October Faction [RECENZJA]. Najgorsza teen drama, jaką kiedykolwiek zobaczycie
Supernatural i teen drama, czyli October Faction w Netflix
Takich seriali było już sporo, ale jako że popyt jest, to Netflix tworzy kolejne produkcje pod nastolatków chcących tego samego w innym klimacie. October Faction ma w sobie elementy związane z walką dobrych ze złymi, momenty typowego (oczywiście trudnego) szkolnego życia i hejtu ze strony rówieśników oraz sporo rodzinnej dramy (“rodzice nas okłamują”, “ojciec mnie nie kochał” itp.).
To wszystko oczywiście może być porywające, ale tylko wtedy, kiedy jest przedstawione w ciekawy i nie przedramatyzowany sposób. Niestety, im mocniej twórcy chcą zagrać na emocjach widzów, tym bardziej im to nie wychodzi. Czasem wystarczy mniej spiny i więcej naturalności, żeby sceny były wystarczająco wymowne.
Zbuntowane nastolatki i zabójcy potworów w małym mieście
October Faction opiera się na historii rodziny Allenów. Fred (J.C. MacKenzie) i Deloris (Tamara Taylor) oraz ich dzieci, czyli siedemnastoletni bliźniaki Viv (Aurora Burghart) i Geoff (Gabriel Darku) przeprowadzają się do rodzinnego miasta małżeństwa. Dee i Fred są agentami agencji Presidio i walczą z różnego rodzaju potworami. Ich dzieci nie mają o tym pojęcia, ale okazuje się, że z jakiegoś powodu posiadają one nadprzyrodzone moce. Przez połowę serialu klimat jest mocno tajemniczy i nie wiadomo, co co w ogóle chodzi z połową wątków. Z czasem wszystko zaczyna się wyjaśniać, ale zanim przechodzimy do tych interesujących kwestii, to musimy przebrnąć przez wszystkie szkolne i rodzinne problemy bohaterów. To jest, niestety, męczące.
Po tym, jak Netflix wypuścił Aresa (recenzja Aresa od Netflixa wyjaśni wam w wielkim skrócie, o co chodzi z tym serialem), miałam nadzieję, że tym razem trafi się dobra produkcja. Jednak gdybym miała porównać October Faction i Aresa, to wybrałabym Aresa, a w końcu oglądanie tego serialu nie było żadną przyjemnością.
Czy aktorzy October Faction są wiarygodni w swoich rolach?
Akcja skupia się na czwórce opisanych wyżej bohaterów. Z jednej strony aktorzy mieli proste zadanie, bo jedyne, co musieli, to oprzeć się na stereotypach. Nie musieli więc tworzyć nie wiadomo jak wymagających kreacji aktorskich. Z drugiej być może właśnie to położyło ich grę aktorską. Kiedy Viv jest atakowana w szkole albo kiedy dochodzi do napaści na nią, to widać, że aktorce trudno było wykrzesać z siebie właściwe emocje.
Podobnie jak w przypadku pozostałych aktorów technicznie wszystko jest ok, ale po poziomie emocji bohaterowie w serialu nie przekonują widza. A przecież nawet jeśli warsztat niedomaga, ale za to jest duża dawka odpowiednich uczuć w danej postaci, to takie produkcje dobrze się ogląda. Szczególnie mocno raził wątek małżeństwa Freda i Deloris – niby wielka miłość od szkoły średniej, tymczasem na ekranie mamy parę poprawnie i grzecznie zachowujących się wobec siebie osób. Ich relacja nie wygląda na relację małżeńską – między tymi bohaterami nie ma żadnej chemii.
Nie można tego tłumaczyć zabiegiem reżyserskim (np. wypalenie się miłości po latach), bo nawet w retrospekcjach uczucie Allenów jest naciągane i zbyt sztuczne. Ich relacja zajmuje sporą część czasu w serialu, dlatego dobrze by było, żeby pojawiły się w niej jakiekolwiek emocje. A tak mamy wręcz chłodną grzeczność, poprawność i uprzejmość. Nawet gniew Freda na faceta, który obraża jego żonę wygląda na sztuczny i pokazany na siłę.
Efekty specjalne również nie powalają
Niestety, za każdym razem, kiedy w October Faction pojawiają się jakiekolwiek efekty specjalne, od razu widać, że ten serial miał niski budżet. Potwory nie są specjalnie przerażające, właściwie to na pierwszy rzut oka widać w nich ludzi przebranych w dziwne kostiumy. Dodatkowe efekty generowane komputerowo wyglądają tandetnie. Przykładowo w momencie “zatrzymywania czasu” przez jedną z postaci, jej włosy unoszą się dookoła głowy jak chcą, co jest akurat fajnym i logicznym zabiegiem.
Pytanie, dlaczego tylko włosy, skoro efekty zatrzymania czasu powinny wpływać na całą postać? Dlaczego jej ubrania nie falują albo się chociaż delikatnie nie unoszą? Ponadto jej unoszące się włosy są tak źle wykonane, że niejedna gra – chociażby jak Detroit (z 2018 r.!) pokazuje to o wiele, wiele lepiej (a samą grę mocno polecamy – recenzję Detroit: Become Human znajdziecie na naszym portalu). W October Faction znajdziecie także mnóstwo efektów ekranów, które mają wyglądać tajemniczo i profesjonalnie, a wyglądają, jakby ktoś się bawił stylem retro w dekoracji pokoju. Do tego dochodzą strzelające w oczu czerwone lasery i soczyście czerwone szkła kontaktowe u niektórych postaci. Ewidentnie widać, że te soczewki są tak grube (żeby tylko było widać efekt, zapewne), że aż współczułam aktorom, którzy musieli je zakładać.
W October Faction jest bardzo mało akcji i zapewne brak możliwości zrobienia porządnych efektów ma z tym coś wspólnego.
Recenzja October Faction – podsumowanie
October Faction zadowoli tylko fanów młodzieżowych seriali. I to nielicznych, bo istnieje mnóstwo innych znacznie lepszych seriali z gatunku teen drama i supernatural, jak chociażby Pamiętniki Wampirów (niestety już są niedostępne na Netflixie) albo Umbrella Academy, której drugi sezon został już oficjalnie potwierdzony.
October Faction z pewnością nie będzie wielkim hitem Netflixa, bo zbyt wiele rzeczy tam nie gra. Za dużo stereotypów, za słaba gra aktorska, brak pomysłu na pociągnięcie fabuły oraz kiepskie efekty komputerowe. Zwiastun zapowiadał dobry serial, tymczasem otrzymaliśmy produkcję, która już była – i to wielokrotnie. Powtarzanie utartych schematów w złym stylu to szybka droga do tego, żeby Netflix po prostu zrezygnował z projektu (oby).
Fot. Netflix