Mesjasz od Netflixa [RECENZJA]. Czy rzeczywiście jest aż tak kontrowersyjny?
O co chodzi w Mesjaszu od Netflix?
Mesjasz opowiada o mężczyźnie, który pojawia się na Bliskim Wschodzie. Twierdzi, że jest prorokiem i zaczyna głosić “słowo boże”. Trafia do krajów, w których toczą się wojny wyznaniowe. Opowiada tam o miłości i pokoju, o tym, że jego misją jej zjednanie wszystkich ludzi. Wyprowadza grupę dwóch tysięcy osób na pustynię, aby doprowadzić ich do granicy z Izraelem. Niektórzy mają go za prawdziwego syna bożego, inni za oszusta i terrorystę. Śladami Al-Masiha podąża ambitna agentka CIA, Eva Geller. Mimo osobistego dramatu nie rezygnuje z pracy, aby ustalić, czy samozwańczy Mesjasz jest zagrożeniem terrorystycznym.
Serial Mesjasz to próba odpowiedzi na pytanie, co by było, gdyby prawdziwy Mesjasz rzeczywiście pojawił się we współczesnym świecie. Dla wierzących może być to konfrontacja z ich przekonaniami, ale nie musi. Wszystko jest kwestią podejścia. Netflix serwuje produkcję z pogranicza kina akcji, dramatu i filmu filozoficznego. Pokazuje współczesne wojny i niepokoje społeczno-religijno-polityczne. Boleśnie uświadamia, że nikt nie może czuć się bezpieczny niezależnie od wiary lub jej braku. Mesjasz próbuje zahaczyć o każdy możliwy punkt widzenia. Nie ma tu więc prawd objawionych ani konkretnych tez. jest akcja ukazana z perspektywy kilku bohaterów. Każdy z nich usiłuje dociec: czy Al-Masih to prorok czy niebezpieczny socjopata?
Wpływ mediów społecznościowych na ludzkość
Kiedy Mesjasz pojawia się w Teksasie, wiedzą o tym wszyscy w ciągu kilku godzin. Każdego można łatwo wyśledzić i nikt nie jest anonimowy, choćby bardzo próbował takim zostać. Każdego da się znaleźć. Niepokojące? Normalne. To kolejny wątek poruszony w Mesjaszu i chyba potraktowany nawet lepiej niż wątek konfliktu na Bliskim Wschodzie (a o tym jest stanowczo za mało w serialu z Mesjaszem w roli głównej).
Produkcja w trailerze zapowiadała się jako coś innego, świeżego, tymczasem przy kilku odcinkach zdarzyło mi się… usnąć. Cóż, to chyba nie świadczy dobrze o tym serialu.
Mesjasz od Netflixa nie wzbudza większych emocji
A przecież powinien, bo w teorii mówi o ważnych sprawach. Wpływ polityki imigracyjnej na życie tysięcy ludzi, prześladowania religijne i rasowe, a obok tego osobiste dramaty, takie jest patologia w rodzinie czy niespełnione uczucia macierzyńskie i wielka strata. W teorii taka mieszanka powinna dać efekt zużytej paczki chusteczek przed telewizorem. Może zmniejszyła mi się wrażliwość w ostatnich latach, ale wiele zabiegów twórców Mesjasza można uznać za tanie i nieskuteczne.
Nie porywa mnie dramat Evy, pracownicy CIA, poza jej relacją z ojcem ciężko w niej zobaczyć czującą istotę. Wiadomo też, że uchodźcy na granicy to dla wszystkich państw jest problem przede wszystkim polityczny, a nie etyczny (nieważne, jakby chciano to przekazać w mediach). Sceny, które mają potencjał na wzbudzenie prawdziwego współczucia (jak uchodźcy pod granicą z Izraelem) są potraktowane po macoszemu, z kolei inne momenty (jak skierowanie kamery na twarz Evy, aby pokazać targające nią uczucia czy ucieczki nastolatki z domu) są przedłużone.
Jest to o tyle dziwne, że Mesjasz ma ogromny potencjał, porusza tematy, które nie są obojętne dla nikogo oraz ma dobrych aktorów. Coś jednak nie zagrało w scenariuszu i to widać na ekranie.
Kontrowersje wokół serialu są… całkowicie niepotrzebne
Istnieje mnóstwo produkcji o tematyce religijnej i praktycznie każda z nich w jakimś stopniu zawsze spotykała się z oskarżeniami od zainteresowanej grupy religijnej. Taki urok poruszania tematów, które są ważne dla odbiorcy na poziomie przekonań i wiary. Tego zawsze będziemy bronić, jeśli poczujemy, że ktoś atakuje coś ważnego dla nas – i jest to całkowicie naturalna reakcja. Niestety często jest przesadzona, bywa wręcz histeryczna.
Jeśli twórcy jakichkolwiek dzieł patrzyliby na to, żeby tylko kogoś nie urazić, to nie mieliby prawa sięgać po jakiekolwiek motywy związane z religią, rasą, polityką… Nie obejrzeliśmy wielu wspaniałych filmów i seriali, gdyby liczyła się tylko i wyłącznie poprawność polityczna. Równie dobrze moglibyśmy mieć zakaz oglądania Harry’ego Pottera, ponieważ jest to adaptacja książek o magii! Dlatego kontrowersje wokół Mesjasza są całkowicie niepotrzebne (np. odbiorcom nie odpowiada, że w produkcji używane jest imię Al-Masih). Dlatego próby zdjęcia serialu z platformy są po prostu głupie.
Byłyby zrozumiałe, gdyby rzeczywiście jakaś grupa wyznawców została obrażona tym serialem. Jednak w trakcie oglądania nie miałam wrażenia, żeby ktokolwiek został celowo obrażony, znieważony czy że pokazano, iż czyjaś wiara jest nieważna. Wręcz przeciwnie. Mesjasz – poza główną osią fabuły – pokazuje, jak wiara może pięknie nadać życiu sens. Jak może dodać siły, kiedy już chcemy się poddać.
Serial – wbrew niektórym opiniom – nie jest antymuzułmański, antykatolicki, antyjakikolwiek. Jeśli już jest przeciwko czemuś, to przeciwko bezsensownej przemocy i okrucieństwu. A przecież to nie powinno wywoływać sprzeciwu wśród nikogo – ani ludzi wierzących, ani ateistów. Poza tym Mesjasz nie daje ostatecznej odpowiedzi, czy pokazuje historię prawdziwego proroka czy oszusta. Brak odpowiedzi jest zabiegiem, który chroni twórców serialu przed oskarżeniem o bycie “anty”.