Recenzja czwartego sezonu Castlevania

Grzegorz Ćwieluch Seriale Publikacja: 21.05.2021, 8:00 Aktualizacja: 21.05.2021, 8:00
Czwarty sezon “Castlevania” jest już dostępny na Netflixie. Sprawdzamy, czy jest równie dobrze co w poprzednich odsłonach serii.
0 Udostępnień

Fot. Kadr ze zwiastuna

Coraz więcej nawiązań do Świata Mroku

Fabuła pierwszych dwóch sezonów w dużym stopniu opierała się na uniwersum gier o tym samym tytule. Jak to często bywa przy produkcjach traktujących o wampirach, zazwyczaj pushowany jest temat Vlada Palownika. Pisałem o tym zresztą przy okazji recenzji miniserii Dracula, że zawsze towarzyszy mi spora doza dystansu, kiedy popkultura mówi o wampirach, bo najlepsze rzeczy pokrył już kurz i nieczęsto scenarzyści po nie sięgają. Bez tego rodzaju inspiracji wychodzą najczęściej miałkie i infantylne produkcje dla młodzieży, które najlepszym wypadku są wyjściem do fajniejszych rzeczy pokroju Vampire: The Masquerade czy właśnie Castlevanii.

Castlevania ma swoich własnych bohaterów i na szczęście męczona buła wątku Vlada Palownika nie przysłania – jak w większości produkcji – oryginalnych historii.

Poznajmy więc głównych graczy w tej opowieści.

Pierwszy rzuca się w oczy niejaki Trevor Belmont, który teoretycznie jest odpowiednikiem archetypu Van Helsinga. Jednocześnie pojawia się tu też motyw wędrowca. Skojarzenia z postacią Ryu z serii Street Fighter nasuwają się same.

Rozumiem, że ma być humorystycznie, ale mam jednak wrażenie, że kiedy to Sapkowski opowiadał o tej materialnej stronie “lifestyle’u łowcy” potworów, borykaniu się z warunkami pracy i fluktuacją zleceń dla tego rodzaju outsourcera podchodził do tematu ciekawiej, bardziej klimatycznie i bez tej naskórkowości uwag o zapachu czy stroju. Nie to, że mam z tym jakiś straszny problem. Jako uwypuklenie archetypu łowcy potworów wiążącego koniec z końcem jest not bad, not terrible. Widziałem na Netflixie gorsze rzeczy w produkcjach tego typu.

Sypha Belnade to magiczka, czy może powinienem napisać czarodziejka? Magiczka brzmi nawet ok. Sypha to dziewczyna władająca potężną magią żywiołów co specjaliści od animacji wykorzystują w bardzo widowiskowy sposób.

Alucard Tepes to syn Vlada i jego “śmiertelnej” miłości. Podobna sprawa, jak z Bladem tylko, że tu była to prawdziwa miłość, a w przypadku postaci, którą pewnie kojarzycie z filmów z Wesleyem Snipesem, poczęcie było dalekie od ciepłego uczucia Vlada.

Ta trójka to główni bohaterowie tego serialu. Oprócz nich warto wspomnieć o forgemasterach i postaciach z nimi powiązanych. Forgemasterzy to kowale – czarodzieje – demonologowie przyoblekający w ciała armie potworów. Te stworzenia z dusz grzeszników zamieszkujących piekielne otchłanie są w tym settingu nazywane Night Creatures.

Ex – forgemaster Draculi Isaac przechodzi gnostycko-mistyczną transformację. Jego ciekawy wątek odosobnienia to jedno z mocniejszych fabularnie zagrań w tym poprzednim sezonie. Ten branch tej historii daje również nadzieję na fajne rozwinięcie tej historii w przyszłym sezonie. Kronikarskim obowiązkiem należy dodać, że w trzecim sezonie stworzył on swoją własną armię i zniszczył maga zamieszkującego wieżę w mieście na południu. W czwartym sezonie następuje jednak mocna zmiana charakterologiczna w tej postaci. Właśnie w tym opustoszałym mieście na pustyni.

Z kolei wątek drugiego ex – forgemastera Draculi czyli Hectora też fabularnie robi ogromną robotę. Jego mizantropia zeszła na dalszy plan, a relacja z najbardziej humanistyczną z koterii wampirzyc (Lenore) i jej zwieńczenie jest też niezłą błyskotką w ornamentach fabularnych tej serii. To jest zwyczajnie ładne. Jeżeli poszukujecie nietuzinkowego wątku miłosnego to w trzecim i czwartym sezonie

Ostatnią postacią, o której warto wspomnieć jest świetnie napisana postać Sainta Germaina i jeżeli miałbym go do kogoś porównywać, to nosi on cechy Rincewinda ze Świata Dysku, ale jednocześnie jest o wiele fajniejszą postacią: jest ludzki, pogubiony, zdesperowany, a na końcu dokonuje urzekającego heroizmu.

Ocena gry aktorskiej

Warren Ellis odpowiadający za skrypt lubi sobie czasem przeklinać ustami postaci i w tych sytuacjach widzowi towarzyszy takie podskórne uczucie, że to wszystko jest trochę na wyrost, jakby jeszcze bardziej (wychodzi to trochę sztucznie) próbowano podbić klimat wypowiedziami postaci. Mimo to całości słucha się przyjemnie – szczególnie dlatego, że postacie mają całkiem fajne i nietuzinkowe kwestie do wypowiedzenia.

W mojej pamięci najbardziej zapadła aktorska kreacja Carmilli, która zdradza swoją megalomańską ambicję przed Lenore. Odgrywająca ją Jaime Murray robi naprawdę świetną robotę w tej emocjonalnej zamieci, jaka w tym sezonie dotyka tę nieco szekspirowską postać. Swoją drogą to niezła metafora na neoliberalny feminizm i to wręcz na archetypicznym pułapie. W poprzednim sezonie zdawać, by się mogło, że ustrój domeny tych wampirzyc to siostrzeńska demokracja, ale okazuje się, że Carmilla ma dyktatorskie ambicje, by po trupach przejść do celu. Podsycane są one tym, że zawsze była lekceważona przez wampiry płci męskiej. Carmilla chce, by cały świat padł u jej stóp. Reszta koterii ma świadomość, że stworzenie ekosystemu z ludźmi i wampirami nad nimi w łańcuchu pokarmowym ma sens, ale spuszczenie krwii z całego świata jest czystym szaleństwem i godzi w pragmatyzm tego przedsięwzięcia.

Mocnym punktem sezonu jest również dialog Izaaca z jego podkomendnym. Warto dla niego obejrzeć całość. Myślę, że bardzo spoko byłoby zagrać sesję RPG z Ellisem jako mistrzem gry.

Akcja, akcja, akcja i technikalia

O fabule gadają tylko nudziarze, c’nie? Ok, to na chwilę z tym skończę, bo liczy się też akcja.

Walka jest spektakularna, gdzie mocno postawiono wręcz na platformówkość potyczek. Tęsknię trochę za animacjami, w których nie ma takich fajerwerków, ale czuć siłę zadawanych ciosów.

Wizerunek potworów jest ok. Raz lepiej, raz gorzej. Wolałbym trochę więcej realizmu w designie, ale jest gituwa. Wybitnie podobał mi się kapral mucha z armii Isaaca.

Bieda WoD w klimacie Dark Ages czy fajna paralela?

“Twoi przodkowie pamiętali jeszcze Kartaginę”. Mordko, Kartaginę pamiętają wszyscy fani WoD. Zarówno ci co jej nie lubią, jak i ci, którzy pamiętają jak Ventrue ją podpalili. Carmilla czy tam Camarilla – cieszę, że lubimy podobne rzeczy. Po kolej jednak. Z Kartaginy wywodzi się klan wampirów – bibliotekarzy, którzy dziś są anarchistami i punkami. Do dziś czują urazę do Rzymu i stojącego za nim klanu Ventrue. Ellis mruga do fanów WoD i mówi tym samym – też jestem fanem. Fajnie się to ustawia we friendly konwentowej stylistyce poziomych relacji twórca – fan. Tym większą sympatią można zapałać do twórcy Castlevanii.

Serial Castlevania to dziecko Warrena Ellisa i to zasadniczo fajny storytellingowo bobas. Jeżeli jesteś fanem opowieści o wampirach, które w jakimś stopniu nawiązują do Vampire: The Masquerade, to wciągniesz ten sezon ciurkiem, bingiem na raz.

Zobacz także:
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments