Greedfall: biedawiedźmin czy dobra produkcja? [RECENZJA]
Greedfall – jaka to gra?
Nowy produkt studia Spiders to klasyczny action RPG. Czyli cRPG, w którym powodzenie gracza nie zależy tylko od jego umiejętności taktycznych i sprytnego konceptu na wydawanie punktów doświadczenia, ale też od zręczności. Walka w grze jest równie ważna co konwersacje. Do tego zdążyliście się już pewnie przyzwyczaić, o ile mieliście okazję grać w produkcje studia takie jak recenzowany przez Zagrano Technomancer, Mars: War Logs czy Bound by Flame. Greedfall z perspektywy mechaniki to ten sam sort RPG, co poprzednie produkcje.
Co wyróżnia go na tle poprzedników? Na pewno większa ilość dialogów i długość gry. Gra jest dłuższa nawet od Technomancera, który szczególnie krótki nie był. Z jednej strony fajnie, że gra jest długa, a z drugiej poboczne questy zlewają się w jeden schemat: zabij – przynieś – podaj. Nie jest to wyjątkiem, gra zawiera też sporo fajnych side questów, a cut scenki questów głównych i zwroty akcji w fabule naprawdę dają radę. Niemniej jednak sporo jest questów-zapychaczy.
Co jest wyjątkowego w Greedfall?
Na pewno zadajecie sobie często to pytanie przy kupnie gry. Czemu akurat mam wybrać ten tytuł? Wspomniałem wcześniej, że fabuła i plot twisty od Spiders zawsze mają drugie dno. Dodatkową wartość do odszyfrowania między wierszami. Coś, co w dzisiejszych czasach zdarza się niekiedy zobaczyć na dużym ekranie albo w serialu. Wyjątkowy element, który sprawia, że obraz lub koncept pozostaje nam w głowie. Z czymś takim mamy do czynienia w przypadku Greedfall.
Część naszych czytelników jest mocno wkręcona w seriale. Dla tych, którzy nie są, pozwolę sobie przytoczyć serial z Tomem Hardym o nazwie Taboo. Serial ten jako jedno z nielicznych dzieł kultury popularnej w tak bezprecedensowy sposób demitologizuje spuściznę kolonializmu. Obnaża prawdziwą twarz Kompanii Wschodnioindyjskiej. Ukryte koszty dziejowe, które zazwyczaj w kulturze masowej były poukrywane i pudrowane w formie kolorowego gabinetu figur woskowych epoki. Pokazywano nam wykwintne mundury, ale impakt tamtej zawieruchy dziejowej zawsze był na drugim lub nawet częściej na trzecim planie (o ile w ogóle zwracano na niego uwagę). Greedfall wbija się bezpardonowo w temat krytyki kolonializmu jeszcze głębiej niż Taboo.
Kolonializm w klimacie dark fantasy
W zamyśle twórców sama nazwa gry powinna nieść w sobie sporego kalibru kontekst dla fabuły – mamy bowiem do czynienia z fabularną trawestacją prawdziwego kolonializmu w klimatach dark fantasy. Główny bohater wchodzi w dorosłość jako dyplomata, ale też poszukiwacz lekarstwa na nieuleczalną chorobę, która dziesiątkuje populację na kontynencie.
Dziewicza wyspa z wygasłym wulkanem, na którą wyrusza ze swoim kuzynem, mającym zostać tam gubernatorem, nie jest wcale taka dziewicza. Skrywa wstydliwe tajemnice i grzechy kolonialistów dokładnie tego samego kalibru, co grzechy kolonializmu pisane w historii w naszej historii powszechnej małą czcionką. Gra bardzo odważnie odwołuje się do sromotnych losów rdzennych ludności znanych z historii powszechnej. Historii pisanej zdawkowo lub na marginesie, ponieważ nie jest ona historią zwycięzców.
Scenarzyści odpowiedzialni za fabułę Greedfall, odwrócili szalę znaną z historii naszego świata na korzyść natywnej ludności fikcyjnej wyspy Teer Fradee. Rdzenni mieszkańcy mają na swoich usługach potężną magię natury, a wybrańcy tajemniczego opiekuna wyspy zwani ol’manavi zamieniają się w awatary gniewu natury. Scenarzyści dołożyli dużo językoznawczych starań przy wymyślaniu mowy plemion, będących pierwotnymi mieszkańcami wyspy. Historia wyspy jest naprawdę fascynująca – z antropologicznego punktu widzenia i nie tylko.
Czy warto kupić Greedfall?
Grafika Greedfall jest niezła (nieodbiegająca od dzisiejszych standardów). Walka jest zrealizowana w fajny, dynamiczny sposób, dający dużo satysfakcji z jej rozgrywania. Niestety, poruszanie się poza walką bywa uciążliwe, ponieważ trzeba biegać wszędzie naokoło i nie da się zeskakiwać z miejsc, które wydają się możliwe do zeskoczenia. Razi to trochę szczególnie w planszach z otwartym terenem. Animacja poruszania się po planszy jest nieco słabsza niż świetnie wykonana animacja walki.
Fani RPG nie samymi superprodukcjami gatunku cRPG żyją. Na rynku gier pojawiają się mniej kasowe produkcje, które są godne uwagi. Taką grą jest niewątpliwie Greedfall. Gra nadrabia drobne techniczne mankamenty świetną fabułą i klimatem potęgowanym przez neoplemienną drone music i dark ambienty. Klimat gry oscyluje gdzieś między Valhalla Rising a serialem Terror czy wspomnianym wcześniej Taboo.
Design rdzennej kultury wyspy to pomieszanie pogańskich, celtyckich ornamentów, z tymi przywodzącymi na myśl twory mongolskie, paleoazjatyckie i polinezyjskie. Za takie wyczucie w etnografii i antropologii Bronisław Malinowski i Bronisław Piłsudski uścisnęliby twórcom gry serdecznie dłonie.
Świat gier komputerowych pełen jest skrajnych opinii i na pewno znajdą się ludzie, którzy będą obrzucać Greedfall kalumniami i nazwą go biedawiedźminem. Ja jednak doceniam bardzo mocno ciężką pracę i zamysł konceptualny twórców ze Studia Spiders. Z nieukrywaną ochotą i niecierpliwością czekam na kolejne gry spod ich charakterystycznej, zaangażowanej igły.