Dom z papieru 3 najlepszym sezonem serialu? [RECENZJA]
Czy Dom z papieru 3 powinien w ogóle powstać?
Kiedy Dom z papieru 3 został ogłoszony przez Netflix, nie byłem do końca przekonany co do pomysłu ponownego wrzucania w środek akcji Profesora i jego ekipy. Pierwszy i drugi sezon La casa de papel stanowiły bowiem zamkniętą i dopełnioną całość. Piękna baśń o grupie wyrzutków spełniających marzenie życia przykuła do ekranów netfliksowiczów z całego świata (sami umieściliśmy ją na liście 5 najlepszych seriali 2018 roku), ale formuła wydawała się całkowicie wyczerpana.
Dom z papieru należy do szczególnego gatunku kinematograficznego, w którym da się już powiedzieć naprawdę niewiele. Heist movies, czyli produkcje skupione na wielkim napadzie, nie są szczególnie urozmaicone. Przygotowanie do skoku, wykonanie planu oraz ucieczka – nawet z charakterystycznym dla gatunku nagromadzeniem wolt fabularnych pole manewru jest tu dość ograniczone.
Pierwsze dwa sezony La casa de papel wyeksploatowały wszelkie sztuczki narracyjne do cna, hiszpańskojęzyczność produkcji przestała być tak wielką świeżością, a i paleta barwnych postaci zdawała się powoli blaknąć. Dom z papieru 3 miał wszelkie podstawy, aby stać się doskonałą okazją do powtarzania nieśmiertelnego sloganu o schodzeniu ze sceny niepokonanym.
Netflix przykroił La casa de papel do swoich standardów
Pierwsze dwa sezony Domu z papieru wyprodukowane zostały na zamówienie hiszpańskiej stacji Antena 3, ale prawdziwy sukces osiągnęły, gdy za światową dystrybucję serialu wziął się Netflix. Na pierwotną wersję La casa de papel składało się piętnaście odcinków, które trwały około siedemdziesięciu minut, co zdecydowanie nie pasowało do standardów Netfliksa.
Po odpowiednim montażu i przystosowaniu długości epizodów do cywilizowanych norm było ich już dwadzieścia dwa, ale Dom z papieru 3 produkowany na potrzeby globalnej platformy musiał być zaadaptowany do jej potrzeb od początku do końca. Skondensowanie fabuły do ośmiu odcinków sprawiło, że powtarzalność gatunkowych toposów nie zdąży widza zmęczyć. Na tym nie kończą się jednak zalety ustandaryzowania tej szalonej opowieści.
Przykrojenie Domu z papieru do netfliksowych standardów pozwoliło na uniknięcie szeregu wad, którymi obarczony musiałby być sequel tworzony na identycznych zasadach co pierwsze dwa sezony. Prócz wymuszonego zagęszczenia narracji, ukrócenie scenopisarskich zapędów bardzo pomogło bohaterom. Bez tego zaś skończyć mogłoby się katastrofą.
Bohaterowie już nie tak porywający, ale…
Nowe postaci na przestrzeni ośmiu odcinków nie mają czasu na rozwinięcie skrzydeł czy nawet wystarczająco wyraziste zarysowanie swojej obecności, a większość starych jest już do gruntu ograna. Oczywiście w obu tych grupach znajdują się chlubne wyjątki (doskonałe rozwinięcie wątku Arturito, spory potencjał nowej negocjatorki), ale bez wpływu netfliksowych konwencji zdecydowanie moglibyśmy mówić o zawodzie.
Najlepiej świadczą o tym postaci Palermo i Bogoty, którzy zastępują zmarłych członków grupy, będąc postaciami identycznie kreowanymi i realizującymi te same archetypy. Na całe szczęście na odbiór pojawiających się na ekranie protagonistów niezwykle pozytywnie wpływa przesunięcie środka ciężkości w stronę bohaterek. Mimo iż narratorką opowieści w dwóch pierwszych sezonach była Silene „Tokio” Oliveira, a sam serial wypełniono silnymi postaciami kobiecymi, La casa de papel wciąż uznać można było za kino samcze, napędzane przez bohaterów płci męskiej.
Teraz środek ciężkości się zmienia, a liczniejsze członkinie gangu zyskują naturalną siłę. Dynamika grupy wygląda zupełnie inaczej, gdy ich rola ekranowa wypływa nie z seksapilu czy wściekłości, lecz ze zwyczajnej niezgody na odmienne traktowanie i dyktowanie warunków przez mężczyzn. Miejscami bywa to co prawda realizowane w sposób sztucznawy, ale w większości scen wydaje się naturalne i w ogólnym rozrachunku wprowadza sporo świeżości.
Co najważniejsze jednak, dodatki Netfliksa nie zmieniają w trzecim sezonie Domu z papieru podstawowych cech serialu. W swoim zasadniczym kształcie wciąż jest on dokładnie tym samym dziełem, które pokochane zostało przez fanów.
Czy warto oglądać trzeci sezon Domu z papieru?
Pytanie o poziom trzeciego sezonu w porównaniu z poprzednimi dwoma zaczęło mi kołatać w głowie zaraz po wybrzmieniu ostatnich słów narratorki. Z początku wydawało mi się oczywiste, że Dom z papieru 3 stoi na poziomie co najmniej tak samo dobrym, a prawdopodobnie i nieco wyższym niż poprzednie odsłony. Było w nim bowiem wszystko, czego od La casa de papel pragnąłem – zwroty fabularne następowały jeden za drugim, niemożliwe w rzeczywistym świecie plany realizowane były przez bohaterów z gracją i bez mrugnięcia okiem, a i wciąż dało się odczuć dreszczyk emocji na każde słowo Profesora.
Gdy odgoniłem ekscytację wywołaną emocjonującym zakończeniem, mocno zacząłem w to jednak powątpiewać. Bohaterowie w miażdżącej większości stanęli w miejscu lub nie dało się już z nich nic wycisnąć, progresywne wątki typowe dla nowych seriali Netfliksa miały miejscami charakter bardzo parciany, a kolejne piosenki zwyczajnie cieszyły ucho zamiast wywoływać dreszcze.
Jak zatem brzmi ostateczny werdykt? Jako fan Domu z papieru, lubiący nierealistyczny duch tej historii i bezproblemowo przyjmujący wszystkie wady gatunkowe, dostałem kolejną dawkę czegoś, czego tak naprawdę pragnąłem. Plenery są piękniejsze i bogatsze, strzelaniny bardziej intensywne, a efekty specjalne mają nieporównywalnie większy rozmach.
Jeśli dodać do tego naturalne ograniczenie formuły przez standardy Netfliksa, dostajemy kolejny rozdział fajnej historii. Nie jest już ona piękną baśnią o grupie wyrzutków, która spełnia swój wielki sen. Jest typowym serialem amerykańskiej platformy, mogącej trzaskać takie sezony w nieskończoność. I jako miłośnik bombastycznego kina akcji spod znaku Uprowadzonej zdecydowanie to kupuję.