Wolfenstein: komiksowa rozwałka nazistów – KRESKI #3

Paweł Mączewski Publicystyka Publikacja: 22.03.2020, 16:59 Aktualizacja: 22.03.2021, 17:03
Seria gier „Wolfenstein” jest już z nami blisko 40 lat. W tym czasie „B.J.” Blazkowicz mordował nazistów i ich owczarki niemieckie, zombie-nazistów, zombie-robo-nazistów, potwory i demony z innych wymiarów, a także wysłał do piachu Mecha-Hitlera z Minigunami zamiast rąk. Tak trzeba żyć - pisze o komiksie "Wolfenstein" Paweł Mączewski. Zapraszamy do trzeciego odcinka cyklu KRESKI!
wolfenstein komiks
0 Udostępnień

Naziści wygrali wojnę

Obudź się, otwórz oczy, naziści wygrali wojnę. Jesteś w Polsce, trafiłeś do szpitala psychiatrycznego. Jak się tu znalazłeś? Bez siły, bez ruchu – przykuty do łóżka, zastygły na wózku inwalidzkim? W ciszy obserwujesz, jak dni, tygodnie, miesiące, lata zlewają się w nieprzerwany ciąg tych samych wydarzeń: wschód i zachód słońca, dzień i noc, dom wariatów.

Jest też ona, ma na imię Ania, opiekuje się tobą, dba o ciebie. Pracuje tutaj, ale czujesz jej bliskość, ciepło.

Są też oni. Naziści. Co jakiś czas przychodzą do szpitala po nowych pacjentów. Zawsze zabierają kilku ze sobą, a ci już nigdy nie wracają. Ilekroć to się dzieje dyrektor szpitala – ojciec Ani – protestuje, próbuje ich powstrzymać.

Bez skutku. Oni nigdy nie wracają.

Jak się tu znalazłeś? Przypomnij sobie! Był 1946 rok, razem z towarzyszami broni z jednostki Biura Tajnych Operacji zostałeś wysłany do walki z Dywizją ds. Paranormalnych SS. Miałeś zabić Wilhelma Strasse, nazywanego „Trupią główką”, człowieka odpowiedzialnego za stworzenie nazistowskich zastępów mechanicznych bestii i odczłowieczonych zbrodniarzy w stalowych zbrojach. Miałeś go zabić, ale spieprzyłeś sprawę. Spieprzyłeś sprawę Blazkowicz! Naziści wgrali wojnę!

Jest 1960 rok. Znowu przyszli do szpitala, w którym jesteś trzymany, ale tym razem nikogo ze sobą nie zabierają. Przyszli, by zamknąć zakład i wykonać egzekucje. Strzelają do pacjentów, zabijają personel. Widzisz, jak biją Anię. Jeden z tych nazistowskich skurwieli podchodzi do ciebie. Co teraz zrobisz? Łapiesz za nóż, który leżał na talerzu po napoczętym obiedzie i wbijasz mu go w gardło. Giń nazistowskie ścierwo. Co teraz zrobisz?

Zabijesz ich wszystkich.

Co do jednego.

Powrót do serii Wolfenstein

Wybaczcie mi ten przydługi wstęp, ale myślę, że on najlepiej oddaje klimat wielkiego powrotu do serii Wolfenstein, jaki MachineGames i Bethesda Softworks zaoferowały nam w 2014 roku tytułem Wolfenstein: The New Order. Niedługo później William Joseph „B.J.” Blazkowicz – nasz główny bohater – amerykański żołnierz polsko-żydowskiego pochodzenia, nazywany też „Terror-Billym” trafił na karty komiksu, którego jednym z rysowników został polski artysta Piotr Kowalski. Zanim jednak pochylimy się nad tą lekturą i przybliżymy nieco jej fabułę, przyjrzyjmy się najważniejszym momentom jednej z najważniejszych strzelanek w historii, by lepiej zrozumieć fenomen tytułu, jakim jest Wolfenstein.

Niektórzy błędnie sądzą, że pierwszą grą z serii był wydany przez id Software Wolfenstein 3D. Pamiętam dobrze, jak w nią pykałem u kumpla z komputerem, kiedy jeszcze byliśmy dziećmi. I jak mózgi rozbryzgały się z pikselowych łbów nazistów. W rzeczywistości był to remake tytułu Castle Wolfenstein wydanego w 1981 roku przez amerykańskie studio Muse Software. Twórcą tytułu był Silas Warner, współwłaściciel Muse Software, dla którego inspiracją miał być słynny film J. Lee Thompsona Działa Navarony z 1961 roku.

grafika z komiksu wolfenstein

Castle Wolfenstein było rozgrywką w perspektywie dwuwymiarowej, gdzie gracz wcielał się w pojmanego przez nazistów amerykańskiego żołnierza (wtedy jeszcze bezimiennego), który musi wydostać się z tytułowego zamku (czyli licznych pomieszczeń-labiryntów, które patrolowali naziści). Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że gra była jedną z pierwszych typu stealth game, w której gracz musiał korzystać też z własnego sprytu i zakradać się do swoich przeciwników (a nie tylko nacierać na nich, ładując nieograniczoną ilością amunicji – bo ilość amunicji też była ograniczona). Natomiast wrogowie mieli umiejętność krzyczenia na alarm, kiedy gracz został nakryty lub krzyczenia po prostu, kiedy ginęli od celnego strzału.

Castle Wolfenstein okazała się hitem i trzy lata później doczekała się kontynuacji Beyond Castle Wolfenstein (to tu po raz pierwszy gracz dostawał szansę zabicia samego Führera).

Gier Wolfenstein było więcej i więcej

To jednak wspomniana wcześniej wersja 3D od studia id Software z 1992 roku, będąca jednym z pierwszych FPS-ów, a także jej sequel Wolfenstein 3D: Spear of Destiny zdefiniowały dalsze losy tego tytułu. Bohaterem stał się kwadratoszczęki blondyn, swoją aparycją przypominającą bardziej mityczny okaz doskonałego Aryjczyka z mokrych snów przywódcy III Rzeszy.

Dzięki tym i następnym odsłonom gry „B.J.” Blazkowicz mordował już nie tylko nazistów i ich owczarki niemieckie, ale też zombie-nazistów, zombie-robo-nazistów, potwory i demony z innych wymiarów, a jeżeli udało wam się przejść grę do końca, to wysłał do piachu samego Mecha-Hitlera z Minigunami zamiast rąk. Tak trzeba żyć. Natomiast wprowadzenie do serii demonów i potworów niejako pokrywało się historyczną fascynacją nazistów zjawiskami paranormalnymi oraz istniejącym naprawdę instytutem Ahnenerbe, który w czasie wojny koncentrował swoje badania na ponadnaturalnych zjawiskach. Sam Heinrich Himmler, drugi człowiek po Adolfie Hitlerze, który był członkiem okultystycznego Towarzystwa Thule, miał brać udział w tajemniczych obrzędach na zamku Wewelsburg, położonym w Nadrenii Północnej-Westfalii.

produkty wolfenstein

Wolfenstein 3D” oraz Wolfenstein 3D: Spear of Destiny. Autorem W3D:SOD jest Ken Rieger, autorką oryginalnej (kultowej) ilustracji po lewej stronie jest Julie Bell, która tamtym momencie dopiero zaczynała swoją artystyczną karierę na początku lat 90. – wcześniej była kulturystką. Źródło: Public Domain.

Chociaż Blazkowicz pojawił się jeszcze wielokrotnie w kolejnych częściach swoich przygód, komiks z 2017 roku nawiązuje bezpośrednio do wspomnianego na wstępnie restartu serii, jaki dały nam Bethesda Softworks i MachineGames. Dzięki wspomnianej na początku Wolfenstein: New Order, a także jej bezpośredniej kontynuacji New Colossus z 2017 roku gracz zostaje przeniesiony do alternatywnej wersji świata, gdzie to nazistowskie Niemcy wygrały II wojnę światową, zaprowadzając nowy ład, zapraszając do spółki wszelkiej maści suprematystów białej rasy.

Komiks jest łącznikiem między New Order i New Colossus

Blazkowicz budzi się więc w obcym i wrogim dla niego świecie. Kieruje nim nie tylko wola przetrwania czy imperatyw pokonania okupujących wolny świat tyranów. On pragnie zemsty za doznane krzywdy — własne i wszystkich dobrych ludzi, którzy stracili zdrowie, życie i bliskich w tej przeklętej wojnie. Zresztą pewnie wiecie o tym dobrze, jeżeli mieliście okazję sięgnąć po któryś z ostatnich tytułów tej serii.

Natomiast komiks jest swoistym łącznikiem pomiędzy grami New Order i New Colossus (nie dotyczy prequelu Old Blood, chociaż część akcji rzeczywiście dzieje się w przeszłości). Jak mu to wychodzi? Już tłumaczę.

okładka komiksu wolfenstein

Album zbiorczy komiksu „Wolfenstein”, wyd. Titan Comics.

Pierwszym, na co zapewne zwrócicie uwagę, to brak w komiksie jakichkolwiek swastyk, czy innych symboli III Rzeszy. Podobnie jak ma to miejsce w ocenzurowanej wersji gier, wydanych w Niemczech, gdzie są one prawnie zakazane. Chociaż „B.J.” Blazkowicz w trakcie swojego życia wypełnił łuskami po nabojach wystrzelonych do nazistów całe kontenery, w komiksie mowa o faszystowskim ustroju nazywanym po prostu Reżimem. Mundury antagonistów nie pozostawiają jednak żadnych złudzeń, kto jest tu kim.

Autorem scenariusza jest Dan Watters (znany chociażby z pracy przy serii Lucifer), który po szybkim wprowadzeniu w świat Blazkowicza – ułatwiającym zrozumienie lektury czytelnikom niebędącym na bieżąco z grami – przedstawia historię, którą można podzielić na dwie części. Pierwsza (rysowana przez Ronilsona Freire) koncentruje się na aktualnych wydarzeniach mających miejsce zaraz po tym, co stało się w New Order. Poznajemy członków ruchu oporu, dowiadujemy się o ich azylu wznoszonym pod nosem totalitarnej władzy.

Akcja komiksowego Wolfensteina ma rozmach

Następnie czytelnik zostaje przeniesiony do lat 40., gdy wciąż trwa wojna pomiędzy siłami sprzymierzonymi a Reżimem. Tutaj za rysunki odpowiada już Piotr Kowalski. Obserwujemy więc zejście nieprzyjacielskiej łodzi podwodnej w mroczne głębiny. To tam załoga trafia na zaginione przed wiekami zatopione miasto, którego budowniczymi… z pewnością nie byli ludzie. Członkowie ekspedycji wierzą, że żyjące tu niegdyś istoty były prawdziwymi przodkami aryjskiej „rasy panów”.

Szybko okazuje się jednak, że podwodne katakumby nie są wcale wymarłe i w tych murach kryje się coś, czego nigdy nie należało wybudzać ze snu. Coś, co chce wrócić na powierzchnię i jest jeszcze bardziej niebezpieczne, niż sam Reżim. Oczywiście jedynym, który może powstrzymać pradawne zło jest nie kto inny a William Joseph „B.J.” Blazkowicz. Ta część fabuły, dzięki klimatycznym rysunkom naszego rodaka z pewnością przypadnie do gustu fanom twórczości H.P. Lovecrafta.

To nie oznacza, że komiks nie posiada wad. Momentami widać pośpiech – tak samo w kwestii narracji, jak i w warstwie graficznej. Dla niektórych minusem może wydać się też sposób potraktowania samej postaci Blazkowicza, który właśnie dzięki tytułom New Order i New Colossus po raz pierwszy został obdarowany emocjonalną głębią i stał człowiekiem, który oprócz nienawiści do wroga nieraz czuje też strach czy potrzebę bliskości drugiej osoby.

W komiksie Watters skupia się raczej na tym, z czego „Terror-Billy” jest znany najbardziej – na jego wykonaniu misji i zabiciu po drodze całej masy nazi… to znaczy żołnierzy Reżimu. A kiedy wszyscy wrogowie wokół będą już martwi, a magazynek pusty, wtedy na miejscu wyda się skwitowanie Blazkowicza „Pieprzyć faszystów”.

Komiks Wolfenstein – podsumowanie

W żadnym razie nie należy więc traktować tego komiksu jako samodzielnej i pełnoprawnej historii. Stworzona jako dodatek, którym miała być, radzi sobie jednak nieźle. A kiedy w sieci można bez problemu natknąć się na krytykę Wolfenstein: Youngbloods, ostatniej gry ze świata Blazkowicza, dodatek z mackowatymi potworami, którym na drodze staje wkurwiony Terror-Billy, wydaje się jeszcze fajniejszy.


Paweł Mączewski – z wykształcenia socjolog, z zawodu dziennikarz. Były redaktor naczelny VICE Polska, obecnie sekretarz redakcji Magazynu Kreski, traktującego o sztuce komiksu. Współpracuje z zagranicznymi redakcjami VICE, ma swoją rubrykę o komiksach w magazynie PROwincja. Publikował w Gazecie Wyborczej, pisał felietony do Naekraniepl. W wolnych chwilach ogląda klasyczne horrory, stare filmy akcji oraz rysuje potwory.

Zobacz także:
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments