Sylwetka Toma Kinga. Czy scenarzysta Batmana to człowiek z przypadku?
Od DC i Marvela do agenta CIA i z powrotem
Zanim dojdziemy do odpowiedzi, czy sukcesy Toma Kinga były przypadkowe, warto przybliżyć karierę amerykańskiego scenarzysty. Zaczęła się jeszcze w latach 90., kiedy to King był stażystą w Marvelu oraz DC. Niedługo później, pod wpływem zamachów terrorystycznych z 11 września, King postanowił dołączyć do CIA, gdzie zajmował się antyterroryzmem.
Jako pisarz, już po odejściu ze służby wywiadowczej, debiutował niewydaną w Polsce książką A Once Crowded Sky. Dobrze oceniana powieść pomogła mu znaleźć zatrudnienie w DC, gdzie zajął się scenariuszem do serii Grayson (wraz z Timem Seeleyem). Doświadczenie z rządowej pracy pomogło mu nadać szpiegowskim przygodom byłego Nightwinga autentyczności, a sama seria doczekała się bardzo pozytywnych ocen krytyków i czytelników.
Prawdziwy przełom przyszedł jednak w roku 2015, kiedy na rynku zaczęły ukazywać się trzy głośne serie: The Sherrif of Babylon (rysunki Mitcha Geradsa), Omega Men (rysunki Barnaby Bagenda) oraz Vision (rysunki Gabriela H. Walty), z których pierwszy nie został jeszcze wydany ani zapowiedziany w Polsce. Wszystkie z powyższych zdobyły powszechne uznanie, a uważny czytelnik mógł zauważyć pewien spinający je motyw, choć przecież wszystkie trzy były niezależnymi historiami, do tego z różnych wydawnictw).
Tematy dojrzalsze niż „ratowanie świata”
Sam King nazywa tę trójcę Trylogią Dobrych Intencji. Bowiem we wszystkich powyższych fabułach coś idzie nie tak, choć z „dobrych” powodów, a bohaterowie muszą poradzić sobie z konsekwencjami. Tym samym scenarzysta dał dość jasno do zrozumienia, że historie, które chce opowiadać, mają dotykać dojrzalszych tematów niż zwyczajowe „ratowanie świata”. Przy okazji tych komiksów King zaczął też mocniej podkreślać swoje przywiązanie do żywych, ale nieco poetyckich dialogów oraz bardzo osobistych narracji. Natomiast w The Sherrif of Babilon oraz Omega Men często rozpisywał rysownikom układ 9-kadrowy, co weszło mu w nawyk – a co miał mistrzowsko opanować nieco później. Ale do tego jeszcze wrócimy.
Minął rok i DC ogłosiło, że King obejmie stołek scenarzysty głównej serii o przygodach Batmana. Zaplanowana na 100 zeszytów seria ostatecznie skończyła się po trzech latach na 75 numerach, ale wkrótce doczeka się kontynuacji w dwunastozeszytowej maxi-serii pod tytułem Bat/Cat, która skupi się na relacjach tytułowych postaci (czyli Batmana i Catwoman). Rok później na rynku zaczęła się ukazywać seria Mister Miracle, a w 2018 King wraz z kilkoma artystami stworzył event Heroes in Crisis. Wszystkie trzy wymienione tytułu miały tematycznie składać się na tzw. Trylogię Traumy (choć znowu, jak w przypadku poprzedniej „Trylogii”, nie były nijak ze sobą związane fabularnie, mimo że tym razem rozgrywały się w tym samym uniwersum).
Za motywem traumy i wychodzenia z niej stało załamanie nerwowe, jakiego doświadczył King, kiedy zaczynał pracę nad Batmanem. Rzecz jasna w międzyczasie scenarzysta napisał kilka krótszych serii czy one-shotów (m.in. rewelacyjny Swamp Thing Winter Special), ale dzisiaj skupimy się głównie na siedmiu wymienionych seriach.
Agent Grayson i Trylogia Dobrych Intencji
Jak wspomniałem wcześniej, pierwsze cztery duże serie, które wyszyły spod pióra Kinga, zostały bardzo ciepło przyjęte. Grayson był chwalony przede wszystkim za świetne elementy szpiegowskie, interesującą fabułę, odpowiedni nacisk na akcję i nieszablonowe podejście do postaci. Ale koniec końców była to jednak dość standardowa, okołosuperbohaterska seria. Choć z minimalnym udziałem peleryn i masek, to wciąż stawiająca na raczej prostą rozrywkę.
W poważniejsze nuty uderzył King przy okazji wspomnianej Trylogii Dobrych Intencji. The Sheriff of Babylon to dość mroczna, choć skąpana w ostrym, bliskowschodnim słońcu opowieść o morderstwie z polityką, nienawiścią i uprzedzeniami w tle. Nieco w kontraście, choć z pewnymi podobieństwami, stoi The Omega Men. Tutaj Irak zamieniamy na kosmos, a policjantów i terrorystów na kosmitów z supermocami. Jednak oba tytuły mają paradoksalnie wiele wspólnego. W obu mamy postaci z krwi i kości, które mimo ciążących na sumieniu grzechów starają się znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji.
Bardzo podobnym tropem idzie w końcu trzeci komiks z Trylogii, Vision. Tam tytułowy, znany dobrze choćby z MCU android, osiada z rodziną na amerykańskim przedmieściu. Ale sielankowy spokój zostaje wkrótce zaburzony, a za wszystkim stoi jedna niefortunna decyzja i zmagania się z jej konsekwencjami. We wszystkich tych komiksach King udowadnia, że rozumie ludzkie lęki na tyle dobrze, by zbudować trzymające w napięciu sytuacje, których można by się spodziewać raczej po dramatach niż po kojarzonych głównie z akcją amerykańskich komiksach środka.
Jednocześnie scenarzysta pokazuje swoją manierę do popadania w – z braku lepszego określenia – poetyckość, a próby nadania dramatyzmu niebezpiecznie zahaczają o patos. Nie można też zapominać, że są to komiksy przeznaczone dla szerokiej grupy odbiorców, więc mimo artystycznych zapędów, nie są to dzieła szczególnie wymagające.
Trylogia Traumy – najgłośniejsze dzieła Toma Kinga
Najgłośniejszym tytułem w portfolio autora, ze względu na popularność marki, jest bez wątpienia Batman Toma Kinga. Pisana przez 4 lata seria skupiła się głównie na zmaganiach Bruce’a Wayne’a z traumą związaną ze śmiercią rodziców. Strata ta stała się motorem napędowym komiksu i powracającym wątkiem, a King wyraźnie sugerował, że właśnie ten aspekt życia Batmana stanowi o jego istocie i definiuje postać Nietoperza (szczególnie widać to w tomach Jestem Samobójcą oraz Ślub). W całym tym cierpieniu scenarzysta umieścił jednak postać Catwoman, która miała być tym, co w końcu pozwoli Mrocznemu Rycerzowi wyrwać się ze szponów traumy. Na rozwiązanie tej historii będziemy musieli jednak poczekać aż do finału wspomnianej wcześniej serii Bat/Cat.
Powyższe tropy King zaczerpnął ze swojego życia. Własne zmagania z załamaniem nerwowym i relacje z żoną stanowiły dla niego inspirację. Bez wątpienia w serii czuć dość osobisty ton, a scenarzysta często uderzał w poważne, nieco depresyjne klimaty. Pewien problem pojawiał się jednak wtedy, kiedy obok intymnej historii skupionej na postaciach, trzeba było wprowadzić pełną większych niż życie akcji fabułę. U czytelników mogło to powodować dysonans.
Z jednej strony dostaliśmy postać, którą King chciał uczłowieczyć i pogłębić jej psychologię, z drugiej przewijały się elementy absurdalne, wręcz pulpowe, typowe przecież dla gatunku. To nie tak, że jedno z drugim nie może współistnieć (vide Miracleman czy Watchmen), ale scenarzysta nie zawsze był w stanie znaleźć odpowiedni balans. Czuć było, że współobecność supermocy, kosmitów i przerysowanych złoczyńców mu nieco ciąży, a jednak starał się wkomponować je w swoje historie.
Ostatecznie seria miała swoje lepsze i gorsze momenty, ale jako całość została odebrana raczej z mieszanymi odczuciami. Niektórzy wychwalają ją pod niebiosa, inny zrównują z ziemią. Koniec końców czytelnik musi sam ocenić, po której stronie stanąć, bo każdy znajdzie tam coś innego, co zwróci jej lub jego uwagę.
Tom King
Jednak to, co nie do końca udało się przy Batmanie, King wręcz po mistrzowsku rozpracował w maxi-serii Mister Miracle, która niedawno trafiła na polski rynek. To historia tytułowego bohatera, mistrza ucieczek, który tym razem musi uciec przed śmiercią. Na pierwszym planie stoją jego relacje z Big Bardą, wychowanie dziecka, a także… wojna z Darkseidem. To niezwykle wnikliwy portret depresji i rodzicielstwa, który osobiście uznaję za jeden z najlepszych komiksów XXI wieku.
King sprawnie ubrał bazujący na dialogach dramat w kosmiczne fatałaszki z akcją, humorem i zdrową dawką dystansu. Jednocześnie oddał piękny hołd Jackowi Kirby’emu, co stanowi wisienkę na tym jakże smakowitym torcie. Na początku tekstu wspomniałem też o przywiązaniu Kinga do układu 9-kadrowego. Właśnie w Mister Miracle, z pomocą piekielnie utalentowanego artysty Mitcha Geradsa (z którym pracował wcześniej m.in. nad The Sheriff of Babylon czy Batmanem), ten układ zadziałał doskonale. Precyzyjne tempo akcji i dialogów, wspaniała kompozycja, głębokie zrozumienie medium – to wszystko wybrzmiało dzięki takiej strukturze. Cóż, choć o tym komiksie mógłbym napisać artykuł o objętości kilku takich tekstów, tutaj się zatrzymam, po prostu polecę lekturę i przejdę dalej.
Ostatnim tytułem, w którym King wziął się za bary z tematyką traumy, jest Heroes in Crisis. Niestety, tytuł ten cierpi na wszystkie bolączki trapiące Batmana, jednocześnie nie oferując zbyt wiele dobrego w zamian. Scenarzysta wchodzi tam w buty terapeuty, który z jednej strony chce stać z boku i przyglądać się zmaganiom herosów i złoczyńców, z drugiej jednak wyrywa się do rozliczania bohaterów z ich grzechów. Brakuje temu lekkości i zamysłu.
Niektóre fragmenty brzmią jak tanie próby psychoanalizy, obnażając pewną monotematyczność w myśleniu Kinga o cierpieniu i przezwyciężaniu trudności. Brakuje tutaj szerszego spojrzenia na problem, próby przyjęcia innej perspektywy. Jakby tego było mało (nie chcę zdradzać kluczowych momentów), to fabularny twist również nie jest zachwycający, a wśród fanów jednej z postaci wywołał sporo kontrowersji.
Tom King to geniusz czy ofiara przypadkowych sukcesów?
Ciężko jest jednocześnie wyrokować czy King jest geniuszem, który ma słabsze dni, czy niespełnionym komiksowym filozofem, któremu czasem się coś udaje. Według mnie ktoś, kto potrafi napisać tak angażujące, inteligentne historie jak Mister Miracle, bez wątpienia zasługuje na to pierwsze miano.
Tym bardziej chciałbym zobaczyć jak amerykański scenarzysta radzi sobie w oderwaniu od uniwersów DC czy Marvela, na własnym gruncie. Może jakaś autorska seria w DC Black Label? Zanim to jednak nastąpi, w 2020 czeka nas kolejna tematyczna trylogia, składająca się z Bat/Cat, Strange Adventures (opowiadająca o przygodach Adama Strange i Mr. Terrfic), a także trzeciego, niezapowiedzianego jeszcze tytułu.
Oczekuję wszystkich bardzo gorąco, choć nie bez pewnych obaw.
Grafika: DC Universe, DC Comics, Instagram.