Etyczne porno jest możliwe, czyli rzecz o Alfie – FISH & CHIPS #20
Strategia zawstydzania
Chyba żaden inny przejaw powszechnie akceptowalnego seksizmu nie irytuje mnie tak bardzo jak slut-shaming. W wielkim skrócie zjawisko to polega na krytykowaniu i zawstydzaniu kobiet (rzadziej homoseksualnych mężczyzn) z powodu zachowań związanych z seksem. Jestem w stanie się założyć, że każdy z was był kiedyś świadkiem sytuacji, w której kobieta została nazwana dziwką, zdzirą lub szmatą, dlatego że się z kimś przespała, ubrała się w „wyzywający” sposób lub – nie daj boże – powiedziała głośno, że lubi seks.
U podstaw tych inwektyw leży przekonanie, że istnieje pewien sposób „prowadzenia się”, według którego kobiety powinny żyć. Niespisany, a czasem i spisany kodeks nakładający cały szereg ograniczeń i zobowiązań, których przestrzeganie lub nieprzestrzeganie oddziela kobiety porządne od nieporządnych.
Oczywiście, jak wszystkie kodeksy w patriarchalnym społeczeństwie i ten służy utrwaleniu konserwatywnej struktury społecznej gwarantującej mężczyznom dominującą pozycję. Choć niekoniecznie został stworzony tylko przez mężczyzn. Podobnie jak ofiarami patriarchatu bywają mężczyźni (np. chłopcy niemogący się bawić lalkami w dzieciństwie, bo „to dla dziewczyn”), tak jego budowniczymi bywają kobiety. Czasem świadomie (zob. Kaja Godek, Phillys Schlafly i inne), częściej nieświadomie, powielając stereotypy, których nauczyły się w procesie wychowania.
Zgodnie z tym kodeksem mężczyzna sypiający z wieloma partnerkami jest uwodzicielski, a postępująca podobnie kobieta – puszczalska. Mężczyzna może otwarcie mówić o żądzy, kobieta powinna być skromna. To normalne, że chłopcy się masturbują i oglądają pornografię, ale dziewczęta absolutnie nie powinny interesować się seksem. Mężczyzna może poruszać się w przestrzeni publicznej z odkrytym torsem, kobieta zaś nie powinna pokazywać piersi nawet przy czynności tak prozaicznej jak karmienie dziecka. W kodeksie tym spisane są też odpowiednie „skromne” stroje, które nie prowokują do gwałtu i pozwalają kobietom spokojnie spacerować nawet po ciemnych alejkach (tylko, że nie).
Paradoks współczesnego slut-shamingu tkwi w tym, że rzeczywistość wszechobecnego przekazu marketingowego sprawiła, iż żyjemy w świecie przesiąkniętym zinstrumentalizowanym seksem. Seks stał się towarem. Nagie ciała krzyczą z każdej reklamy. Dziewczynki dorastają więc otoczone uprzedmiotowionymi ciałami kobiet i w oparciu o nie budują wyobrażenie o tym, co jest atrakcyjne i jak powinny się zachowywać. Tylko po to, by następnie zostać potępionymi z patriarchalnych pozycji jako „dziwki”, które zasługują na społeczne wykluczenie czy przemoc seksualną, bo przecież „same tego chcą”.
Najlepsze porno
Slut-shaming jest centralnym tematem komiksu Alfie autorstwa artystki lub artysty podpisującej/ego się pseudonimem InCase. To najlepszy komiks porno, jaki kiedykolwiek czytałem. No, być może oprócz większości hentai autorstwa Arai Kei… i Emergence Shindo L… i twórczości Guido Crepaxa… i niektórych mniej seksistowskich komiksów Milo Manary… W każdym razie Alfie to światowa czołówka. Lektura tym lepsza, że dostępna legalnie i za darmo na stronie internetowej buttsmithy.com.
Tytułowa bohaterka jest niziołką (zabawne, że pomimo popularności literatury fantasy w języku polskim wciąż nie wykształciła się naturalna forma żeńska tego rzeczownika), która – jak łatwo się domyślić, w końcu mowa o porno – powoli zanurza się we wspaniałej krainie seksu. Z początku jej partnerem jest ludzki mężczyzna imieniem Marco, strażnik z mijającej wioskę Alfie karawanie kupieckiej. Ale wraz z rozwojem fabuły Alfie odkrywa, że jest biseksualna.
Czytelnik z kolei odkrywa, że świat wykreowany przez InCase zamieszkuje wiele fantastycznych ras. I wszystkie ochoczo ze sobą spółkują. Na niemal tysiącu stron (komiks powoli zmierza ku końcowi) jest więc wiele szans, by zobaczyć rysunkowy seks w najróżniejszych konfiguracjach. Nie tylko liczbowych i płciowych, ale i rasowych.
Choć główna bohaterka szybko przekonuje się, że naprawdę lubi seks, to panicznie boi się, że na tej nowo odkrytej „rozwiązłości” zostanie nakryta przez sąsiadów. Alfie została bowiem wychowana w małym miasteczku pełnym zakłamanych bigotów, rezerwujących sobie prawo do oceniania decyzji życiowych innych osób. Przez całe życie słyszała zewsząd, że ma być przede wszystkim miłą dziewczyną, a do 21 roku życia powinna znaleźć sobie męża i założyć rodzinę. Na pewno zaś nie powinna mieć bogatego życia intymnego, wielu partnerów i partnerek, czy otwarcie przyznawać się do czerpania radości z seksu. Wszak miła dziewczyna musi się dobrze prowadzić i spółkować jeno z mężem. W ciemności i w celach prokreacyjnych.
Okręcenie fabuły komiksu pornograficznej wobec slut-shamingu świetnie sprawdza się jako kręgosłup opowieści o kobiecie pełnej lęków i zahamowań, która odkrywa w sobie zamiłowanie do seksu i – dzięki temu – przekonuje się, jak zakłamane i przesiąknięte przemocą są zasady społeczności, w której się wychowywała. Kolejne pornograficzne sekwencje służą w Alfie nie tylko satysfakcji czytelnika, ale i rozwojowi postaci. Im pewniej Alfie czuje się w świecie seksu, im bardziej się przełamuje, im ciekawszych układów próbuje, tym więcej dowiaduje się o sobie i tym bliżej jest przełomu – uświadomienia sobie, że reguły, w których się wychowywała są podszyte fałszem i krzywdzą, a ona wcale nie chce być „grzeczną dziewczynką”. InCase obrazuje przemianę bohaterki nie tylko na przykładzie jej podbojów i preferencji seksualnych, ale także na głębszym psychologicznym poziomie. Alfie naprawdę dojrzewa, nabiera odwagi i przełamuje uprzedzenia. A dzieje się to głównie dzięki temu, że doświadcza nowych uczuć i emocji.
Ciekawa jest też pozycja, w jakiej stawiany jest czytelnik serii. Przez długi czas Alfie najbardziej na świecie obawia się, iż zostanie nakryta. Boi się, że ktoś ją przyłapie, na łamaniu zasad społeczności (do tego z człowiekiem!). Jednocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że niziołka i jej kochanek czerpią z tej sytuacji przyjemność. Ich schadzki są tak satysfakcjonujące również dlatego, że oddając się im łamią normy, których uczeni byli przestrzegać. Postępują wbrew tabu. Przekraczają granice.
Rzecz w tym, że Alfie w istocie jest śledzona, podglądana i oceniana. Być może też wyzywana, slut-shame’owana. Przez czytelnika. Jeżeli ten komiks czyta osoba pełna uprzedzeń, która w prawdziwym świecie chętnie zwyzywałaby kobietę, zachowującą się jak Alfie, istnieje szansa, że taki odbiorca przekona się o ohydności i szkodliwości swojego podejścia. Jeżeli zaś odbiorca jest czytelnikiem/czką o otwartym umyśle, być może ucieszy go/ją fakt, iż przynajmniej na meta-poziomie jego/jej spojrzenie potęguje przyjemność bohaterów.
A że czytelnik może sobie popatrzeć bezkarnie i bez wyrzutów sumienia dowiaduje się już na pierwszej stronie. Nie ma na niej ani kreski seksu, jest za to wyraźnie podniecona Alfie podglądająca spółkującą parę (na marginesie: każda pornografia opiera się na przyjemności płynącej z podglądactwa, świadomy twórca pornografii wie, że to właśnie element voyeurystyczny jest najważniejszy, a nie wyuzdane wygibasy).
Alfie to jedno z tych porno, które naprawdę warto śledzić dla fabuły. Owszem, sceny seksu są pięknie i sugestywnie narysowane, ale komiks InCase/a zachwyca również bogatym, sprawnie budowanym światem przedstawionym i wielowymiarowymi, łatwymi do polubienia bohaterami. Bryluje zwłaszcza Vera: przepełniona gniewem matka głównej bohaterki, która w młodości była obiektem ataków ze strony bigotów i – by zminimalizować cierpienie – odgrodziła się od wszystkich emocjonalnym murem. Ale seria ma też dużo serca wobec bohaterów męskich. Zamiast wpadać w typowe dla gatunku klisze o supersamczych porno-jebakach, okazują się oni być sympatycznymi, wrażliwymi facetami ze skłonnością do autorefleksji. Mamy tu też pełen przegląd przez typy sylwetek, wielkości biustów i członków. Najróżniejsze kultury, kolory skóry i zwyczaje godowe. A nawet bohaterkę borykającą się z niepełnosprawnością.
Pornograficzna seria InCase/a to pean na rzecz różnorodności, tolerancji i zgody. Wszyscy są tu cudownie inni. Za każdym rogiem czeka sprośna niespodzianka. Seks uprawiany jest w najróżniejszych pozycjach, technikach i konfiguracjach, jednak zawsze za zgodą wszystkich zaangażowanych i ku ich zadowoleniu. Slut-shaming jest perfidny i głupi. Realizowanie swoich pragnień jest zdrowe.
Rysunkowy charakter tego porno zaś i wynikający z niego brak aktorów oraz aktorek sprawia, że z umysłu czytelnika znikają nawet nieodłączne przy konsumowaniu klasycznej pornografii pytania o to, czy wszyscy są na planie z własnej woli, czy nikomu nie dzieje się krzywda i, czy zysków nie zgarnia obrzydliwe korpo. Jeżeli to nie jest etyczne porno, to ja już nie wiem.
PS Plotka głosi, że InCase pochodzi z Polski. Sugerują to niektóre nazwy użyte w komiksie. Romantyczne święto niziołków to Noc Kupały (The Kupala Night), a na jednej z ilustracji opublikowanych „na marginesie” Alfie czytamy o mieście Yebany.
PPS Polecam sekcję komentarzy pod każdą stroną Alfie. Po pierwsze: ludzie są tam naprawdę zabawni. Po drugie: dawno nie spotkałem w internecie grupy tak otwartej, miłej i bezgranicznie zakochanej w swoim idolu (i wykreowanej przez niego fikcyjnej bohaterce).