Uspjeh, czyli Sukces? Tylko umiarkowany [RECENZJA]
Pierwsza chorwacka produkcja HBO
Tym razem przy produkcji lokalnego serialu HBO dało się wykazać artystom z Chorwacji. Oddział koncernu noszący miano Adria (działający w Chorwacji, Serbii, Bośni i Hercegowinie, Słowenii, Macedonii oraz Czarnogórze) zorganizował konkurs na skrypt, a realizację zwycięskiego projektu powierzył Danisowi Tanoviciowi. Reżyser nagrodzony przed laty Oscarem za najlepszy film nieanglojęzyczny (Ziemia niczyja) zmierzyć musiał się z dość konwencjonalną, choć obdarzoną dużym potencjałem historią.
Uspjeh (w nadwiślańskiej wersji Sukces, w anglojęzycznej Success) miał być według zapowiedzi ponurą wiwisekcją współczesnego społeczeństwa. Prowadzące do alienacji błyskawiczne tempo życia, zgubna pogoń za luksusem, rozbudzone aspiracje zmieniające życia zwyczajnych ludzi w pasmo zmartwień i lęków…
Przyrzeczono nam więc solidny materiał do przemyśleń i już na samym wstępie warto podkreślić, iż obietnice jak najbardziej zostały dotrzymane. Tyle tylko, że w mało satysfakcjonujący widza sposób.
Splecione losy czwórki nieznajomych
Motorem napędowym fabuły serialu Uspjeh są tragiczne wydarzenia, które pewnej nocy splatają losy czwórki nieznających się mieszkańców Zagrzebia. Blanka, Kiki, Vinka oraz Haris pochodzą z różnych warstw społecznych oraz kręgów towarzyskich, jednak za sprawą niefortunnego obrotu zdarzeń wspólnie przykładają ręce do zabójstwa Viktora – syna mafijnego bossa. Choć tak naprawdę żadne z nich nie ponosi za tragedię odpowiedzialności, fatalny wypadek skłania ich do podejmowania kolejnych decyzji brzemiennych w skutkach.
Chorwacka produkcja jest więc klasyczną opowieścią o grupce ludzi, których mniej lub bardziej ułożone życia zmieniają się pod wpływem jednego wydarzenia. Wcześniej sobie nieznani, teraz wspólnie znaleźć muszą siłę do pokonania nowych przeciwności.
Do wyłaniającego się z tego opisu schematu Uspjeh nie dodaje od siebie kompletnie nic. Ze względu na podręcznikowe wyzyskanie wszelkich cech thrillera z mocno zarysowanymi wątkami obyczajowymi cała historia przykuwa do ekranu. I właściwie tyle.
Uspjeh tylko na papierze
Generalnie z serialem Uspjeh wszystko jest w jak najlepszym porządku. Perfekcyjnie rozpisana narracja cegiełka po cegiełce buduje wiarygodne portrety bohaterów. Opowiedziana historia trzyma w napięciu bez sztucznych zabiegów, a przejścia pomiędzy kolejnymi częściami historii idealnie pokrywają się z biegiem wypadków. Na uwagę zasługują ujęcia, którymi reżyser nie posługuje się w celu podkreślania emocji (z tym świetnie radzą sobie sami aktorzy), lecz wymowy ideowej oraz wagi fabularnej co ważniejszych scen. Podobne wrażenie sprawia także oprawa dźwiękowa.
Całość naznaczona jest jednak piętnem dzieła mechanicznego, rzemieślniczego. Podczas oglądania kolejnych odcinków ani razu nie odniosłem wrażenia, że przenoszę się do świata żyjącego własnym życiem. Bohaterów napisano tak, abyśmy polubili ich z defaultu. Nastolatka bita przez ojca, poczciwy i nieudaczny młody chłopak, wypalony zawodowo architekt z sensownymi wyrzutami sumienia czy tłamszona przez męża pracownica banku – cechy dystynktywne poszczególnych archetypów oddane zostały przez aktorów przekonująco i porządny człowiek zwyczajnie musi im współczuć.
Podobnie jest z historią, w której nawet nieprzewidziane wypadki i zwroty akcji wydają się podporządkowane jakiemuś wyższemu celowi. Mocno wystrzegałbym się przed nazwaniem ich sztucznymi czy nudnymi, zdecydowanie lepiej pozostać przy określeniu ich nadmiernie przeestetyzowanymi. Uspjeh koniecznie chce zadawać pytania i przedstawiać niejednoznaczne kwestie, jednak czyni to w sposób wyprany z emocji. Powodzenie w życiu, cena sukcesu, granice moralne wyznaczane sobie przez ludzi… Znacznie bardziej satysfakcjonujące byłyby te pytania jako wypadkowa podróży przez serial, a nie jej główny cel.
Obejrzeć warto, zapamiętać – nie bardzo
Uspjeh to dobry dramat telewizyjny, który broni się pod względem wszystkich elementów serialowego rzemiosła. Brak w nim jednak iskry geniuszu, która mogłaby zmienić niezłą produkcję w światowy przebój. Wiele mocnych w teorii scen (pobicie kobiety na moście, finał wątku Kikiego czy w końcu ostateczna konfrontacja głównych bohaterów ze szwarccharakterem) oglądało się raczej beznamiętnie, bardziej zwracając uwagę na szczegóły warsztatowe niż emocjonując się biegiem zdarzeń.
Dzieło Tanovicia jest produkcją raczej dla koneserów, którzy najwięcej przyjemności czerpią z analizowania realizacyjnych subtelności. Choć również pod tym względem trudno nazwać Uspjeh przełomem. To zdecydowanie solidna robota, w której nie da się wprawdzie doszukać większych wad, ale ze wskazaniem elementów ponadprzeciętnych także byłby problem.
Niby jest więc świetnie, ale jednak… nijako.