Trochę głów w koszu i jeszcze więcej zombie. Raport z trykotów #4

Michał Krawiel Publicystyka Publikacja: 9.03.2021, 11:09 Aktualizacja: 9.03.2022, 11:10
Pytacie co w trykotach? No klasycznie - od dramy do dramy. W nowej części naszego pudelka superbohaterskiego przeczytacie o Jokerze Lemire, o Kapitanie Ameryka Brubakera oraz kilku innych smacznych komiksach. Łapcie świeżutki raporcik.
0 Udostępnień

Joker. Zabójczy uśmiech

Lemire i  Sorrentino to zgrany duet. Mają na swoim koncie autorskie Gideon Falls plus wspólne projekty dla Marvela (Staruszek Logan) i DC (Green Arrow). Lemire to jeden z najpopularniejszych scenarzystów w amerykańskim mejnstrimie (choć sam jest Kanadyjczykiem). Dlatego jego Joker: Zabójczy uśmiech dla linii DC Black Label był raczej oczywistością, bo ta bardziej poważna linia wydawnicza, to miejsce idealne dla tego autora. Jeff Lemire jest mistrzem remiksu. Czyta bardzo uważnie klasykę narracji (bo nie mówimy tylko o samych komiksach), a później filtruje to przez swoją wrażliwość, dodając przy okazji typową dla niego melancholię i poczucie irracjonalnego zagrożenia oraz wrażenia braku sprawczości. Zawsze gdzieś w tle znajduje się metafizyczny macher – czy to w Czarnym Młocie czy Łasuchu. Podobnie jest w autorskim Jokerze.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Michał Krawiel (@krawiel)

Joker: Zabójczy uśmiech to mroczna opowieść o kiełkującym szaleństwie i metodycznej manipulacji. To również historia transgresji, po której w zasadzie nie ma odwrotu. Choć w tytule mamy najbardziej znanego antybohatera kultury popularnej, to tak naprawdę protagonistą jest psychiatra Ben Arnell. Solidna (choć nie porywająca) fabuła plus rysunki Andrei Sorrentino, który potrafi na jednej stronie tworzyć kadry ultra realistyczne, żeby na następnej łamać narrację za pomocą geometrycznych zabaw, to idealna kombinacja. Włoch to mój absolutny top rysowników głównego nurtu, który bardzo konsekwentnie zaznacza swoja obecność w amerykańskim komiksie. Joker: Zabójczy uśmiech nie stanowi przełomowej historii ze świata Batmana. Ale nie to było intencją autorów. Chcieli opowiedzieć duszną, smutną i przerażającą historię o szaleństwie, co im się udało.

Ocena: 4/5

Kapitan Ameryka: Człowiek, który kupił Amerykę

Kapitan Ameryka: Człowiek, który kupił Amerykę to już czwarty tom runu Eda Brubakera wydany po polsku. Autor nie oszczędza w swoich fabułach tytułowego bohatera. W końcu w poprzednim tomie literalnie zabił Steve’a Rogersa. W tym tomie natomiast domyka wątki związane z Red Skullem i korporacją Kronos. Dlatego omawiany komiks możemy traktować jako finał historii, lecz nie całego runu (co słusznie zauważył @anonimowygrzybiarz w reakcji na moje stories). Jest to domknięcie całkiem szczelne, choć jednocześnie otwierające nowe wątki. Tom kończy się naprawdę mocny cliffhangerem.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Michał Krawiel (@krawiel)

Mam nadzieję, że to nie koniec przygody z Kapitanem Ameryką Brubakera i Egmont zdecyduje się na kolejne tomy. Tym bardziej, że rok 2020 jest całkiem łaskawy dla Kapitana w naszym kraju, bo oprócz runu Brubakera na polskim rynku ukazały się jeszcze Kapitan Nicka Spencera oraz Tajne Imperium (w którym główną postacią jest właśnie Rogers). Warto pójść za ciosem. Na razie gorąco polecam wszystkie cztery klasyczne tomy Brubakera i Eptinga, ponieważ to całkiem zajebisty miks superhero i klimatów politycznego thrillera.

Ocena: 4/5

DCeased. Nieumarli w świecie DC i DCeased. Niezniszczalni

DCeased to alternatywna wersja uniwersum DC, w której ziemia zamieniła się w świat zombie. Część z was na pewno czytała Najczarniejszą noc autorstwa Geoffa Johnsa, w której część bohaterów DC wróciła zza grobu w postaci zombie. Tom Taylor poszedł o pięć kroków dalej i zamienił całą ziemię w trykociarskie Żywe Trupy.

Pytacie, skąd w świecie DC zombiaki? Oczywiście z powodu epidemii. Ale co to za epidemia? No przenoszony cyfrowo (oraz poprzez krew) wirus związany z równaniem antyżycia. Wirus przenoszony przez internet? No tak, znamy ten pomysł z jednego z zeszytów Globalnego Pasma Warrena Ellisa.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Michał Krawiel (@krawiel)

Tom Taylor skleił kilka znanych motywów i wykorzystał je do stworzenia satysfakcjonująco lekkiej, łatwej i przyjemnej fabuły. Tak, mimo tego, że jest to postapo z duża ilością kriw, to czyta się niezwykle przyjemnie i lekko. Po pierwszej lekturze DCeasd. Nieumarli w świecie DC miałem poczucie, że coś jednak za lekko. Odłożyłem i poczekałem na kolejny tom dziejący się w tej alternatywnej wersji uniwersum DC – Dceasd. Nieumarli. Przeczytałem obydwa komiksy za jednym zamachem i WOW, weszło.

Pierwszy album stanowi kreację świata, drugi zaś to już ulokowani w tej nowej rzeczywistości antybohaterowie, którzy tak samo jak reszta ocalałych, walczą o życie.

DCeased. Niezniszczalni dopiero pokazuje, jak bardzo udany świat stworzył Taylor. Trykoty, postapo i troszeczkę gore, czyli przepis prosty, ale bardzo smaczny. Do tego bardzo fajnie dobrani rysownicy tacy jak Trevore Harsine, Stefano Guadiano, Darrick Robertson (w Nieumarli w świecie DC) czy Karl Mostert (Niezniszczalni), którzy odnajdują się w konwencji zombie. Liczę, że Egmont będzie dalej wydawał kolejne albumy osadzone w tym alternatywnym uniwersum DC.

Oceny:

DCeasd Nieumarli w świecie DC 4.5/5

DCeased. Niezniszczalni 3.5/5

Kosz pełen głów i Rodzina z domu dla lalek

Hill House Comics, czyli imprint komiksowych DC sygnowany przez Joe Hilla, autora horrorów i syna Stephena Kinga, zadebiutował na polskim rynku nakładem wydawnictwa Egmont. Na start otrzymaliśmy dwa tytuły: Kosz pełen głów i Rodzinę z domku dla lalek. Pierwszy jest owocem kolaboracji Joe Hilla i włoskiego rysownika Leomacsa, a drugi znanego z Lucyfera scenarzysty Mike Careya oraz ilustratora Petera Grossa.

Kosz pełen głów to zgrabnie napisany slasher dziejący się w latach 80. XX wieku. Główną bohaterką jest młoda June, która przyjechała odwiedzić swojego chłopaka, pracującego przez lata jako policjant na odciętej od kontynentu wysepce turystycznej. Jak to w historiach grozy dziejących się na wyspie bywa – mamy burzę, która odcina wysepkę od lądu, a następnie festiwal przemocy. Dlaczego i kto zabija na wyspie Brody? Tu bez spoilerów nie da się powiedzieć nic więcej, a sama historia ma kilka zgrabnych twistów fabularnych. Kosz pełen głów czyta się naprawdę dobrze, wizualnie prezentuje się fenomenalnie. To bezsprzecznie solidna gatunkowa robota.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Michał Krawiel (@krawiel)

Jeżeli chodzi o Rodzinę z domku dla lalek, to w moim odczuciu wypada słabiej od komiksu autorstwa Joe Hilla. Komiksy Mike’a Careya, które czytałem (Lucyfer i Hellblazer) pozostawiały sporo niedosyt. Niby wszystko było na miejscu, ale sam scenarzysta nie potrafi mnie przekonać do swojej historii. Nie inaczej jest z Rodziną z domku dla lalek.

Otrzymujemy historię rodzinną dziejącą się na przestrzeni dwóch wieków. Mieszają się w niej wątki religijne oraz elementy grozy z fragmentami, które możemy spokojnie nazwać obyczajowymi. Żaden z tych elementów nie wybija się jednak na pierwszy plan. A nawet wątki obyczajowe wręcz proszą się o pogłębienie. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale jest to komiks tak mocno poprawny, że mogę go nazwać – standardem ze starego Vertigo, czyli solidny średniak. Warto się z tym tytułem zapoznać, lecz w porównaniu z Koszem pełnym głów wydaje się o wiele mniej porywający.

Start nowego imprintu na naszym rynku mogę ocenić w szkolnej skali na solidną 4. Teraz czekam na Daphne  narysowaną przez kultowego Kelly Jonesa.

Oceny:

Kosz pełen głów 4/5

Rodzona z domu dla lalek 3/5

Potwór z bagien Scotta Snydera

Scott Snyder to guru rozmachu. Jeżeli uważacie, że pokazanie w czegoś w komiksie na pewno nie ma sensu, to Snyder zrobi to tak, że westchniecie: ło kurwa, ale jak dało radę to tu wcisnąć. To niewątpliwa zaleta tego scenarzysty, stawiającego akcję na pierwszym miejscu. I bardzo dobrze, bo akcyjniaki wychodzą mu jak mało komu. Dodajmy do tego podjarkę gore i mamy Swamp Thing. Jeżeli jesteście fanami Potwora z Bagien w wykonaniu Moore’a, to Holland w wersji Snydera może was początkowo odrzucić.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Michał Krawiel (@krawiel)

Odwieczny pojedynek zgnilizny i zieleni, historia miłosna i całe mnóstwo elementów horrowych. Nie ma tu refleksji ekologicznej czy wrażliwości na temat los przyrody. Dla Snydera liczy się wyobraźnia i pokręcone kadry. Dlatego cieszę, się, że Egmont wydał cały jego run w wielkim tomie w formacie deluxe. Przyswaja się tę treść szybko i niezdrowo przyjemnie (ze względu na obrzydliwości wylewające się z kadrów). Potwór z Bagien Snydera ma wajb kina klasy B z lat 80. XX wieku. Idealnie w tej konwencji sprawdza się kanadyjski rysownik Yanick Paquette. Bardzo dobra zielona rozrywka. Jeżeli macie ochotę na amerykański mejnstrim, ale niekoniecznie z top bohaterami, to Potwór z Bagien Scotta Snydera sprawi wam mnóstwo frajdy.

Ocena: 4.5/5

Zobacz także:
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments