Sekiro: Shadows Die Twice [RECENZJA]
Sekiro: Shadows Die Twice – początek rozgrywki, czyli o czym warto wiedzieć
Pierwsze pytanie, które zadaje każdy, kto jeszcze nie grał w Sekiro: Shadows Die Twice, ale planuje je kupić, brzmi mniej więcej tak: “Trudne?” Od razu odpowiadamy: tak, trudne. Jednak jeśli jesteście w stanie poradzić sobie z tym poziomem trudności, to rozgrywka będzie dla was prawdziwą przyjemnością. Ale jeśli już Dark Souls czy Bloodborne nie dawały wam żadnej satysfakcji i sprawiały, że pad przypadkiem rozbijał się o ścianę, to… lepiej sobie odpuście. Tym bardziej, że From Software nie daje wam w tej grze opcji wyboru poziomu trudności. Poprzeczka jest tak samo wysoka dla wszystkich graczy.
Zaczynacie jako pozbawiony woli życia shinobi, który musi uciec ze studni i odnaleźć swojego pana. Gra w żaden sposób nie podpowiada wam, w którą stronę macie pójść i dobitnie pokazuje to już na samym początku, kiedy sami musicie zdecydować, która droga ucieczki będzie najlepsza. Na tym etapie gry szybko odnajdujecie swojego pana – “boskiego potomka”, czyli dzieciaka, którego trzeba chronić – ale długo się tym spotkaniem nie nacieszycie. Chwilę po uwolnieniu panicza Kuro zostajecie zaatakowani i w tym przypadku pojedynek kończy się utratą ręki i boskiego potomka.
Jako Wilk gracze mają więc dwa zadania: odnaleźć swojego pana oraz zemścić się za odcięcie ręki. Ważnym elementem gry jest proteza shinobi, którą można cały czas ulepszać. “Nowa ręka” Wilka może być liną z hakiem, toporem, włócznią, tarczą czy dyszą ogniową. Oprócz protezy dostajemy jeden rodzaj broni – katanę. W walce liczą się umiejętności gracza, bo nie dostajemy tu specjalnych zbroi zwiększających ochronę. Możemy używać tykwy przywracającej zdrowie, gadżetów tymczasowo zwiększających odporność na ciosy, ale to wszystko. Trzeba nauczyć się mechaniki parowania i uważać na pasek postury – pełen u wroga jest naszą szansą, a pełen u nas jest naszą szybką okazją do śmierci. Jeden z wielu, bo jej symbol to jeden z najczęściej powtarzających się w Sekiro.
Walka z bossami i mini-bossami w Sekiro
System walki w Sekiro nie pozostawia miejsca na błędy. Pomniejszych przeciwników może da się pokonać bez pełnego skupienia, ale mini-bossowie i bossowie wymagają pełnego zaangażowania. Nic nie powinno was rozpraszać w trakcie walki, bo wystarczy, że nie dacie rady zablokować jednego ciosu, a główny bohater ginie. Jest to szczególnie frustrujące w momencie, kiedy do zakończenia pojedynku brakuje już tylko trzeciego uśmiercenia bossa.
Przeciwnicy w Sekiro są różnorodni, dzięki czemu gracze są stale zaskakiwani i nie nudzą się powtarzalnością. Co ważne, nie z każdym musimy walczyć. Wielu pojedynków da się uniknąć, jeśli będziemy się umiejętnie skradać (tak, w końcu dostaliśmy porządną opcję skradania!). Mamy też możliwosć natychmiastowego wskrzeszenia, dzięki czemu gra staje się łatwiejsza – choć tylko trochę. Walka w Sekiro: Shadows Die Twice nie jest dla osób, które myślą, że skorzystają z tykwy i jakoś to będzie. Jest napięta, wymagająca i nie ma w niej miejsca na przypadkowe ruchy.
Grafika w Sekrio, czyli trochę o estetyce
Oprawa wizualna Sekiro: Shadows Die Twice nie jest dziełem sztuki, ale jest dobra. Gra potrafi zgubić klatki w najważniejszym momencie walki. Niemniej jednak jest klimatycznie, co szczególnie docenią miłośnicy wszystkiego, co związane z Japonią. Twórcy mocno się postarali, żeby feudalna Japonia była tu odczuwana nie tylko w dialogach.
Dobrze jest czasem odpocząć od walki i dać sobie chwilę na podziwianie świata. Trzeba tylko uważać, dokąd idziemy, bo tak jak wspomniałam nikt nie mówi nam, gdzie trzeba się udać – a w ten sposób możemy trafić na o wiele za trudnych przeciwników (na dany moment rozgrywki). Czy kolejna śmierć to wiele za odnajdywanie nowych sekretów i satysfakcjonującą eksplorację? Niekoniecznie.
Ile czasu potrzeba na przejście Sekiro: Shadows Die Twice?
Ile zajmuje Sekiro? Wszystko zależy od umiejętności. Jeden z rekordzistów skończył grę w 69 minut, a nam zajęło to ponad 30 godzin. Można się sfrustrować, kiedy chcesz już po prostu lecieć dalej, a w Sekiro nie ma “po prostu”. Albo się starasz, uczysz ruchów, albo giniesz.
Bywa, że podejścia do jednego bossa trzeba się uczyć przez 3 godziny, żeby potem zabić go w 8 minut – tak jak to miało miejsce w moim przypadku, gdzie po wielu podejściach udało się w końcu skończyć z gościem, który miał stanowczo za dużo życia i dotrzeć do true endingu (lub innego, bo do wyboru są trzy i zależą od tego, co na koniec podarujemy boskiemu potomkowi – jednak są to trzy możliwe zakończenia na cztery całkowite).