Neon Genesis Evangelion w Netflix. Myślisz, że to tylko mechy?
Klasyk nie tak łatwo dostępny
Neon Genesis Evangelion widziałem bardzo dawno temu i wcale nie dziwiło mnie, że wspomnienia są lekko nieostre. To klasyczne anime oglądałem w czasach Neostrady, gdy jedyną szansą na obejrzenie w internecie NGE były pokątne strony, wymagające kilkudziesięciu minut odstępu między włączeniem kolejnych odcinków. Cóż, niezbyt mi to przeszkadzało – Shinji Icari siedzący za sterami potężnego mecha i broniący postapokaliptycznej Ziemi przed najazdem tajemniczych stworów zwanych Aniołami przeżywał w tym czasie znacznie cięższe chwile.
Poza tym jako ukojenie bólu doskonale sprawdzał się cover Franka Sinatry śpiewany na koniec każdego odcinka.
Zdziwił mnie za to fakt sprytnie uwypuklany przez Netflix – obejrzenie Neon Genesis Evangelion w dobrej jakości i bez łamania prawa wciąż graniczy z cudem. Dlatego też pojawienie się tego anime na amerykańskiej platformie będzie sporym przełomem nie tylko dla fanów serii, ale również kolejnych pokoleń.
Trudno spodziewać się bowiem, aby ludzie przyzwyczajeni do seriali o wysokiej jakości obrazu, dostępnych dodatkowo na żądanie i od ręki, przemierzali wypełnione wirusami pirackie strony tylko po to, aby obejrzeć anime o wielkich robotach. Teraz będą mieli Neon Genesis Evangelion na wyciągnięcie ręki i przekonają się, że to coś więcej niż opowieść o mechach. Podobnie zresztą jest z filmami studia Ghibli na Netflix!
Neon Genesis Evangelion w Netflix już 21 marca
Anime Neon Genesis Evangelion przedstawia losy mieszkańców zmilitaryzowanego miasteczka Tokio-3, które w tajemnicy przygotowuje się na kolejny kataklizm, podobny do tego sprzed piętnastu serialowych lat. Eksperyment przeprowadzany wówczas na odnalezionej w lodach Antarktydy olbrzymiej istocie zwanej jako Adam doprowadził do eksplozji, która zmiotła z powierzchni ziemi znaczną część ludzkości.
Second Impact, bo tak określa się w NGE to wydarzenie, został zamieciony pod dywan przez wszechwładną organizację SEELE, jednak po piętnastu latach na Ziemi pojawiają się istoty obdarzone podobną mocą jak Adam. Mierzyć mogą się z nimi wyłącznie potężne mechy (tytułowe Evangeliony), którymi sterują… czternastolatkowie.
Brzmi skomplikowanie? A to nawet nie połowa zamieszania, w które bardzo szybko wrzucają nas scenarzyści anime. Seria udanie łączy ze sobą elementy typowe dla japońskiej animacji z mitologią chrześcijańską. W grę wchodzą tu biblijne artefakty oraz tajemnicze zwoje znad Morza Czarnego, nie wspominając już o wszechobecnych nawiązaniach onomastycznych, na czele z samym tytułem, jasno odwołującym się do Starego i Nowego Testamentu.
Ponadto, w czasie prac nad Neon Genesis Evangelion twórca serii Hideaki Anno cierpiał na depresję i sporo czerpał ze swojej psychoanalitycznej terapii. Sprawia to, że bohaterowie jego anime są przepełnieni kompleksami, lękami oraz nieprzepracowanymi problemami. Słowem – wykreowani zostali bardzo ciekawie, idealnie wpasowując się dzięki neurotyzmowi w obraz typowych bohaterów seriali Netfliksa.
Premiera Neon Genesis Evangelion w Netflix zaplanowana została zgodnie z zapowiedzią platformy na wiosnę. A dokładniej – ostatni jej dzień, czyli 21 czerwca. Oprócz dwudziestu sześciu odcinków anime dostaniemy również dostęp do dwóch pełnometrażowych animacji: Neon Genesis Evangelion: Death² oraz The End of Evangelion. Macie zamiar powtórzyć sobie tę produkcję lub zasiąść do niej po raz pierwszy?