Plemiona Europy [RECENZJA]
Kto z kim, gdzie i kiedy
Plemiona Europy to serial postapo, który, jak sama nazwa wskazuje, skupia się na frakcjach zamieszkujących Europę po apokalipsie. Do kwestii plemion wrócimy później. Najpierw coś o samej apokalipsie w tym konkretnym settingu.
Scenarzyści Plemion Europy stawiają na metaideę wybuchu EMP, czyli prostą, przynajmniej w podstawowym założeniu, reakcję, która doprowadzić mogłaby na masową skalę do zapaści technologicznej. Rusznikarstwo jest jednak w serialu sztuką, która cały czas determinuje konflikty między frakcjami, walczącymi głównie o dominację. Kwestia walki o zasoby, takie jak ropa do pojazdów, w pierwszym sezonie w ogóle nie jest poruszana. Zachodzi podejrzenie, że zmagania kompletnie nie interesują scenarzystów. Chodzi o dominację terytorialną i podbój. EMP stanowi jednak zerwanie z chochołem wojny nuklearnej, która jest dla gatunku postapo wręcz dogmatem. Tego rodzaju rozwiązanie jest całkiem nowatorskie.
Dochodzimy wreszcie do plemion i tego, jak bardzo bym chciał, żeby ktoś wreszcie wziął sobie do serca tekst Minor Threat (Sometimes Good Guys Don’t Wear White). Oceniać należy po okładce. Tą kliszą w Plemionach Europy wali się widza niczym pałką. Zła frakcja ubiera się oczywiście na czarno. Żebyśmy się za bardzo nie pomylili w ocenie tego, kto jest zły, a kto dobry.
Zła frakcja totalniacka wygląda, jakby rozpoczęła swoje istnienie na imprezie w Berghain, a następnie pod wpływem kultu siły podbiła ogromne połacie terenów niegdysiejszej Europy.
Ze stolicą w byłym Berlinie plemię kruków ceni sobie nie tylko siłę, ale uwagę i honor. Co przekłada się na to, że nigdy nie łamią danego słowa. Ponadto poszczególne kasty nazywają niewolników w słowiańsko brzmiącym języku, ale w swoim towarzystwie rozmawiają po niemiecku i angielsku.
Scenarzyści sprawnie operują kliszami kulturowymi. Cały gatunek postapo od swoich prapoczątków żerował na zimnowojennej paranoi. Scenarzyści Plemion Europy postanowili również skorzystać z paranoi, ale takiej bardzo niszowej i podsycanej na zachodzie w ramach liberalno – lewicujących baniek. Ileż to było alarmujących artykułów o tym, że ubrani na czarno fani techno są w istocie kryptofaszystami. Tak więc kruki z ich faszyzującym kultem siły i klubową muzyką techno są właśnie taką elegancką emanacją tego rodzaju lęków. Za zamkniętymi wrotami klubów techno dzieją się niesłychane rzeczy. A do tego robią je atrakcyjni, harmonijnie zbudowani ludzie. Strach ma wielkie oczy.
No i ta teoria jest zapewne bardzo zgrabnie zaimplementowana dla części widzów Netfliksaa, którzy tego rodzaju rewelacje łykają. Pikanterii dodaje tutaj fakt, że serial realizowany jest przecież przez niemieckich twórców. Scenarzyści kreślą frakcją kruków rekurencję. Trzecia Rzesza napędzała blitzkrieg amfetaminą, a plemię kruków zamiast pervitinem, konsoliduje lojalność i efektywność narkotykiem zwanym volk. Kult pięknego ciała, kult intoksyfikacji. Współczesnym scenom klubowym brakuje tylko kultu siły, żeby ta fantasmagoria stała się rzeczywistością. Historia zatacza przed widzem koło, a piszący te słowa ma przed oczami fanpage na Facebooku o nazwie “Naziści byli źli, ale dobrze się ubierali”. Wbrew temu, co ludzie wściekający się na poprawność polityczną mogliby sobie pomyśleć, strona ta nigdy nie spadła z rowerka, a fakty są takie, że Hugo Boss szył mundury na zlecenie SS.
Fabuła zapoznaje nas z frakcją neo-prymitywistów, ale dosyć szybko scenarzyści ich anihilują, by wyłuskać jedynie wywodzących się z tego plemienia głównych bohaterów. Kolejnym, istotnym dla historii plemieniem jest pluralistyczna, militarystyczna frakcja, która wygląda, jakby powstała na gruzach armii UN i idei spajających UE. Tzn. ci „dobrzy” z zasadami po apokalipsie hołdujący idei zjednoczonej Europy vs ci „źli” z kultem siły i totalniactwem (totalitaryzmem, autorytaryzmem, satrapizmem etc.). Dałoby się to trochę zniuansować jakąś trzecią istotną frakcją i niekoniecznie feministycznym plemieniem hiszpańskojęzycznym, które poznajemy pod koniec sezonu. Modus operandi frakcji pogrobowców UE i UN jest podobny do tego, jakim kierowała się federacja ze Star Treka. Dyplomacja, dyplomacja i rozejmy, a dopiero później sięganie po broń. Jasna kosmologia, którą nawet po atropinie widzi się klarownie. Kult siły kontra pluralistyczni militaryści. Plain and simple.
Tempo serii jednak zaskakujące jak na Netfliksa – nie ma dłużyzn i scen, które do niczego nie są potrzebne. To naprawdę duża zaleta. Nim się obejrzycie, będziecie po zbingowaniu pierwszym sezonem. Plot twisty dzieją się na tyle szybko, że nie ma mowy o detektywistycznym rozkminianiu, ale można to w przypadku Plemion Europy postrzegać raczej jako zaletę niż wadę.
Niektórzy z aktorów mają za sobą udział w innej, niemieckiej produkcji science fiction, czyli Dark. Podejrzewam, że w kolejnych sezonach pojawi się ak federacja ze Star Treka. Opus Moderandi: dyplomacja, dyplomacja i rozejmy, a dopiero później sięganie po broń. Jasna kosmologia, którą nawet po atropinie widzi się klarownie. Kult siły kontra pluralistyczni militaryści. Plain and simple.
Akcja i dynamika kina sensacyjnego
Dzięki mocnym kontrastom między frakcjami akcja toczy się bardzo płynnie, szybko i przyjemnie. Pojawiają się aktorzy znani ze wspomnianego już serialu Dark. Podejrzewam, że przy takim tempie akcji zobaczymy jeszcze więcej znajomych twarzy z tej niemieckiej produkcji.
W Plemionach Europy scen akcji jest sporo i naprawdę robią spoko wrażenie. Chyba nigdy w żadnej ekranowej opowieści od naszych zachodnich sąsiadów nie widziałem tak dynamicznej pracy kamery podczas tego rodzaju scen. Ostatni raz tak dobrze bawiłem się przy oglądaniu scen walki, gdy bingowałem Walking Dead. W omawianym serialu cały czas ktoś kogoś goni, strzela lub próbuje zrobić krzywdę bronią białą. Sceny te jednak nie trącają cringe’owatym efektem, jaki ma czasem miejsce w kinie superbohaterskim. Tu bardziej wygląda to momentami jak w jakiejś produkcji science fiction pokroju Predatora – czyli bez świrowania w stylu, który dowiózł do kina Matrix czy jakiś inny Underworld.
Osobiście od razu kupiłem motywacje wszystkich frakcji. Prawdopodobnie dlatego wkręciłem się w tempo akcji i pozbawiłem resztek sceptycyzmu względem tej serii. Może to paneuropejski klimat, który jest nowością w tej stylistyce sprawił, że tak dobrze mi się oglądało ten serial. Bez akceptacji metaidei pewnie bym nie łyknął tego tempa akcji jak po pervitinie na niemiecką receptę. Nie ma w tym jakiegoś rocket science, ale motywacje bohaterów są przekonujące i o dziwo niemieccy aktorzy zaskakują umiejętnościami. Nie są taką dyktą jak niektórzy aktorzy w podobnych produkcjach, jak chociażby w amerykańskim 100.
Jak Plemiona Europy wypadają na tle innych produkcji tego rodzaju?
Zaskakująco dobrze. Przyzwyczajono nas do tego, że tego rodzaju produkcje powstają w Ameryce Północnej. Już nawet Brazylijczycy zaczęli eksperymentować z tym gatunkiem w całkiem udanym 3%. Przyszła pora na Niemcy, bo hiszpański Mur jest nudny jak flaki z olejem.
Twórcy Plemion Europy zerwali z atomowymi fobiami, które dominują w gatunku postapo. Mnóstwo jest w tej produkcji intertekstualnych nawiązań. Nie zdziwiłbym się, jakby ten EMP blackout był atakiem terrorystycznym enwiromentalistów próbujących zatrzymać globalne ocieplenie, co byłoby zabiegiem łańcuchowym podobnym do metaplotu Snowpiercera. Oczywiście, jeżeli tak się stanie, to będzie to nawiązanie do 12 małp z Brucem Willisem i Bradem Pittem.
Cały serial oparto na nawiązaniach, ale nie jest to nachalne. To tylko delikatne hinty, a większą część rzeczy wymyślili sami scenarzyści. Momentami czuje się klimat Last of Us. Szczególnie drugiej części.
Cechą Plemion Europy, na którą warto zwrócić uwagę jest – pardon my french – ‘growość’ tego serialu. Frakcje są odrysowane z takim rozmachem jak w grach komputerowych. Obyczaje, rytuały, przekonania. Jak spojrzymy dla porównania na takie amerykańskie 100, to dostajemy tam kompletnie puste i niewyeksploatowane pomysły. Co w efekcie sprawia, że bardzo szybko bohaterowie blendują i kompletnie nie da się odróżnić tego, kto kim jest, bo tak szybko się wewnętrznie zasymilowali. Obejrzałem 100 na fali sentymentu do serialu Ziemia 2, ale teraz widzę, jak niemiecki serial zjada tę amerykańską produkcję postapo.
‘Growość’ recenzowanego serialu ma również swoje gorsze strony. Ścieżka jest momentami podobna do kiepskiej ścieżki z Encased. Na szczęście nikt nie wpadł na to, żeby zrobić z Plemion Europy jakieś ambitne nawiązanie do Stalkera. Seria eksploatuje oprawę dźwiękową elektroniką. Mamy fajne ejtisowo brzmiące synthy i wspomniane wcześniej techno, gdy dochodzi do scen w stolicy kruków.
Plemiona Europy stawiają na akcje bez zbędnych dłużyzn, a dynamika potyczek jest bardzo podobna do tej, jaką stosuje się w grach komputerowych. Dodatkowo rzuciły mi się na oczy kopnięte, teledyskowe ujęcia, które są chyba jakimś tam nawiązaniem do klasyczka gatunku, jakim jest hardware.
Czy warto sięgnąć po Tribes of Europa?
Jeżeli jesteście fanami gatunku postapo, to zdecydowanie powinniście sięgnąć po ten tytuł. Szkoda, że aż tyle czasu trzeba było czekać na pozycję, która pozbiera do kupy koncept zrobienia postapo na terenie Europy. Pomysł na geopolityczno – antropologiczne strefy wpływów jest fajny i wpływa na miodność serialu. Biorąc pod uwagę rosnącą popularność subkultury prepersów i kolejne odsłony w grach, gatunek postapo czeka jeszcze długa droga do kompletnego wypalenia. Nawet Star Trek Discovery w trzecim sezonie stał się trochę postapo ku małemu entuzjazmowi fanów, którzy są w żałobie po swojej ulubionej utopii science fiction.
Jeżeli lubicie seriale z dużą dozą akcji, ale niekoniecznie głupie fabularnie, to raczej nie będziecie zawiedzeni po sięgnięciu po Plemiona Europy.