Matrix bez Wybrańca? FISH&CHIPS #2
Wpływ Matrixa
Był lipiec 1999 roku. Kończyłem właśnie szkołę podstawową. Szedłem do II Liceum Ogólnokształcącego w Olsztynie. Dużo czytałem – głównie fantasy i science fiction. DragonLance, Tolkien, Philip K. Dick, William Gibson, Frank Herbert. Uwielbiałem gry fabularne. Warhammer, Cyberpunk 2020, Kryształy czasu, czasami Zew Cthulhu, Rifts i AD&D. Namiętnie grałem w gry wideo.
Pierwszego peceta dostałem, gdy miałem 8 lat. IBM 386 z grafiką SVGA. Wybrałem matematyczno-informatyczny profil klasy nie dlatego, że fascynowała mnie matematyka czy programowanie – wszak po liceum wybrałem polonistykę. Ale należałem do tego dziwnego pokolenia, którego losy zostały zdefiniowane przez pierwsze powszechnie dostępne komputery.
Wydaje mi się, że Matrix przywalił we mnie tak mocno, bo mogłem wyciągnąć z niego kompletną wizję świata. A przynajmniej tak się wtedy zdawało temu nieoczytanemu, zafascynowanemu bieda-filozofią dzieciakowi z Pieczewa. Nie wiedziałem jeszcze, czym są wielkie korporacje i jak wygląda praca dla nich, ale Neo nauczył mnie, że ciepły etat będzie porażką. Z kolei Morfeusz wpoił mi wieczną podejrzliwość. Kazał kwestionować wszystko, przede wszystkim zaś wygodę współczesności. Etat, pieniądze, bezpieczeństwo. W filozofii Morfeusza wszystko to były kłamstwa, mające odciąć mnie od prawdy.
Bo przecież istniała jakaś ukrywana przed nami prawda. Tego byliśmy pewni. Mieliśmy 14 lat i nie mogliśmy ot tak, po prostu, przyjąć, że w życiu może się wydarzyć wszystko, ale zazwyczaj nic (za Michelem Houellebecq). Byłem święcie przekonany, że wielkość jest mi pisana. Ale by ją osiągnąć, musiałem brać udział w konflikcie. Walczyć z opresyjnym systemem. A jeżeli opresyjnego systemu nie było akurat pod ręką – wymyślić go sobie.
Matrix jako dzieło profetyczne
Dzisiaj postrzegam Matrixa, jako dzieło profetyczne. Siostry Wachowsky z pewnością przewidziały przyszłość. Rozkwit forów internetowych zaludnionych przez ironistów kwestionujących wszystko wokół. Zawsze podejrzliwych, zastępujących solidną wizję świata jej płynną, wciąż kwestionowaną podróbką. Forów służących samotnikom w rodzaju Neo do zatruwania sieci nieuzasadnionymi wątpliwościami i teoriami spiskowymi. Jakby wprost wyjętych z filmu HyperNormalisation Adama Curtisa.
Wachowsky przewidziały też hołdowanie indywidualizmowi internetowych samotnych wilków. Takim przecież jest pan Anderson. Nie posługuje się nigdy prawdziwym nazwiskiem, a jedynie ksywką. Żyje w zapuszczonym mieszkaniu. Handluje nielegalnym oprogramowaniem. I wysyła w sieć rozpaczliwe wołania, by ktoś – ktokolwiek! – potwierdził wartość jego egzystencji.
Neo jest przekonany o wszechobecnym kłamstwie, bo bez tego kłamstwa, bez olbrzymiego spisku utrzymującego fasadową rzeczywistość, musiałby zmierzyć się z faktem, że pracuje w korpo, klika w internet i nie ma w nim nic wyjątkowego. Że jest przeciętny.
A co z Morfeuszem?
Jeszcze ciekawszą postacią jest Morfeusz. Dziś nazwałbym go zwykłym terrorystą. Wszak naucza Neo, że każdy użytkownik Matrixa, obojętne jak nieświadomy, jest wrogiem. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. A walcząc o abstrakcyjną prawdę, można zrównać system z ziemią i zburzyć spokój miliardów nieświadomych niczego ludzi.
To doktryna niezwykle bliska islamskiemu fanatyzmowi. Podobnie jak Morfeusz i protoplaści Al-Kaidy musieli w pewnym momencie wytłumaczyć (sobie i innym), dlaczego uderzają w innych muzułmanów. Wymyślili pojęcie kafiru, zgodnie z którym każdy muzułmanin nie będący radykałem i nie interpretujący Koranu według najbardziej radykalnego klucza, jest de facto niewiernym i może stać się ofiarą w wojnie o ustanowienie kalifatu. Pisze o tym rozlegle Lawrence Wright w książce Wyniosłe wieże. Al-Kaida i atak na Amerykę.
Morfeusz – o którym na samym początku filmu czytamy, że stoi za zamachem na lotnisko w Heathrow – jest radykałem z rodzaju tych najbardziej zaślepionych. Szafującym życiem swoich i innych. Manipulującym. Zakłamanym. Choć przez cały film pragnie przedstawić Neo Wyroczni, nie przyjmuje do wiadomości, gdy słyszy z jej ust, iż chłopak nie jest Wybrańcem. Idea jest ważniejsza niż fakty. Rewolucja musi trwać. Nawet jeżeli – czego dowiadujemy się z trzeciej części – raz zapoczątkowana może doprowadzić do całkowitej zagłady dwóch ras.
Nic nie jest pewne i stałe
Pierwszy Matrix oglądany współcześnie staje się filmem na temat internetowej alt-prawicy. Tej śliskiej siły, która w 2015 roku wybiła i pchnęła Donalda Trumpa ku prezydenturze. Syndrom oblężonej twierdzy. Kwestionowanie wszystkich autorytetów.
Odrzucenie obiektywnej prawdy i próba wykreowania świata wiecznej ironii, w którym nic nie jest pewne i stałe. Cyniczne usprawiedliwienie radykalnych działań i krzywdzenia niewinnych w imię walki o bliżej niesprecyzowaną prawdę. Heroizowanie internetowych bojowników, samotnych wilków klawiatury, przemierzających sieć w poszukiwaniu… właściwie czego?
Nadciąga czwarty Martix
Wiadomość o tym, że czwartego Matrixa nakręci Lana Wachowsky, a wystąpią w nim Keanu Reeves i Carrie-Anne Moss przyjąłem z oczywistym entuzjazmem. Najważniejsi rozgrywający wracają do historii, która przedefiniowała moje życie (szkoda, że bez Lilly). Oczywiście, że pójdę do kina. Oczywiście, że jestem ciekaw, co z tego wyniknie. Zwłaszcza, że siostry Wachowsky przeszły od czasów Matrixa ciekawą drogę.
Zaliczyły na niej wzloty (V jak Vendetta, Speed Recer) i upadki (Jupiter: Intronizacja), ale w końcu dotarły do Atlasu Chmur i Sense8. Czyli historii mówiących przede wszystkim o empatii i solidarności, których głównym przesłaniem jest myśl o tym, iż wszyscy jesteśmy połączeni.
Sense8 sióstr Wachowsky i J. Michaela Straczynskiego
Na uwagę zasługuje zwłaszcza drugi z tytułów. Sense8 to autorski projekt sióstr i J. Michaela Straczynskiego. To pieśń pochwalna na cześć różnorodności i bliskości. Bohaterami Sense8 są postaci, których współcześni Neo nienawidzą – wypychani poza margines społeczeństwa przedstawiciele mniejszości religijnych i etnicznych, kolorowe kobiety, osoby transpłciowe i homoseksualne.
Postaci te są obdarzone umiejętnością łączenia się poprzez dodatkowy zmysł. Wykorzystują go by ofiarować sobie miłość, empatię, zrozumienie i poczucie bezpieczeństwa.
Wyzwania stojące przed Matrixem 4
Współczesny Matrix zaistnieje w całkiem innym kontekście niż pierwszy. I będzie musiał zmierzyć się z mroczną spuścizną serii. Nie wyobrażam sobie bowiem, by w dzisiejszych czasach transpłciowa reżyserka, współautorka serialu o empatii i różnorodności, raz jeszcze opowiedziała pean na temat samotnych białych mężczyzn, gotowych podpalić świat, by poczuć się wybrańcami. Bo w dzisiejszym świecie byłby to film łechcący ego niebezpiecznych fanatyków, którzy z radością wsparli wojnę kulturową rozpętaną przez Steve’a Bannona, Milo Yiannopoulos i serwis Braitbart.
Spodziewam się filmu raczej o solidarności niż mesjanizmie. O budowaniu, a nie niszczeniu. Filmu, w którym ludzie tacy jak Morfeusz zostaną nazwani fanatykami. I który ludziom takim jak Cypher odda choć trochę sprawiedliwości.
Nie uważam, żeby pierwszy Matrix był czemuś winny. To nie siostry Wachowsky stworzyły najgorsze zakątki internetu. One po prostu dały się ponieść duchowi czasu. Ale z pewnością film ten miał swój udział w wychowaniu pokolenia 4chana. Jeżeli Wachowska, Reeves i Moss chcą, by Matrix 4 był filmem choć w części tak ważnym, jak pierwszy, muszą się pokusić o krytykę obrazu sprzed 20 lat. I zaproponować jakiś program pozytywny. Ten z Sense8 brzmiał całkiem dobrze.
FISH&CHIPS to cykl comiesięcznych polecanek growych, serialowych, filmowych i komiksowych prowadzony przez Tomasza Pstrągowskiego – dziennikarza i scenarzystę, doktoranta Uniwersytetu Gdańskiego, współzałożyciela podcastu Niezatapialni.pl.
Dotychczas w serii ukazały się następujące artykuły:
Sukcesja, czyli jak rozgrywają nas media miliarderów – FISH&CHIPS #4
Czy Superman Jakuba Kijuca polubiłby Wonder Woman? – FISH&CHIPS #3