nie pozwalają nazywać rapem mumblingu i trapu? Nadeszła najwyższa pora na to, by wyjaśnić wszystkim nieświadomym wujkom i tatełom o co tak naprawdę chodzi w tym całym Marvelu.
Marvel to współczesna mitologia
Jako dzieciak miałem farta, że ojciec kupował i kolekcjonował pismo Relax. Normalnym było, że czytało się w domu zarówno książki jak i komiksy. Obok postaci z DC i Marvela był Kajko i Kokosz, Tytus ze swoimi ziomkami Romkiem i Atomkiem, a także Thorgal. Miałem też stosunkowo niefartowne perypetie zdrowotne i często lądowałam w szpitalu na długi czas. Podczas rekonwalescencji towarzyszyły mi postacie z Marvela. Postacie ze Spider-Verse Spidermana, X-MEN, a także mój ulubiony gothic-punkowy superbohater – Ghost Rider.
Postacią, z którą mogłem się w tamtych czasach mocno identyfikować, był jednak nie kto inny jak Cable. Ciężko chore dziecko klona Jean Grey i Scotta Summersa znanego jako Cyclops. Dzieciak, któremu współczesna medycyna nie była w stanie pomóc i jedynym ratunkiem było oddanie go w opiekę przybywającej z przyszłości Askani. Pominę fakt, że podróże w czasie to obok teorii wieloświatów (równie mocno eksploatowanej w stajni Marvela) jedne z najfajniejszych motywów fabularnych science fiction. Wie o tym nie tylko każdy fan Marvel, ale też trekkies od Star Treka czy każdy fan Powrotu do Przyszłości.
W tym miejscu pojawia się pytanie, czy Martin Scorsese ze stojącym za nim dorobkiem filmowym na pewno ma rację i Marvel nie ma do zaoferowania prawdziwych, ludzkich doświadczeń? Moim skromnym zdaniem nie tylko oferuje te doświadczenia w formie alegorii, ale także dodaje jeszcze w pakiecie zastrzyk psychologicznego pokrzepienia dla dzieciaków w trudnych, przerastających je chwilach.
Positive mental attitude
Kiedy weźmiemy pod uwagę najnowsze postacie, znane bardziej młodszym fanom Marvela, to widzimy tendencję zwyżkową tego marvelowskiego aksjomatu krzewienia positive mental attitude wśród młodych czytelników. Nowe twarze Marvel to afro-latino Spidey Miles Morales czy też totalnie empowermentowa nastolatka – America Chavez. Do młodych bohaterów zalicza się też budząca u wielu fanów/ek Marvela mieszane uczucia superbohaterka i instagramerka – Ms. Marvel.
Wspomnieć należy jeszcze raz o X-MEN. Mutacyjne moce, które czynią wyjątkowymi młode indywidua to alegoria, która przeczy tezie postawionej przez Scorsese. Te same moce czynią ich też niekiedy niebezpiecznymi dla swego otoczenia. Szkoła dla trudnej, wyjątkowej młodzieży prowadzona przez profesora Xaviera to jeden z najcięższych argumentów przeciwko powierzchownej ocenie Marvela.
Ciężko o bardziej “ludzką” alegorię. Dramat Jean Grey podrasowany do granic historią o Dark Phoenix to tak naprawdę stary, dobry morał zawarty w maksymie Spidermana – “Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność”. Marvel nie tylko pokrzepia i pokazuje ludzkie dramaty, ale też pełni rolę storytellingu z czytelnymi, wartościowymi dla młodych ludzi elementami między wierszami.
Istotna wielokulturowość uniwersum
Marvel robi jeszcze jedną rzecz, która może umykać zasłużonym dla kina weteranom pokroju Coppoli czy Scorsese. Inkorporuje do swojego uniwersum mitologie różnych kręgów kulturowych. Mamy tu Odyna, Thora, Lokiego i innego bogów panteonu nordyckiej mitologii. Grono bohaterów Marvela zawiera także Namora, syna księżniczki Atlantydów, którzy są spowinowaceni z greckim bogiem mórz – Neptunem.
Kolejną postacią żywcem wyjętą z mitologii jest avenger o imieniu Hercules. Może zabrzmi to górnolotnie, ale Marvel i DC bez oporów i kompleksów trawestowały mitologię w czasach, kiedy reżyserzy z branży filmowej zabierali się jedynie za próby ekranizowania ich w formie adaptacji. Ponadto odwołuje się do mitologii pierwszych ludów Ameryki.
Marvel od lat dowozi mistycznych bohaterów młodym, rdzennym Amerykanom, o których w szeroko pojętej branży rozrywkowej mało kto dzisiaj pamięta . Thunderbird czy Warpath znany polskim czytelnikom z komiksów o X-MEN i X-FORCE to tylko nieliczni z ogromnej listy bohaterów wywodzących się z tzw. Pierwszych Ludów.
Marvel jest ponadczasowy
Moja mama jest nauczycielką. Wraz z koleżankami z pracy obserwowała roczniki sporo starsze ode mnie. Cały czas pracuje w zawodzie. Nic się nie zmieniło oprócz dodania kilku nowych bohaterów do panteonu Marvela. Mama mówiła, że Spiderman cieszy się taką samą popularnością jak w czasach, kiedy ja z kolegami zaczytywałem się z wypiekami w Maximum Carnage. Marvel daje dzisiejszym dzieciakom to samo, co dawał milenialsom, kiedy byli w ich wieku. Boomersi, jak to często bywa w międzypokoleniowych konfliktach, mogą nie nadążać za fenomenem Marvela. Niestety, to tylko jeden z czynników, który powoduje, że Marvel zbiera od nich cięgi.
Adaptacje Avengers i Transformers to archetypy blockbusterów. Po części można zgodzić się, że nie dowożą tego, co filmy uznanych reżyserów, ale bez koniecznego “ale”. Filmowe ekranizacje Avengers czy G.I. Joe to głównie kino akcji. Dopiero Avengers: Endgame tchnęło w fabułę tych nitek marvelowskich filmów jakieś ambitniejsze wątki. Serialom Daredevil albo Punisher nie można jednak odmówić ambitniejszego zacięcia.
Pamiętajmy też, że wybitni reżyserowie walczą dzisiaj z Marvelem o dusze fanów kina. Scorsese, Coppola i Almodovar będą odwoływać się do naszego kinomaniackiego snobizmu. Do naszych gwiazdek na Filmwebie, ocen na Metacritic czy Rotten Tomatoes. Ogromna część ludzi kupi ten snobizm ukryty w beefie z Marvelem i nie zauważy, że być może padła ofiarą socjotechniki.
Prawda jednak leży bliżej niestygnącej popularności medium jakim jest komiks. Marvel ma do zaoferowania dzieciakom o wiele więcej niż reżyserzy z pokolenia baby boomerów chcieliby przyznać.
Scorsese i Coppola nie są reżyserami z pokolenia baby boomerów.