Harry Potter: Wizards Unite okiem fana [RECENZJA]
Bogactwo? Jak zajęcia u Umbridge – tylko w teorii
W przedpremierowych zapowiedziach Harry Potter: Wizards Unite podkreślano fakt, iż nowa gra Niantic Games ma być produkcją znacznie bardziej skomplikowaną niż Pokemon GO. O wiele większa moc marki wykreowanej przez J.K. Rowling miała angażować graczy na tyle, aby zdążyli poznać mnogość opcji. Ich liczba miała być z kolei rozwiązaniem największego problemu wcześniejszego hitu, czyli stosunkowo małej liczby aktywności. Złapać kilka pokemonów, odwiedzić Pokestop w celu uzupełnienia zapasu pokeballi, po czym stoczyć walkę w Gymie – właściwie na tym kończyły się działania większości graczy jako trenerów pokemon.
W Harry Potter: Wizards Unite mechanik mamy nieporównywalnie więcej, jednak podstawowy szkielet gry opiera się na podobnym schemacie. Różni się tylko nomenklatura: „łapiemy” Znajdźki (elementy czarodziejskiego świata uwięzione w świecie mugoli), Pokestopy zastąpione zostały przez Gospody, a pojedynki rozgrywają się w Fortecach. Teoretycznie jest to tylko niewielki ułamek możliwości, jakie udostępniło nam Niantic Games, jednak właśnie na tym opiera się codzienna praktyka.
Co z pozostałymi opcjami, których mnogość zapowiadało Niantic? Są, tyle że przyćmiewane przez istotne wady gry.
Wizards United angażuje jak lekcja o gumochłonach
Naturalną odpowiedzią byłaby mocna fabuła. Niestety, nie tylko rozwija się ona okropnie wolno, ale ma też poważny problem z wyciśnięciem z bohaterów powieści J.K. Rowling kilku kropel więcej ponad to, co autorce udało się wytłoczyć to w swojej sadze. Harry Potter: Wizards Unite cierpi na podobny problem jak wydana w formie dramatu „ósma część HP”, czyli Przeklęte Dziecko. Jakkolwiek możliwość poznania dorosłych losów Harry’ego, Hermiony czy Rona była wzruszająca dla fanów, doskonała i dopełniona forma sagi nie zostawiła miejsca na jakąkolwiek kontynuację.
Świetnie poradzono sobie z tym problemem w kinowych Fantastycznych zwierzętach, umiejscawiając akcję filmów w przeszłości jednocześnie dalekiej (to kilkadziesiąt lat od akcji oryginalnego HP w tył) i bliskiej (postać Dumbledore’a oraz kilku pomniejszych bohaterów to doskonałe pomosty). Wizards Unite ciągnie tymczasem znaną ze wspomnianego Przeklętego Dziecka fabułę, która koncentruje się na wyzwaniach stających przed Harrym i Hermioną jako wysoko postawionych urzędnikach Ministerstwa Magii. Ma to olbrzymią wartość sentymentalną dla fana, ale jako opowieść sprawdza się fatalnie – miałko, bezbarwnie, kompletnie nieangażująco. A jeśli dodać do tego opieszałość, z którą scenarzyści prezentują nam kolejne wątki intrygi…
Na kiepskim poziomie fabuły oraz niezwykle wolnym tempie narracji traci zasadnicza część doświadczenia z produkcją Niantic. Nawet tak hardkorowemu fanowi Harry’ego Pottera jak ja samo odnajdywanie Znajdziek zaczęło nudzić się w okolicach pokonanego dwudziestego kilometra. Chciałem posunąć do przodu fabułę, czekałem na nowe wspomnienia związane z lekturą książki, rozsadzała mnie ciekawość i energia… Jedyne co miało mi do zaproponowania Wizards Unite, to siedemdziesiąta siódma walka z górskim trollem czy dziewięćdziesiąta dziewiąta potyczka z chochlikiem kornwalijskim.
Mechanika cierpi jak uczniowie Profesora Binnsa
Nie chodzi jednak o to, że Wizards Unite cierpi na brak innych opcji. One są, a zgłębianie ich sprawia mnóstwo frajdy. Rozbudowany system rozwoju postaci wraz ze skomplikowanym drzewkiem umiejętności, ważenie eliksirów oraz odpowiednie zarządzanie neseserkiem z ingrediencjami, mechanika świstoklików, ekscytujące dla fana HP globalne eventy, a w końcu i grupowe walki w Fortecach, gdzie liczy się nie tylko siła poszczególnych graczy, ale również odpowiednie dobranie członków drużyny oraz ich współdziałanie.
Niestety, w praktyce raczej tego nie uświadczymy. Tytuł Niantic Games nie angażuje odbiorców lepiej niż lekcje historii magii prowadzone przez śmiertelnie nudnego Profesora Binnsa, więc większości z tych mechanik i tak nie będziemy mieli szans używać. I to wcale nie ze względu na własną niedokładność. Baza graczy Wizards Unite jest na tyle mała, że praktycznie niemożliwe wydaje się napotkanie innych poszukiwaczy Znajdziek. Przemierzając Poznań natknąłem się kilkukrotnie na obiecujących śmiałków, jednak po krótkiej rozmowie okazywało się, że zbierają Pokemony!
Co z drużynami złożonymi z grupki znajomych czy nawet ludzi odnalezionych na odpowiednich grupach? Testrala z rzędem temu, kto potrafił będzie zgrać jeden termin i jedno miejsce, które pasować będą czwórce czy piątce dorosłych ludzi z różnych części miasta, mających własne zajęcia oraz pracki w różnych porach. Losowi ludzie spotykani w kilku punktach miasta byliby dla skamieniałej gry sokiem z mandragory, ale póki co nie zanosi się na znaczącą poprawę.
Bez walki w Fortecach sens traci rozwijanie postaci oraz zgłębianie drzewka umiejętności, a warzenie eliksirów ogranicza się do zaledwie dwóch. Gospodarka ingrediencjami zyskuje wtedy posmak automatycznej i mało wynagradzającej, a kiedy jedyną aktywnością w samej grze pozostaje walka z powtarzającymi się Znajdźkami, gameplay cieszył będzie tylko najzagorzalszych fanów Harry’ego Pottera.
Recenzja Harry Potter: Wizards Unite – podsumowanie
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, aby recenzja Harry Potter: Wizards Unite pisana przez obiektywnego fachowca mogła zakończyć się dla tej gry czymś więcej niż masakrą. Świadczą o tym najlepiej opinie rozsiane po internecie oraz topniejąca liczba osób zainteresowanych przygodami w rozszerzonej rzeczywistości mugoli. Do rozbłyśnięcia niczym refleks światła na przetłuszczonych włosach Severusa Snape’a produkcja Niantic Games potrzebuje znacznie większej skali. Czy oznacza to, że nie ma dla niej żadnych szans?
Co i rusz natykam się w Wizards Unite na znane z książki twarze, wraz z postępami fabuły poznaję nową historię osadzoną w najulubieńszym uniwersum, a i sam fakt chodzenia i myślenia o Harrym Potterze działa na mnie niczym najdroższy kurs mindfulness. Ufam również, że jeśli uda się poszerzyć bazę graczy i świadomość na temat możliwości dostępnych w grze, niemal każda z wymienionych przeze mnie wad zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
W optymistycznym scenariuszu gra Niantic Games spokojnie zasługiwać mogłaby na ocenę rzędu 8/10, nawet mimo fatalnej fabuły. Póki co jest jednak jak jest, a sprawiedliwy egzaminator w rodzaju Minerwy McGonagall nie byłby w stanie wystawić Harry Potter: Wizards Unite nawet naciąganej piątki.
Ocena: 4/10