Warhammer: Chaos & Conquest [RECENZJA]
Gra w świecie Warhammera
Jestem fanem Warhammera Fantasy Battle i Warhammera Fantasy Role Play od czwartej klasy podstawówki. Wsiąkłem w ten temat jak zły. Grałem w paper’n’pen rpg i wydawałem wszystkie kieszonkowe oraz hajsy z prezentów na codexy, figurki i farbki. Czytałem opowiadania z antologii Śmiech Mrocznych Bogów i pamiętam, że potępieńcza poniewierka i przygody antybohaterów, którzy mieli niefart stać się czempionami którejś z czterech potęg Chaosu, robiły na mojej młodzieńczej wyobraźni niepowtarzalne wrażenie.
Nie ma drugiego takiego uniwersum fantasy jak Stary Świat. W mojej prywatnej opinii w szrankach z AD&D anglosaski Warhammer kładzie klimatem epickie, amerykańskie cukieraski na łopatki. Dodać należy, że pierwsze strategie Warcraft to granie na patencie Warhammera. Blizzard nie dostał koncesji od Games Workshop na Stary Świat, więc byli zmuszeni stworzyć własne uniwersum.
Gry oparte na kanwie staroświatowych prawideł Warhammera wychodziły producentom lepiej lub gorzej. Najlepiej udały się przygody kompanii najemnika Morgana Bernhardta, a to też głównie w drugiej odsłonie, jaką był Warhammer: Dark Omen. Do tej pory starsi gracze wspominają ten tytuł z rozrzewnieniem.
O o chodzi w Warhammer: Chaos & Conquest?
W przeznaczonej na urządzenia przenośne grze Warhammer: Chaos & Conquest stajemy po drugiej stronie konfliktu – to my jesteśmy tymi złymi. Znajdujemy się w centrum całkiem przekonywującej symulacji inwazji Archaona lub inwazji, która doprowadziła do nieszczęsnego w opinii wielu graczy wybuchu znanego z Age of Sigmar. Żyjący na Pustkowiach Chaosu wojownik ma jednak inne postrzeganie czasu i developer chyba też kieruje się jego optyką.
Zbyt dociekliwym graczom, którzy są fanami uniwersum, to pytanie pozostawi szerokie pole do spekulacji. Chronologia wydarzeń wg lore uniwersum to jedno, ale grywalność to już trochę inna parafia. W mobilnej odsłonie Warhammera twórcy sięgnęli po zapomniane przez Games Workshop krasnoludy chaosu. Ta przypominająca babilońskie, brodate rzeźby rasa zmutowanych krasnoludów zajmuje się budowaniem naszych złowieszczych, spaczonych twierdz.
Gra w budowanie twierdzy
To właśnie twierdze są podstawą gry Warhammer: Chaos & Conquest. Wzorem wspomnianej już serii Heroes of Might & Magic, i tutaj rozbudowujemy siedzibę i robimy rajdy po zasoby, co pozwala na gromadzenie armii służącej do walki z przeciwnikami. Nasz czempion, czyli prawa ręka naszego generała, zdobywa w tym czasie doświadczenie, walcząc z pomiotami chaosu. Warhammer: Chaos & Conquest jest jednak grą sieciową, w której wchodzić możemy w sojusze oraz podbijać zamki wrogów. Mimo to większość graczy na razie czeka i buduje w swojej fortecy oddziały. Tylko narwańcy – zapewne pod patronatem Khorne’a – klepią się już między sobą.
Jak prezentuje się wewnętrzna ekonomia? Jak to w grach online bywa, mamy walutę, którą możemy kupić za pieniądze z realu. W Warhammer: Chaos & Conquest rolę tę pełni Spaczeń. Możemy za niego kupić wszystkie surowce, kiedy nasza forteca nie jest w stanie ich wyprodukować. Spaczeń występuje oczywiście stosunkowo rzadziej na mapie, ale otrzymujemy go również w formie nagrody za wykonywanie zadań i w ramach prezentów. Co kilka godzin możemy też obejrzeć reklamę, aby otrzymać trochę tego złowieszczego kryształo-kruszcu. Istnieje również możliwość wymiany surowców w obrębie sojuszu, ale gracze jeszcze tej opcji za bardzo nie ogarniają.
Warhammer: Chaos & Conquest – podsumowanie
Produkcja charakteryzuje się bardzo ładną grafiką i niezłą animacją. Deweloperzy sięgnęli po mnóstwo bardzo starych jednostek, które pamiętają naprawdę stare grzybulce (w tym piszący niniejszy tekst). Bardzo podoba mi się ten revival. Mamy tu odkurzony kurz ze smokogrów chaosu – jednostka ta była dostępna w piątej edycji Warhammer Fantasy Battle, nim siły Chaosu rozbito na trzy oddzielne armie. Jedną z nich (Beastmenów) spotykamy zresztą jedynie jako jednostkę do ubicia w lasach Starego Świata.
Kolejna gra z uniwersum Warhammera jest bardzo miodna. Oprócz wciągającego gameplayu duże wrażenie robi dobra, wkręcająca muzyka. Osobiście cieszy mnie również ukłon oddany w kierunku starych edycji bitewniaka. To nowość w przypadku produkcji robionych na potrzeby Games Workshop. Niektóre modele jednostek do złudzenia przypominają stare figurki. Starzy gracze mogą dzięki temu zaciągnąć się nostalgią, a młodzi zobaczą stare jednostki, które dawno temu wyszły z produkcji.