Radość z poznania Innego – FISH&CHIPS #13

Tomasz Pstrągowski Publicystyka Publikacja: 17.08.2020, 10:21 Aktualizacja: 17.08.2021, 11:46
The Last of Us 2 nie jest wybitną grą wideo, ale uwielbiam to, że grając w nią kilka razy pomyślałem: „Nigdy tak na to nie spojrzałem. Teraz już rozumiem”. Na tym właśnie polega fantastyka - pisze w kolejnym tekście z cyklu FISH&CHIPS Tomasz Pstrągowski, stając w obronie najbardziej kontrowersyjnej śmierci w The Last of Us 2.
wciąż czekamy na premierę the last of us 2
0 Udostępnień

Uwaga: w tekście zdradzam jeden z mniej ważnych zwrotów fabularnych w The Last of Us 2.

Gdybym napisał, że Shinji Ikari uratował mi życie, byłoby to nadużycie. Ale na pewno bardzo mi pomógł. Pisałem zresztą o tym, w pierwszym odcinku tego cyklu – tak ważny jest dla mnie Neon Genesis Evangelion. Anime studia Gainax wdarło się do mojego życia pod koniec liceum i nastoletni Tomek Pstrągowski – unurzany w hormonalnej burzy, rozjechany emocjonalnie, napędzany kompleksami i poczuciem własnej niższości – odnalazł w nim siebie. Pełen autonienawiści Shinji; Asuka musząca wobec wszystkich potwierdzać własną wartość; bezwolna, kwestionująca swą podmiotowość Rei Ayanami – z połączenia tych postaci powstałby najprawdopodobniej najpełniejszy portret emocjonalny 18-letniego mnie.

Więc nie, Shinji Ikari nie ocalił mi życia, nie borykałem się wtedy z myślami samobójczymi, ale utwierdził w kojącym przekonaniu, że nie jestem wyjątkowy. Moje kompleksy, traumy i lęki okazały się być zwyczajne i powszechne. Istnieli na świecie ludzie, którzy mnie rozumieli. Nie byłem sam.

Śmierć bohatera

Piszę o tym po raz kolejny, bo od ponad miesiąca nie daje mi spokoju dyskusja wokół recenzowanego przeze mnie The Last of Us 2. Ostatnio zafiksowałem się na zarzucie o śmierci Joela. Nie chcę tu wchodzić w całą skomplikowaną argumentację ludzi nienawidzących tej gry, ale ten konkretny zarzut brzmi mniej więcej tak:

Joel – biały heteroseksualny mężczyzna – był awatarem przeciętnego gracza; spędziwszy z nim kilkanaście godzin w jedynce, ludzie go polubili, utożsamili się z nim; Joel w pewien sposób był graczem; wyglądał jak gracz; zachowywał się tak, jak gracz chciałby się zachowywać; był odważny, bezwzględny, hipermęski; opiekuńczy wobec bliskich; dobrze radził sobie z bronią; nie był ofiarą.

Zabijając Joela, twórcy z Naughty Dog symbolicznie zerwali więzi ze swoim odbiorcą. Odebrali mu reprezentację. Co gorsze: zrobili to bez zachowania dekorum. Krytycy The Last of Us 2 być może zrozumieliby jeszcze heroiczną śmierć w dramatycznej strzelaninie. W jednej z tych scen, do których przyzwyczaiło nas Hollywood: z wielkimi słowami padającymi tuż przed śmiercią, bohaterskimi czynami i podniosłą muzyką. Ale Joel dał się wciągnąć w pułapkę i torturować, został zatłuczony na śmierć kijem do golfa przez kobietę – silniejszą i bardziej zdeterminowaną od niego.

ps plus na pazdziernik 2019 - the last of us

The Last of Us 2 bez Joela nie jest grą dla „prawdziwych fanów” serii. Oni zostali zdradzeni. Napluto na nich (niemal dosłownie: jeden z morderców Joela pluje na jego zwłoki). Odebrano im bohatera, z którym się utożsamiali.

Ja osobiście – a na moją przychylność The Last of Us 1 są kwity, wiele razy broniłem gry przed Igą i Dominikiem w podcaście Niezatapialni – śmierć Joela przyjąłem z zadowoleniem. Nie tylko dlatego, że scena ta doskonale działa na poziomie narracyjnym (nienawiść do Abby jest dokładnie tym uczuciem, które gracz powinien czuć, grając Ellie i im żywsza jest, im bardziej irracjonalna, im trudniejsza do przełknięcia tym lepiej), ale i dlatego, że usunięcie Joela z pierwszego planu dało miejsce na wyróżnienie nowych postaci – Ellie i Abby. A wraz z nimi otworzyło serię na nowe, inne perspektywy.

Bohater dla każdego

Wróćmy do Evangeliona. Na początku XXI-wieku, mając 18 lat, czułem się w tym kraju wyrzutkiem. W telewizji puszczano absurdalne, szkalujące materiały przedstawiające mangę i anime jako utwory tworzone przez i dla pedofilów. Wciąż panowało przekonanie, że komiksy są dla dzieci, a gry wideo przepełnia przemoc. Moja pasja do gier RPG w najlepszym razie postrzegana była jako dziecinna. W najgorszym jako niebezpieczna. Muzyka, której słuchałem, była szkodliwa.

Ówczesny Tomek potrzebował bohaterów, z którymi mógł się identyfikować. Shinji, Asuka, Rei i inni prowadzili go przez życie. Pozwalali wierzyć, że nie boryka się sam z codziennym syfem potransformacyjnej Polski. Do dziś jestem wdzięczny popkulturze za to, że dała mi oparcie.

Ale ówczesny Tomek był też całkiem ślepy na fakt, że wokół niego znajduje się wiele osób, które również potrzebowały swoich bohaterów. Przedstawicieli mniejszości mniejszych niż jego. Bardziej pogardzanych. Silniej spychanych na margines. Kobiet, osób LGBT+, niebiałych, borykających się z niepełnosprawnościami, z rozbitych rodzin. I tak dalej, i tak dalej.

the last of us 2

Wydaje się, że istnieje nieskończona liczba opowieści. Każdy można napisać swoją i obsadzić ją takimi bohaterami/kami, jakimi tylko zamarzy. To złudzenie. Prawda jest inna. Wielkość sceny w zbiorowym imaginarium jest ograniczona. Jest na niej miejsce tylko dla pewnej liczby głównych bohaterów i jeżeli żaden z nich nie jest tobą, jeżeli żaden nie boryka się z tymi samymi problemami co ty… cóż, zaczynasz myśleć, że to z tobą jest coś nie tak.

Jak pisała Katarzyna Wężyk z Gazety Wyborczej: „Jeśli nie widzisz siebie w opowieściach, które czytasz i oglądasz, zaczynasz myśleć, że jesteś nieważna(-ny), społecznie nieistotna(-ny) i narracyjnie nieciekawa(-wy). A inni wychowani na tych samych historiach też tak o tobie myślą.”

Śmierć Joela jest właśnie tym. Ustąpieniem miejsca na scenie na rzecz Ellie – homoseksualnej kobiety – i Abby – heteroseksualnej kobiety o sylwetce odbiegającej od stereotypowych kanonów piękna. Być może jego śmierć nie jest bohaterska i honorowa, ale koniec końców kryje się za nią dobro. Dzięki niej homo- i heteroseksualne kobiety i dziewczynki na całym świecie mają szansę otrzymać historię, w których mogą się odnaleźć. Dzięki śmierci Joela The Last of Us 2 może być dla nieheteronormatywnych kobiet dokładnie tym, czym The Last of Us 1 był dla mężczyzn po trzydziestce.

Perspektywa Innego

Ale decyzję o usunięciu Joela pochwalam nie tylko dlatego, że dzięki niej ktoś inny może się lepiej odnaleźć w grze. Podoba mi się ona także dlatego, że dzięki nowym bohaterkom to ja mogę lepiej poznać Innego.

Mówiąc w największym skrócie: wszystkie opowieści możemy podzielić na dwie grupy. Te, w których odnajdujemy siebie i te, w których odnajdujemy Innego. Pierwsze pozwalają odbiorcy poczuć, że jest ważny. Chłoniemy je utożsamiając się z bohaterem. „To o mnie” – myślimy – „Mam tak samo”.

W drugich głównymi bohaterami są postaci zupełnie nam obce, ale dzięki temu, że postrzegamy świat ich oczami, mamy możliwość lepiej je zrozumieć. Rzadko dochodzi do identyfikacji z bohaterem – nie są to bowiem opowieści o nas, ale ćwiczenia z empatii, dzięki którym otwieramy się na drugiego człowieka. „Nigdy tak na to nie spojrzałem” – myślimy – „Teraz już rozumiem”.

the last of us 2

Moim ulubionym dziełem z tej drugiej grupy jest film Moonlight w reżyserii Barry’ego Jenkinsa. To opowieść o czarnoskórym homoseksualiście dorastającym wśród maczystowskich stereotypów, wpajających mu, że męskość nierozerwalnie związana jest heteroseksualizmem. Bohater Moonlight tak bardzo boi się, że zostanie zraniony, że wyrzeka się własnego szczęścia – tłumi homoseksualizm i przywdziewa szaty typowego gangstera, jakby wprost wyjętego z hip-hipowych teledysków.

Nie jest tak, że po obejrzeniu Moonlight wiem, jak to jest być czarnoskórym homoseksualistą – są to tak skomplikowane i trudne emocje, że najprawdopodobniej nie ma sposobu, by je w pełni przekazać drugiej osobie. Ale poznałem inną perspektywę. Odkryłem kawałek świata, do którego wcześniej nie miałem dostępu. Zobaczyłem go oczami Innego.

Inny przykład, być może bliższy ludziom stojącym po drugiej stronie ideologicznej barykady: Pasja Mela Gibsona. W 2004 roku byłem już lewicującym ateistą, ex-punkiem. Szedłem na Pasję z całą masą uprzedzeń, pewien, że będę się świetnie bawił, chichocząc z łkających starszych pań i ich moherowych beretów. Tymczasem film Gibsona w końcu wytłumaczył mi o co chodzi w tej całej pasji. Abstrakcyjne mity, o których do tej pory słuchałem tylko z ust nadgorliwych katechetów zyskały kształty, dźwięki, twarze. Spotkałem prawdziwego człowieka, który przeżył prawdziwe kaźnie i dał się zabić dla większego dobra.

Tak jak Moonlight nie sprawił, że stałem się Chironem, tak Chrystus z Pasji nie nawrócił mnie na chrześcijaństwo. Pokazał mi jednak o co chodzi z tą całą boskością człowieka i człowieczeństwem Boga. Dzięki filmowi Gibsona zobaczyłem kawałek świata, którego wcześniej nie dostrzegałem.

Lekcja z empatii

Zawsze ceniłem sobie fantastykę za to, że mogę się z niej czegoś nauczyć. Zazwyczaj są to lekcje fizyki, ale lekcje empatii też się zdarzają. Stanisław Lem pisał w Solaris na temat niemożności nawiązania kontaktu z prawdziwie obcym obcym (o tym samym traktuje Niezwyciężony). W Wiecznej wojnie Joego Haldemana obserwujemy ludzkość z perspektywy człowieka wyjętego z czasu (za sprawą podróży kosmicznych), toczącego wojnę przeszłości, zagubionego w nowoczesności. Główny bohater Lewej ręki ciemności Ursuli K. Le Guin stara się zrozumieć rasę inteligentnych humanoidów o płynnej płci i to, jak zatarcie podziału na samców i samice wpływa na całą kulturę (zwłaszcza na jej najbardziej wojownicze aspekty). I tak dalej, i tak dalej.

Usunięcie Joela z The Last of Us 2 dało mi podobną lekcję. Gra studia Naughty Dog odebrała mi – białemu, heteroseksualnemu mężczyźnie w sile wieku, znajdującemu się na samym szczycie drabiny społecznej – oparcie w tym, co znam; kazała zrozumieć bezsilną wściekłość; spojrzeć na świat oczami homoseksualnej kobiety; pokochać transseksualnego chłopca; poczuć ból córki, której odebrano ojca (a nie – jak część pierwsza – ojca, któremu odebrano córkę).

A przy tym przecież nic mi nie odebrała. Wciąż mam The Last of Us 1. Wciąż mam Neon Genesis Evangelion. Wciąż jest mnóstwo historii o mnie.

The Last of Us 2 nie jest wybitną grą wideo, ale uwielbiam to, że grając w nią przynajmniej kilka razy pomyślałem: „Nigdy tak na to nie spojrzałem. Teraz już rozumiem”.

Na tym właśnie polega fantastyka. Na zmuszaniu do myślenia i współodczuwania. Na wypychaniu odbiorcy ze strefy komfortu.

Na tym polega kultura.

Bibliografia:

  1. K. Wężyk, Pokaż mi swój Netflix, a powiem ci, kim jesteś
Zobacz także:
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Grzegorz Smorag
Grzegorz Smorag
3 lat temu

Super artykuł. Na szczęście jest jeszcze Kratos, 300% mężczyzny. Rozłupałby Abby, jak rozgotowane jajko 😀

No i Trevor z GTA5 też by się nie cackał.