Nacjolove. Oni ten seks powinni mieć bliżej końca! [RECENZJA]
wyższą szkołę melanżu na Facebooku. Żaden nie ma dziewczyny.
Nacjolove – komiks z bardzo czytelną metaforą
W listopadzie Mariusz Szczygieł pisze na swoim Instagramie:
„Mam kuzyna, już pełnoletniego. Naziola na sto dwa. Zegarek ze swastyką sobie kupił, talerz z Hitlerem i tym podobne gadżety mu pomagają żyć. Komiks to jego bajka, więc wczoraj na targach książki artystycznej (…) kupiłem mu prezent, namówiony przez sprzedawcę. (…) W każdym razie dziś przeczytałem ten komiks w całości i nie mogę go dać kuzynowi w prezencie! Autor chciał dobrze, ale niestety romans między naziolami zdarza się na początku książki. Kuzyn odrzuci ją po 10 stronach! Jakoś założyłem błędnie, że razem z @jakubtopor wciągniemy kuzynka w naziolskie story i wypierzemy mózg zanim się zorientuje. Oni ten seks powinni mieć bliżej końca! Jakby się chłopak wciągnął w akcję, to by przez ostatnie «spedalone» 20 stron przeszedł. A tak to zbrzydzi się na początku!”.
Post szybko znika z Instagrama, być może ze względu na odważne plansze powieści graficznej Topora, którymi Szczygieł okrasza swoją wypowiedź. Nacjolove to wszak komiks, który operuje wystarczająco czytelną metaforą, by uznać ją za pornograficzną.
Wyjście poza schemat w komiksie Jakuba Topora
Jakub Topor przenosi czytelnika w środowisko szorstkie, małostkowe, filisterskie. W takiej przestrzeni wyjście poza schemat – w tym przypadku schemat tradycyjnie postrzeganej tożsamości płciowej i orientacji, choć nie tylko – jest więcej niż aktem odwagi.
Przewrotność losu, postmodernistyczny absurd to w narracji Jakuba Topora katalizatory wydarzeń. Czytelnik wie więcej niż bohaterowie i od początku przeczuwa, co stanie się dalej. Motyw skrajnych nacjonalistów, uświadamiających sobie własny homoseksualizm nie jest w popkulturze nowy, choć Toporowi udaje się go osadzić w barwnym tle obyczajowo-społecznym współczesnej Polski.
Trochę więcej o fabule Nacjolove
Capek i Byro poznają się na marszu. Skojarzenia z Marszem Niepodległości są oczywiste. Zaciśnięte pięści, odpalone race, transparenty: „Dumny naród”, „Wrogom ojczyzny konanie”. W schematyczny wizerunek narodowców wpisuje się ich wygląd, bezmyślność, chęć przynależności, wyeksponowana agresja. Na pozór tacy są też główni bohaterowie powieści graficznej Topora. Uciekając przed policją, chowają się w sklepie z męską odzieżą. „W przymierzalni leciało wtedy… Harry Styles, Sing of the times”. Narrator wymienia: „stres, niezaspokojenie, adrenalina, podniosła muzyka, ładne ciuchy, testosteron… dały taki efekt”. Po spontanicznym pocałunku, umawiają w domu Capka: „Przecież możemy sobie po prostu opierdolić browce i pooglądać porno… z kobietami, rzecz jasna!”.
Topor bazuje na stereotypach i wyolbrzymia je, osiągając zamierzony, dramatyczny efekt. Capek i Byro są pełni sprzeczności, próbują dopasować się do oczekiwań swoich środowisk, w których wartością są koledzy, tradycyjnie rozumiane role w rodzinie, ojczyzna i religia.
Swoich bohaterów Topor celowo oszpeca. Mocuje ich nie tylko w karykaturalnych postawach życiowych, ale i karykaturalnym wyglądzie. Turpizm jako środek wyrazu to zresztą jedna z cech wyróżniających komiks Topora w ogóle. Na planszach Nacjolove operuje krzykliwym kolorem, grubą kreską, bawi się przestrzenią i wpisuje ją w narrację.
Ja to bym zrobił jak w tym państwie, co to dają za to karę śmierci
Byłoby uproszczeniem traktować pracę Topora jako opowieść wyłącznie o homoseksualizmie wśród nacjonalistów. Nacjolove to historia bogata w popkulturowe aluzje („Jeże idą!”), nasycona barwnymi postaciami drugiego planu – takim bohaterem jest na przykład Dziadek, pracownik magazynu, snujący przekoloryzowane historie o swojej sile i męskości, udzielający rad młodszym kolegom: „O! 39 lat. Pani kierowniczka salonu kosmetycznego. Poznasz taką ustawioną i będziesz miał super życie! Wikt i opierunek. I tylko czasem jej będziesz musiał, proszę ciebie, powiedzieć, że ją kochasz!”.
Podobnie jak Masłowska w języku, tak Topor w języku i obrazie jednocześnie, punktuje przywary grup społecznych. Czapki z głów przed zmysłem obserwacji i wrażliwością autora. Potyczka w lombardzie („Panie, teraz to gówniane robią”, „Ja za to mogę panu pięć dyszek dać”), motyw sanatoryjnego życia, rozmowa o studiach historycznych podczas spotkania w klubie („Wow, tylko się w prawackiego zjeba na tych studiach nie przeobraź”), portret papieża w pokoju matki – wszystko to buduje społeczne tło osobistych zmagań Capka i Byra.
Bo Capek i Byro zakochują się w sobie, uprawiają seks i pod nieobecność matki jednego z nich testują coś na kształt bycia razem. W tym samym czasie konfrontują własną tożsamość z najbliższym środowiskiem. W środowisku tym zaś dominuje etos męskiego mężczyzny, oparty o stereotypowe przekonania, zbudowany na kanwie agresji, wybujałego seksizmu („Na fajne panienki se nie chcesz popatrzeć? Co ty… pedał jesteś?”) i pogardy: „Ale młody, powiedz mi… ciepłych na tych marszach też gnoicie? (…) To dobrze, bo coraz więcej tej jebanej zarazy. (…) Ja to bym kurwa zrobił jak w tym państwie, co to dają za to karę śmierci!”. I wreszcie presja, widmo ostracyzmu, narastający niepokój doprowadza do rozstania.
A w sumie na ch*j mi ten nacjona…
Jakub Topor buduje na grotesce. Zestawia dramat głównych bohaterów (niemożność funkcjonowania w zgodzie z własną orientacją, rozstanie, odrzucenie i przemoc) z przerysowanym tłem wydarzeń.
Komiks Topora to opowieść silnie androcentryczna. I dobrze. Bo autor doskonale porusza się w przestrzeni, którą opisuje, uwiarygadnia narrację, a patriarchalne prawidła rysuje w krzywym zwierciadle.
Nacjolove to trzeci komiksowy album autora i kolejny, w którym celnie punktuje przywary Polaków. Jego opowieść, choć zanurzona w kolorycie blokowisk i posttrasformacyjnej beznadziei, jest zapisem uniwersalnym w wielu szerokościach geograficznych.
Treść i rysunek nie wykluczają się. Jakub Topor umie pracować przestrzenią i detalem, konstruując z nich spójną fabularnie historię. Nacjolove to rzecz znakomita kompozycyjnie.
I jednocześnie opowieść ta to dynamiczna, niepokojąca satyra, w której początkach dominuje komizm, a przy której końcu jest już wyłącznie smutno. W tej na pozór prostej, upstrzonej wulgaryzmami i absurdem formie udaje się wskazać wiele mechanizmów dyskryminacji, wykluczenia – bezmyślnych i błahych wraz z ich niebłahymi konsekwencjami.
I wreszcie kontrast widoczny jest też w ostatnim rozdziale powieści – Stacji piątej. Tytułowa grafika to prostopadłe ulice, nawiązujące graficznie do krzyża i wyznaczona przez nawigację trasa złożona z czerwonych kropek, budząca skojarzenia z krwią. Rozciągnięty na ziemi Capek rzuca uciekającemu partnerowi: „Byro… czemuś mnie…”.
I zadaje tym samym bodaj najważniejsze pytanie – o współczesną rolę chrześcijaństwa i postawę chrześcijan w ogóle.